- Nigdzie nie znajdziesz lepszego ujścia dla wyobraźni - twierdzi Marek, informatyk, uczestnik gier RPG (Role Playing Games), mistrz gry od dziesięciu lat. - Nic cię nie ogranicza, możesz być zupełnie kimś innym w naszej nudnej rzeczywistości. I możesz żyć w świecie „Władcy Pierścieni”. - To coś na kształt teatru bez widzów - mówi Ala, studentka historii UW. - Wcielamy się w różne postaci i tworzymy własne historie na motywach świata Tolkiena.
*
Bywa, że dla kogoś słowa: „wyobraźnia” i „fantazja” oznaczają to samo. I owszem, wyobraźnia twórcy, artysty czerpie z fantazji, ale nie z tej wybujałej, dowolnej i swawolnej, bo dzieło musi mieścić się w jakichś granicach prawdopodobieństwa. Wyobraźnia sumienia (narzędzie odpowiedzialności) jak najbardziej trzyma się prawdopodobieństwa, odpowiedzialnie przewidując skutki postępków. Również wyobraźnia miłosierdzia jest jak najdalej od fantazjowania, bo wczuwa, wczytuje się w istotę człowieka, w jego rzeczywiste pragnienia, głody, cierpienia, dramaty. Podobnie jest z wyobraźnią wiary, która odczytuje, odkrywa w świecie widzialnym jego niewidzialny wymiar - bynajmniej niedowolny! Tu nie ma zmyślania, bo każda iluzja może zwieść na opętańcze manowce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
*
Mat i Dona poznali się na internetowym forum „Fantasy”. Oboje mający za sobą dzieciństwo na tyle nieciekawe, że pochłaniały ich od dawna fantastyczne komiksy, filmy, grafiki, a potem gry. Teraz on był grafikiem komputerowym, a ona - plastyczką. I choć pobrali się i urodziło im się dziecko, to ich wspólna pasja nie mijała. Zwłaszcza gdy spróbowali gier RPG, do których potrzeba było sporej książki z fabułą, zasadami i baśniowo-magicznymi postaciami oraz kilkoro uczestników wcielających się w nie i rozgrywających coraz to nowe zadania mistrza gry. A był nim zwykle Mat, który miał niespożytą fantazję (czasem stymulowaną lekko przez LSD).
Ich pięcioletnia córka Agatka jakoś nie gustowała w bajkach, które jej kupowali, czy w filmach, którymi emocjonowali się rodzice. Wolała książeczki kupowane jej przez babcię - bez magii, mitycznych stworów czy czarowników. Za to fascynował ją świat roślin, chrząszczy, ptaków. Dla tych ostatnich dziadek zrobił jej karmnik na parapecie, potrafiła więc godzinami siedzieć i przypatrywać się sikorkom, gilom czy wróblom. A jej rodzice grali coraz częściej i dłużej, coraz mniej dbając o dom i coraz rzadziej rozmawiając z małą.
Którejś nocy Agatka przebudziła się i weszła do pokoju, gdzie toczyła się gra. Patrzyła uważnie na siedmioro graczy pochłoniętych bez reszty opisywaniem nowych sytuacji, wyzwań, kroków, dylematów, zaklęć, rytuałów… Mała stała tam w piżamce już kilka minut, zupełnie niezauważona. W końcu trzepnęła pałeczką w swój werbelek i prawie płacząc, wykrzyczała: „Dorosłe ludzie są okropne! Wymyślają sobie głupie bajki, w których nie ma ani jednej małej dziewczynki i zwykłych stworzonek. Nie pamiętają wcale o takiej sierotce, co tu mieszka i jest taka samiuteńka, że tylko z ptaszkami gada. Jesteście chyba strasznie zaczarowane przez złego maga. Boję się was!”. Odwróciła się i pobiegła do swojego pokoju, mamrocząc modlitewkę „Aniele Boży…”. Mat rzucił przez ramię do Dony: „Zajmij się nią, bo nam znów przeszkodzi. I poczytaj jej którąś z tych jej głupich bajek, może zaśnie”.
*
Kto zbyt często bywa w Nibylandii, nie zauważa, że jest uciekinierem od rzeczywistości, od realnych ludzi, od myślenia, od Boga… Zaczyna więc mieć niby-przygody, niby-walki, niby-dramaty, niby-miłość. Obcując z niby-postaciami, szukając niby-szczęścia, zaczyna mieć niby-życie. A życie prawdziwe jest gdzie indziej!