Po krótkiej, ale - jak się wydaje - treściwej wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych w Polsce większość poważnych komentatorów uważa, że głównym tematem polsko-amerykańskich negocjacji są teraz polityczne warunki budowy w Polsce tarczy obronnej, która zwiększałaby bezpieczeństwo naszego kraju. Podczas krótkiej konferencji prasowej obydwu prezydentów, kończącej wizytę prezydenta George’a Busha w Polsce, prezydent Lech Kaczyński bardzo mocno podkreślił polski punkt widzenia: nie może być powrotu do sytuacji sprzed 1989 r., a więc do traktowania Polski jako kraju „w obcej sferze wpływów”, a porozumienie polsko-amerykańskie służyć ma wzmocnieniu politycznej suwerenności Polski. Jest na razie tajemnicą negocjacyjną, o jakie konkretne warunki chodzi stronie polskiej.
Warto tutaj wskazać na historyczny kontekst politycznych sojuszów. Wybitny polski publicysta polityczny Stanisław Cat-Mackiewicz dzielił sojusze polityczne na „realne” i „egzotyczne”. Do sojuszy „realnych” zaliczał takie, w których naruszenie bezpieczeństwa jednego z umawiających się państw wywoływałoby także zagrożenie bezpieczeństwa drugiej sojuszniczej strony. Do sojuszy „egzotycznych” zaliczał takie, w których bezpieczeństwo jednej ze stron nie zależało w sposób istotny od bezpieczeństwa drugiej strony, przez co wzajemna umowa nabierała charakteru bardziej propagandowego i fikcyjnego.
Wydaje się, że stronie amerykańskiej zależy naprawdę na poważnym zabezpieczeniu się przed atakiem ze strony „państw bandyckich” (jak to określa rząd amerykański), zatem instalacja „tarczy” w Polsce i w Czechach stwarza realną wspólnotę bezpieczeństwa Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Z tego punktu widzenia porozumienie polsko-amerykańskie nabierałoby cech sojuszu „realnego”, a nie „egzotycznego”.
Warto jednak pamiętać o pewnej szczególnej właściwości amerykańskiej polityki zagranicznej: jak pokazuje historia, może ona diametralnie zmieniać się wraz z nową prezydenturą. To właśnie poprzedni prezydent USA - Bill Clinton zachęcił Niemcy podczas swej wizyty w Berlinie „do wzięcia większej odpowiedzialności” za losy Europy, co m.in. poskutkowało owym dwuznacznym „strategicznym partnerstwem” niemiecko-rosyjskim, nawiązanym bez pytania o zgodę pozostałych krajów Unii Europejskiej, której Niemcy są przecież członkiem; wkrótce potem Berlin i Moskwa postanowiły też budować podbałtycki gazociąg, postrzegany powszechnie jako możliwe zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego wielu krajów europejskich, nie tylko Polski.
Dzisiejsze, republikańskie władze amerykańskie zdają się należycie oceniać oś Berlin - Moskwa, zagrażającą kruchej i delikatnej, „demokratycznej równowadze” w Europie. Od strony politycznej „tarcza obronna” rozmieszczona na określonych warunkach politycznych w Polsce i w Czechach może tę równowagę przywracać. Jednak dobiega kresu kadencja republikańskiej prezydentury Busha w Ameryce i nie da się wykluczyć, że nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie nominat demokratów: bardzo prawdopodobne, że będzie nim Hillary Clinton, żona Billa Clintona, bodaj jeszcze bardziej lewicująca od swego męża i skłonniejsza do kompromisów, nie tylko z Rosją, kosztem bezpieczeństwa mniejszych krajów europejskich.
Ten właśnie fakt nakłada na polską dyplomację obowiązek szczególnej ostrożności, cierpliwości i dalekowzroczności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu