Znany jest dowcip o ropusze, która na wezwanie lwa, by po jednej stronie stanęły zwierzęta piękne, a po drugiej silne, usiadła pośrodku, tłumacząc: „Przecież się nie rozerwę”... Takie poczucie rozdarcia ma teraz niejeden człowiek: a to usiłując zajmować kilka stanowisk, a to chcąc odgrywać ileś tam ról, a to chcąc doświadczać iluś tam przyjemności naraz, a to chcąc zdobyć ileś tam rzeczy jednocześnie… Być „za”, a nawet „przeciw” w poglądach, palić Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, grać dr. Jekylla i Mr Hyde’a… W sumie nie być kimś jednym tak naprawdę, bez reszty, do końca - a zawsze bywać POMIĘDZY.
*
Plażą szedł chłopak. Wyglądał na wagarowicza. Nagle zobaczył coś dziwnego. Na styku wody i lądu siedział na piasku starzec. Nie przeszkadzało mu, że moczyły go fale. Siedział i z kolorowych kamyków, muszli, kawałków bursztynu układał jakiś wzór. Co i raz fala go rozmywała, ale on uporczywie wracał do pracy, jak małe dziecko. Chłopak podszedł i zapytał: „Kim ty jesteś?”. Starzec - nie odwracając oczu od kamyków - powiedział: „Kim jestem? Nie wiem. Wciąż nie wiem. Widzisz, mały, ja przez wiele lat tylko bywałem. Nigdy kimś jednym nie byłem. Bywałem aniołem, ale i diabła miewałem za skórą. Bywałem mędrcem, ale i głupota mnie czasem straszna nawiedzała. Dokonałem rzeczy wielkich, ale i takich, że wstyd mi twarz ku ziemi chowa. Bohaterem zdarzało mi się być, ale tchórzem podszyty może byłem częściej. Całe życie jakby pomiędzy, połowicznie, jak na huśtawce...”. Chłopak słuchał uważnie i przypatrywał się temu, co układał ów starzec. „Co robisz?” - zapytał. - „Co ja robię? - odpowiedział ów człowiek: - To, na co nie miałem czasu przez całe życie... Próbuję ze swoim Aniołem Stróżem ułożyć swoje imię. Ale nie to, jakie mi dali czy jakim mnie przezwali, lecz to, którym mnie któregoś dnia Pan Bóg wywoła do tablicy. A to jest zagadka trudniejsza od całego życia”.
*
Mamy chyba coraz więcej dorosłych, którzy umierają jako dobrze zapowiadające się dzieci... Bo jakoś nie jest w modzie bycie dojrzałym, określonym, spełniającym się w czymś jednym. Prawie każdy chce mieć ileś tam dróg życia do wyboru, ileś sposobów na życie, wszystko zaczynając, a niczego nie kończąc. I dlatego nie spotyka się ludzi naprawdę szczęśliwych, bo stan zwany szczęściem towarzyszy spełnianiu się człowieka w dobrze rozpoznanym i wybranym IMIENIU, jakie nadał mu Bóg w ogóle i w szczególe, czyli w pięknym człowieczeństwie i w rozwijaniu w sobie tego, co jest jak najbardziej własne i godne pokochania. Bez ujrzenia siebie, swojej wartości i losu w Jedynym Bogu będzie się wiodło życie do śmierci rozdarte POMIĘDZY…
Pomóż w rozwoju naszego portalu