Zanim wytłumaczę się z tego prowokacyjnego tytułu, chciałbym przywołać pewną moją impresję sprzed mniej więcej dziesięciu lat. Otóż będąc w USA (konkretnie okolice Nowego Jorku i sama metropolia), obserwowałem, że praktycznie od końca września sklepy prześcigały się w świątecznych promocjach i różnego rodzaju marketingowych akcjach związanych z Bożym Narodzeniem. Pomyślałem wtedy: „Jak to dobrze, że tego nie ma w Polsce”.
Niestety, przedświąteczna gorączka, niekiedy zupełnie niepotrzebnych zakupów, dotarła jakiś czas temu nad Wisłę. Kakofonia propozycji wszelkiej maści sprzętów, prezentów, telefonów… i sam już nie wiem czego jeszcze, wprost bombarduje potencjalnych klientów. Mikołaje, śnieżynki, elfy, aniołki itp. niekiedy wręcz nachalnie zmuszają klientelę do zaopatrzenia się w taki, a nie inny gadżet czy produkt. Biura reklamowe zaś prześcigają się w scenariuszach reklamowych spotów, które odwołują się do religijnej symboliki, deprecjonując duchowy wymiar Bożego Narodzenia.
Dezawuowanie tych świąt odbywa się również przez mieszanie ze sobą pewnych skojarzeń. Tryumfy święci bowiem reklama jednej z komórkowych telefonii, która oferuje tysiące… pisanek na gwiazdkę, czyli tzw. darmowe minuty czy SMS-y z okazji zbliżających się świąt. Pewnie można wymyślić jeszcze bardziej szokujące skojarzenia. W każdym razie, niby zupełnie niewinnie, w umysłach wielu ludzi powstaje swoisty religijny zamęt. Na jego kanwie bardzo łatwo np. w okresie wielkanocnym wykorzystywać motywy kolędowe, aby po raz kolejny, pisząc nieco kolokwialnie, robić ludziom wodę z mózgu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu