Reklama
„To nie jest czerwona fala, możemy być tego cholernie pewni” – powiedział w telewizji „NBC” republikański senator Lindsey Graham z Karoliny Południowej, komentując na gorąco wyniki wyborów w USA.
Demokratom trudno było ukryć powyborczy entuzjazm, który przeplatał się ze zdziwieniem. Najważniejsza przedstawicielka tej partii w izbie niższej Kongresu, spikerka Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi, w wystosowanym oświadczeniu stwierdziła:
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Podczas gdy w wielu wyborczych wyścigach różnica jest zbyt mała, aby obecnie jednoznacznie stwierdzić, kto wygrał, jasne jest, że kandydaci demokratów do Izby Reprezentantów swoimi wynikami już teraz znacznie przewyższyli oczekiwania i przewidywania w całym kraju".
W telewizyjnym wywiadzie dla stacji „PBS” tuż przed wyborami Pelosi powiedziała:
„Mamy naprawdę dobrych kandydatów, obecnie rządzimy w Izbie Reprezentantów, a publicystyczne analizy twierdzące, że historycznie rzecz biorąc nie mamy szans na wygraną, nie zmniejszają naszego entuzjazmu".
Jak się okazało później, istotnie, nie zmniejszyły go. W wielu miejscach, w których demokraci byli skazywani na porażkę, ostatecznie już udało im się wygrać lub przewidywana jest ich wygrana po ostatecznym podliczeniu wciąż spływających głosów. Do zawiedzonych republikańskich wyborców zwróciła się kandydatka do Izby Reprezentantów z Teksasu, Mayra Flores. Na swoim Twitterze napisała, aby "nie narzekać na wyniki wyborów, jeśli nie wzięło się w nich udziału".
Nastroje przedwyborcze
Reklama
„Wyborcy chcą, aby politycy rozwiązali te problemy. Inflacja i koszty życia zaprzątają ich głowy w największym stopniu, a oni sami cały czas o tym rozmyślają, po części dlatego, że uważają, że sytuacja się tylko pogarsza i końca kłopotów nie widać. Ludzie chcą wiedzieć, że jako polityk rozumiesz, jak ciężko jest im obecnie żyć, że pomagasz im w ich problemach i masz po prostu na to wszystko plan” – napisała pod koniec października we wspólnym artykule w czasopiśmie "The American Prospect" grupa kilku doradców politycznych demokratów, zwracając się z prośbą, aby politycy tej partii skupili się pod koniec swoich kampanii wyborczych na tych właśnie aspektach.
„To proste. Amerykanie mają dość kryzysów granicznych, wysokiej inflacji, wysokiej przestępczości. Po prostu nie podoba się im to, a winą za tę sytuację obarczają demokratów” - stwierdził Scott, szef kampanii wyborczej Republikanów do Senatu.
Partia Demokratyczna wzorem Nancy Pelosi wcześniej odbijała piłeczkę. Sean Maloney, szef kampanii wyborczej demokratów do Izby Reprezentantów powiedział w miniony weekend, że demokraci „poradzą sobie we wtorek lepiej, niż się ogólnie uważa”, dodając, że jego partia „nie jest idealna”, ale jego partia skupia „odpowiedzialnych ludzi, którzy wierzą w demokrację swojego państwa”.
„Myślę, że te wybory, w których startuję osobiście, są bardzo wyrównane i myślę również, że każdy, kogo obchodzi ekstremizm w ruchu MAGA (ruch Donalda Trumpa – przyp. red.) – rasizm, antysemityzm, przemoc – musi przyjść i zagłosować, i muszą zrobić to nie tylko demokraci, ale również wyborcy niezależni i uczciwie nastawieni republikanie” – dokończył Maloney.
Joe Biden, prezydent USA z nominacji Partii Demokratycznej, również deklarował gotowość do walki. „Nie chcę przyjąć do wiadomości, że jako partia mamy duże kłopoty” – mówił podczas jednego ze spotkań z donatorami demokratów. Dodał również że wierzy, iż jego partia utrzyma kontrolę nad obiema izbami Kongresu.
Reklama
„Nasza gospodarka nadal rośnie i tworzy miejsca pracy, a ceny benzyny nadal spadają” – powiedział prezydent USA, dodając, że ma również świadomość tego, że ludzie walczą z inflacją.
Republikanie byli równie mocno zmotywowani. „Jeśli chcesz powstrzymać niszczenie naszego kraju i ocalić American Dream, we wtorek musisz głosować na republikanów, aby powstała ogromna czerwona fala” – mówił Donald Trump w poprzednią sobotę na swoim wiecu w zachodniej Pensylwanii, opisując Stany Zjednoczone jako „kraj w ruinie”.
W uśrednionych sondażach do Izby Reprezentantów Republikanie prowadzili na dzień przed wyborami różnicą 2,5 punktów procentowych. Cieszyli się poparciem na poziomie 47,9 proc. przy 45,4 proc. wskazań Demokratów. Modele analityczne dawały 65% szans na przejęcie kontroli nad Senatem dla Republikanów i 86% nad Izbą Reprezentantów.
Zdecyduje Senat
Aktualne prognozy dziennika "The New York Times" oraz choćby telewizji „NBC” wskazują, że zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami po 4-letniej przerwie, to Partia Republikańska odzyska kontrolę nad Izbą Reprezentantów, czyli izbą niższą Kongresu. Wedle przewidywań "The New York Times", Republikanie mają zdobyć tam jedynie 12 miejsc, co dawałoby im łącznie 224 miejsca w 435-osobowej izbie. Takie wyniki dawałyby konserwatystom jedynie sześcioosobową, a więc dosyć kruchą większość.
Analitycy i eksperci w większości przewidywali jednak, że Partia Republikańska odzyska 20, bądź nawet 30 mandatów w Izbie Reprezentantów i będzie się cieszyć bardziej stabilną większością.
Reklama
Lider republikanów w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy, wygłosił tuż po ogłoszeniu pierwszych wyników krótką i stonowaną przemowę.
„Kiedy jutro rano wszyscy się obudzimy, będziemy mieć w Izbie Reprezentantów większość, a to Nancy Pelosi ją utraci” – powiedział.
Najbardziej zacięta walka, której wynik był najtrudniejszy do przewidzenia rozgrywała się o miejsca w amerykańskim Senacie. Choć eksperci nie przewidywali zdecydowanego zwycięstwa żadnej ze stron, w większości wskazywali na delikatną przewagę republikanów.
Do najbardziej zaciętych (na chwilę pisania tego artykułu) i jeszcze formalnie nierozstrzygniętych wyścigów senackich należą wybory w trzech stanach.
W Georgii walka rozgrywa się pomiędzy 53-letnim urzędującym obecnie senatorem Raphael’em Warnock’em z partii demokratycznej oraz jego republikańskim rywalem 60-letnim byłym zawodnikiem futbolu amerykańskiego, Herschel’em Walker’em. W Arizonie biją się urzędujący 58-letni senator Mark Kelly z Partii Demokratycznej oraz 36-letni biznesmen Blake Masters z Partii Republikańskiej. W Newadzie o fotel senatora z tego stanu wciąż walczy 58-letnia senator Catherine Cortez-Masto z ramienia demokratów i 44-letni prawnik, były prokurator generalny Newady, republikanin Adam Laxalt.
Reklama
Model prognostyczny liberalnego dziennika "The New York Times" podaje, że to kandydaci demokratów mają zwyciężyć w Arizonie. W Georgii spodziewany jest remis, bowiem żaden z kandydatów nie przekroczy tam pułapu 50 proc. W takiej sytuacji prawo tego stanu wymaga przeprowadzenia dogrywki, która odbędzie się w grudniu.
Przed drugą turą wyborów w Georgii, zaplanowaną na 6 grudnia, sytuacja wygląda następująco: w 100-osobowym Senacie, na tę chwilę w miarę pewnych jest 49 miejsc dla demokratów i tyle samo dla republikanów. Zacięta walka wciąż toczy się jednak o senacki fotel w stanie Nevada.
W wyborach na stanowych gubernatorów kandydaci republikańscy zaliczyli porażki w Pensylwanii (Doug Mastriano), Nowym Jorku (Lee Zeldin) oraz m.in. Wisconsin (Tim Michels), lecz niektórym ich kandydatom jak np. Kari Lake w Arizonie czy Steve'owi Lombardo w Newadzie zapewne uda się wygrać.
Część kandydatów gubernatorskich np. Mastriano, Lake czy Zeldin oraz kandydatów do Senatu jak Blake Masters, Herschel Walker, Mehmet Oz, czy J.D. Vance z Ohio była osobiście popierana przez Donalda Trumpa. Wygląda jednak na to, że z wymienionych nazwisk pobłogosławionych przez byłego prezydenta, jedynie walcząca o fotel gubernatora Arizony dziennikarka Kari Lake oraz kandydat do Senatu z Ohio J.D. Vance okażą się zwycięzcami swoich wyborów. Wciąż jednak wielu popieranych przez Trumpa kandydatów do Izby Reprezentantów zdołało pokonać swoich demokratycznych rywali.
„Bóg nie sprawił, że stanęliśmy do tej walki, jaką są wybory, dlatego, że miało to być łatwe” – powiedziała po zakończeniu głosowania w Arizonie kandydatka republikanów Kari Lake.
Reklama
„Kiedy korupcja urosła do poziomu, jaki mamy teraz, aby z tym walczyć potrzeba twardych, silnych ludzi” – dodała. Z kolei, Catherine Cortez-Masto, ubiegająca się o reelekcję senator z Nevady napisała na swoim Twitterze, że jest pełna wiary w swoją wygraną.
„Głosy wciąż są liczone. Wiem, że zajmie to trochę czasu, a kolejne wyniki wyborcze będą dostępne dopiero za kilka dni. Jestem pewna mojego zespołu. Jestem przekonana o słuszności kampanii, którą stworzyliśmy razem, aby wygrać” – brzmiał wpis kandydatki demokratów.
Donald Trump, nieprzerwanie czołowy kandydat do republikańskiej nominacji prezydenckiej w 2024, ma być "blady" i ma "krzyczeć na wszystkich", wedle nieoficjalnych informacji przekazywanych mediom przez jego współpracowników. Były prezydent jest rozczarowany faktem, że wielu popieranym przez niego kandydatom, głównie do Senatu oraz na stanowiska gubernatorów, nie udało się ostatecznie zwyciężyć.
Trump ma być w tym gorszym nastroju ze względu na fakt, że 15 listopada planuje ogłosić swój ponowny start w wyborach prezydenckich. Chciał zrobić to tuż po spodziewanej "czerwonej fali" w Kongresie, czyli wielkim zwycięstwie republikanów. Czyniąc to przy akompaniamencie strzelających na prawicy korków od szampana, Trump zyskałby uwagę mediów i opinii publicznej. Problem w tym, że konserwatyści nie odniosą sukcesu w tak wielkim wymiarze.
Konsekwencje wyborów i sondaży
Reklama
Tegoroczne wybory do Kongresu przez wielu były zapowiadane, jako jedne z najważniejszych od co najmniej 2010 roku. Na ich wagę wpływały liczne wyzwania, z którymi musi mierzyć się współczesna Ameryka, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie, zarówno przed, jak i po wyborach, niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi.
Do aktualnych problemów wewnętrznych Stanów Zjednoczonych należy między innymi wysoka inflacja i ogólny zły stan gospodarki, na co wskazała większości Amerykanów pytanych o to w badaniach opinii publicznej.
Sondaż telewizji "CBS News" dokonany przed wyborami wskazywał, że 65 proc. wyborców uważało, że gospodarka Stanów Zjednoczonych zmierza w złym kierunku, a 68 proc. respondentów sądziło, że administracja obecnego prezydenta USA, Joe Bidena powinna robić więcej, aby walczyć z rosnącą inflacją.
W sondażu typu „exit poll” autorstwa stacji „NBC News” mogliśmy znaleźć wyniki priorytetów wyborczych Amerykanów. W największym i ostatecznym stopniu na amerykańskiego wyborcę miała wpływać inflacja (31 proc. wskazań), na drugie miejsce wysunęła się kwestia aborcji z 27 proc. odpowiedzi respondentów. Podium zamykała przestępczość i kwestie związane z bronią palną (po 11 proc.).
Do problemów zewnętrznych Ameryki należy przede wszystkim jej dyplomatyczne i polityczne zaangażowanie w wojnę na Ukrainie oraz sytuacja z rosnącymi napięciami na linii Chiny – Tajwan.
Reklama
Podczas kampanii wyborczej pojawiały się dosyć donośne głosy części republikanów wzywające do ukrócenia lub zmiany zasad przekazywania pomocy finansowej dla Ukrainy. Przywódca republikanów w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy, powiedział, że pod rządami republikanów nie będzie już wypisywania dla Kijowa „czeków in blanco”. Spora grupa ekspertów twierdziła, że jest to w większości tylko retoryka wyborcza i po wyborach nie będzie miała odbicia w rzeczywistości. Szerszy kontekst wypowiedzi tego amerykańskiego polityka wskazuje na to, że Partia Republikańska będzie dążyć w gruncie rzeczy jedynie do tego, aby USA zyskały większą kontrolę nad tym, na co dokładnie wydawane są amerykańskie dolary, które szerokim strumieniem trafiają na Ukrainę. Podobnego zdania są z resztą przedstawiciele Kijowa oraz ukraińscy lobbyści za oceanem.
Jeżeli ostatecznie władza w Kongresie zostanie podzielona pomiędzy demokratów i republikanów, pojawi się poważna wątpliwość co do współpracy obu tych partii, jako władzy ustawodawczej. Projekty ustaw będą musiały wychodzić w takim kształcie, który zadowoli jedną i drugą stronę, dopiero później będą mogły być ewentualnie uchwalane. Dotyczy to również przyszłych pakietów pomocowych dla Ukrainy.
W myśl powiedzenia „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”, po raz kolejny zaskoczyła nas nieprecyzyjność wielu sondaży, badań, wyliczeń i analiz związanych z wtorkowymi wyborami do Kongresu. Co najmniej od 2016 roku, w 4 kolejnych wielkich cyklach wyborczych w Ameryce (2016, 2018, 2020, 2022) sondaże w jakimś stopniu okazywały się po prostu błędne i w zasadzie w wielu wypadkach w praktyce nieprzydatne do obserwacji nastrojów społecznych. W trakcie tegorocznych wyborów w sztabach wielu kandydatów panował istny chaos i niepewność, sprzeczność komunikatów i wizji. Niektórzy wskazują już, że powinniśmy się do takiej sytuacji coraz bardziej przyzwyczajać i być przygotowanymi na jeszcze większe turbulencje wyborcze w przyszłości. Jeśli te wybory czegoś nas nauczyły, to z pewnością będzie to konkluzja o tym, że polityka nie jest matematyką, nie można po prostu obliczyć i przewidzieć w niej wszystkiego. Tymczasem piłka nadal pozostaje w grze i w trwającej cały czas walce o Senat wszystko może się jeszcze wydarzyć.