Upłynęło już parę tygodni od najważniejszych świąt w chrześcijaństwie. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że w wielu tzw. świeckich mediach było w tym czasie sporo ściśle religijnych akcentów. Można było czasem odnieść wrażenie, że temat wielkanocnych pisanek i zajączków nie stanowił głównego przedmiotu zainteresowań redaktorów prowadzących różne audycje. Wiele z nich zawierało treści bardzo poważnie traktujące odpowiedzi na najbardziej elementarne pytania o sens naszej ziemskiej egzystencji i tego, co nas po niej czeka.
Tyle o świątecznym czasie. Pomijam wydarzenia przedświąteczne (pamiętamy medialne spekulacje odnośnie do rzekomych homoseksualnych afer, w które mają być zamieszane osoby duchowne). A co mamy po świętach? Na pewno nie błogą ciszę. Zawsze przecież znajdzie się tzw. gorący temat.
Oto w jednym z programów, przez niektórych okrzykniętym mianem „kultowego”, gdzie od lat jedna pani kreuje siebie na pierwszą strażniczkę naszej moralności, pojawia się temat księży katolickich. I to nie byle jakich księży, ale takich, którzy mają dzieci. Wydaje się, że pani prowadząca dobrała tak uczestników swojego talk-show, aby zarówno osoby obecne w studiu, jak i siedzące przed szklanymi ekranami miały jak najgorsze wyobrażenie o duchownych. Nie tylko ja odniosłem takie wrażenie, kiedy oglądałem sporą część tej audycji, zainteresowany jej przesłaniem.
Takie swoiste wbijanie drzazg (nie mylić z podobnie brzmiącym nazwiskiem wspomnianej pani redaktor) na pewno nie wpływa dobrze na wizerunek hierarchicznego Kościoła katolickiego. Odniosłem wrażenie, że jedynie obecna tam pani psycholog usiłowała w miarę trzeźwo spojrzeć na niewątpliwie ważny problem, próbując zaprezentować go obiektywnie. Występujące w tym programie kobiety oraz jeden eks-duchowny nie tylko spłycili sam temat, ale nie dali też w tej materii żadnych odpowiedzi.
Osobiście nie jestem zwolennikiem jakiegokolwiek publicznego prania prywatnych brudów. Moda na obnoszenie się ze swoją (zazwyczaj niezbyt chlubną i wzorcową) prywatnością przywędrowała do nas z Zachodu. Nie jest ona na pewno warta zachodu, czyli tego, by szeroko się o niej rozpisywać. W każdym razie ludzkie słabości zawsze najlepiej się sprzedawały. Zastanawiające jest jednak to, że stają się one czymś tak oczywistym, że dla niektórych są wręcz normalne. Nie mówię, żeby nie podejmować trudnych tematów. Mówię tylko, że skoro już ktoś to robi, niech zachowa przy tym choć odrobinę obiektywizmu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu