W latach licealnych i studenckich kilka razy pielgrzymowałam pieszo na Jasną Górę. W tym roku wybrałam się tam z całą moją rodziną. Początkowo zamierzałam pójść z córkami (17-letnią Magdą i 16-letnią Asią),
gdyż bardzo chciałam, żeby zobaczyły, jak wielkim przeżyciem są rekolekcje w drodze do Częstochowy. Coraz częściej pojawiały się w naszym domu rozmowy o pielgrzymce, aż w końcu postanowili z nami pójść
również mój mąż Krzysztof i 10-letni syn Paweł.
Przygotowań było sporo, bo dotyczyły one pięciu osób. Nie mogę powiedzieć, że nie miałam obaw i nie czułam niepokoju, jak to będzie.
I udało się, mimo trudnych chwil, które miał każdy z nas (bo pryszcze, bolące nogi, przemakające płaszcze, twarda podłoga w remizie lub dziurawa stodoła). Wszystko to nic wobec tego, co udało się
nam wspólnie przeżyć. Wielką radość sprawiło mi to, że właściwie byliśmy razem prawie 24 godziny na dobę i razem chłonęliśmy wszystko, co dają rekolekcje. A wszystko działo się w bardzo miłej, ciepłej,
pełnej modlitwy i dobroci atmosferze.
Byłam bardzo szczęśliwa, gdy całą piątką stanęliśmy na Jasnej Górze i mogliśmy popatrzeć w oczy Maryi. Myślę, że te dwanaście dni były niezapomnianymi wczasami, jakie mogliśmy sobie sprawić w te wakacje.
Jestem pewna, że jeszcze długo będą one owocować w naszym rodzinnym życiu.
Ania
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Od czasu, kiedy zaczęłam pielgrzymować, rok liczy się od sierpnia do sierpnia. Coraz częściej odczuwam dolegliwości, więc myślę, że chyba to już ostatni raz, ale kiedy przychodzi ten czas, czuję wewnętrzną
potrzebę wybrania się do Matki. Charakterystyczne jest to, że za każdym razem, mimo że droga jest ta sama, jej długość skraca się, a intencji jest coraz więcej.
Na co dzień różnie bywa z modlitwą. Modlimy się, a w głowie kłębowisko myśli. Na pielgrzymce każdy krok do Matki jest rzeczywistością, musi być postawiony, by ruszyć z miejsca, i przybliża do celu.
To jest moja szczera i prawdziwa modlitwa.
Z wielkim wzruszeniem patrzyłam na matki z małymi dziećmi i ludzi pozdrawiających pielgrzymów. Mężczyźni zdejmują nakrycia z głów, a dzieci witają kwiatami. Mieszkańcy wsi i miast czekają na pątników.
Mają nie tylko otwarte drzwi, ale i serca. Wychodzą po pielgrzymów, zabierają na posiłki i noclegi. Widać radość w ich oczach. Mówią, że dla nich ten dzień jest świętem.
Mam wielkie uznanie dla młodych, którzy stanowili ok. 80% pielgrzymki. Są wspaniali, piękni i radośni. Patrząc na ich obolałe nogi, nie widzimy zniechęcenia.
Już wejście na ulice Częstochowy jest przeżyciem. Wydaje się, że fruniemy. Brak mi słów, by opisać, co się czuje, wchodząc na Jasną Górę. Radość, łzy, wzruszenie, niedowierzanie, że jesteśmy u kresu
wędrówki. Klękamy, padamy na twarz, całując ziemię.
Zofia Wierzchowska