Prawie na każdym telewizyjnym kanale od pewnego czasu medialni bossowie epatują publikę różnej maści teleturniejami. Można w nich wygrać np. całkiem spore pieniądze, więc cieszą się wielkim wzięciem zarówno wśród uczestników, jak i telewidzów.
Nie wchodząc w szczegóły, łatwo zaobserwować pewną wspólną cechę wszystkich teleturniejów. Otóż prawie każdy z odpowiadających „wykłada się” na pytaniach, które odnoszą się do zagadnień związanych z wiarą. Właściwie tylko niewielu mniej więcej orientuje się w sprawach odnoszących się do prawd wiary katolickiej czy znajomości Biblii. Niestety, raczej mniej niż więcej.
Skąd się bierze taki stan rzeczy? Odpowiadając ogólnie, wydaje się, że brakuje u nas szeroko rozumianej edukacji religijnej, która wychodziłaby poza ramy niedzielnej Mszy św. i szkolnej katechezy. Nasza wiara bywa też płytka w tym znaczeniu, że wielu ludzi nie widzi potrzeby pogłębiania jej, sądząc, iż egzamin zdany przed Pierwszą Komunią św. obowiązuje przez całe życie.
Dlatego też niekiedy, zamiast rzetelnej religijnej wiedzy, uczestnicy teleturniejów w żenujący sposób popisują się nieznajomością elementarnych i skądinąd oczywistych kwestii związanych z wyznawaną wiarą. Dochodzi do takich sytuacji, w których mylą przysłowia z Jezusowymi błogosławieństwami, wkładając niekiedy w Jego usta słowa, których nie znajdziemy w żadnej z Ewangelii. Nic dziwnego zatem, że potem robią furorę „dzieła” pisane w stylu Dana Browna. W każdym razie czasem tego typu historie kończą się konwersacjami na poziomie kolesi spod przysłowiowej już chyba budki z piwem. Producenci na szklanym ekranie piorą mózgi uczestnikom, przy okazji „pracując” również nad naszymi, żebyśmy nazbyt się nie wysilali i nie poszukiwali Prawdy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu