O ppor. Zbigniewie mówiliśmy w rodzinie od niepamiętnych lat. Jego zdjęcie z narzeczoną wyciągane było z rodzinnych archiwów przy każdym ważniejszym spotkaniu. Pierwszy raz, oficjalnie, zobaczyliśmy jego nazwisko na liście katyńskiej podane z błędem. O umieszczeniu ppor. Zbigniewa na tablicy pamiątkowej w prezbiterium katedry katowickiej dowiedzieliśmy się kilka lat później.
Notes bez oprawy, szyty drutem
Reklama
Kolejne zetknięcie się z ppor. Zbigniewem miało miejsce w internecie, gdzie umieszczona została lista katyńska. I zapewne historia losów ppor. Zbigniewa pozostałaby niezmieniona i przekazywana z pokolenia na pokolenie, gdyby nie telefon od znajomego, że w „Naszym Dzienniku” ukazał się artykuł o naszym krewniaku. Rzeczywiście, „Nasz Dziennik” zamieścił sprawozdanie z wystawy poświęconej postaci absolwenta szkoły, zorganizowanej przez uczniów i nauczycieli przemyskiego „Słowaka”. Po 60 latach od katyńskiego mordu okazało się, że nasz krewny przez fakt pisanego w kozielskim więzieniu dzienniczka-notatnika wszedł do historii jako autor „jedynego na świecie, oryginalnego pamiętnika z Katynia”, wydobytego z grobów katyńskich. Dzięki odwadze wielu osób - wiele z nich przypłaciło to cierpieniem, a nawet życiem - przechowany został po wojnie w Kurii Krakowskiej i powrócił do niej w 1990 r.
Dociekliwość - wręcz historyczne żmudne śledztwo krakowskiego badacza Stanisława M. Jankowskiego, który w 2000 r. wziął po raz pierwszy do rąk notatnik ppor. Zbigniewa - spowodowało, że przypisywany innemu zamordowanemu oficerowi w Katyniu (ppor. Marcinowi Niemczewskiemu) notatnik symbolicznie wrócił do swojego właściciela i jego rodziny. Efektem pracy badawczej stała się książka: „Dzień rozpoczął się szczególnie...”, wypełniona zdjęciami ppor. Zbigniewa, jego rysunkami i listami, które przysyłał z kozielskiego więzienia do żony Ady i dalszej rodziny.
Książkę przybliżającą historię katyńskiej spuścizny i dzieje autora jedynego ocalałego notatnika wydobytego z katyńskich dołów śmierci czyta się jak kryminał - tak niezwykłe były ich losy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Historia notatnika
Dokumenty katyńskie miały być zaprezentowane na wystawie „Kłamstwo katyńskie” 8 kwietnia 2000 r. w Instytucie Jana Pawła II przy ul. Kanoniczej w Krakowie. Wydobyte z grobów katyńskich w czasie ekshumacji w maju 1943 r. dokumenty autor książki „Dzień rozpoczął się szczególnie...” zobaczył po raz pierwszy w 2000 r. w Kurii Krakowskiej, gdzie były przechowywane w archiwum. Wśród legitymacji wojskowych, kart szczepień, listów, fotografii, medalików, odznak był także dzienniczek-kalendarzyk-notatnik nieznanego autora. Był to fragment spuścizny katyńskiej, wykradzionej w czasie okupacji z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, gdzie były opracowywane przez zespół dr. Jana Zygmunta Robla. Ich los powojenny był przesądzony. UB i NKWD poszukiwały dokumentów wydobytych z mogił katyńskich. Nieznane osoby przyniosły dokumenty do Pałacu Arcybiskupiego w Krakowie.
Nad katyńskimi mogiłami
Reklama
W lutym 1943 r. w lasach katyńskich, położonych kilkanaście kilometrów od Smoleńska, Niemcy dokonują pierwszych ekshumacji masowych grobów z ciałami polskich oficerów - jeńców w sowieckiej niewoli, zastrzelonych przez NKWD w kwietniu i maju 1940 r. strzałem w tył głowy. Starają się ten fakt wykorzystać propagandowo, zapraszając do badań i ekshumacji międzynarodową komisję. W jej skład weszło również kilkunastu Polaków. Dokumenty znalezione przy ciałach polskich oficerów, pakowane w oddzielnych kopertach, zostały odwiezione w skrzyniach do Krakowskiego Instytutu Medycyny Sądowej do dalszych badań. Ekipa dr. Jana Zygmunta Robla z oddziału chemicznego Instytutu każdą kopertę zawierającą dokumenty znalezione przy zamordowanych oficerach poddawała wnikliwym badaniom, odczytywała i przepisywała ręcznie, a następnie maszynowo, robiąc kilka odpisów, w tym jeden dla polskiego wywiadu, który pierwszą partię dokumentów dostarczył do Londynu już w lipcu 1944 r. We wrześniu 1944 r. dokumenty katyńskie zostały wywiezione w głąb Niemiec i tam prawdopodobnie spalone pod Dreznem. Część dokumentów katyńskich ocalała dzięki heroicznej postawie wielu Polaków.
Dokumenty ocalone w Kurii Krakowskiej początkowo przechowywane były w Archiwum Aktów Dawnych Miasta Krakowa, gdzie zostały ukryte przez żołnierza Armii Krajowej dr. Henryka Muncha. Po jego aresztowaniu przez UB prof. Friedberg przeniósł dokumenty katyńskie do swojego domu. Po przepakowaniu oddane zostały one do Kurii Krakowskiej, gdzie znajdowały się do 1952 r., do czasu pamiętnej rewizji, która stała się początkiem procesów księży z Kurii Krakowskiej. Dokumenty zabrane z Kurii przez UB, złożone zostały w Archiwum Państwowym. Zwrócono je Kurii dopiero w 1990 r.
Zawartość katyńskiego dokumentu
Kalendarzyk-dzienniczek-pamiętnik na 1940 r. z alfabetem rosyjskim, bez oprawy, szyty drutem, o wymiarach 10x6 cm, prowadzony był od 5 stycznia do pamiętnego 18 kwietnia 1940 r. Na każdej stronie własnoręcznie wykonanego kalendarzyka daty podane są do końca1940 r. Przy styczniu i lutym widnieje napis „Kozielsk” w języku rosyjskim. Na ostatnich stronach znajduje się zapisany przez właściciela wiersz „Przepowiednia” i rysunek baszty klasztoru kozielskiego. W notatniku umieszczone są zapiski dnia codziennego, takie jak: „cukier, mydło, golenie”, dotyczące domu: „dostałem list od Ady”, „śniły mi się Ada i teściowa”... Przy zapiskach dodana temperatura: „- 37, - 40, - 42”; „mróz, śnieg, odwilż”. Najważniejszym jednak elementem pamiętnika dla identyfikacji właściciela okazało się sklejone z kartką pamiętnika nieczytelne świadectwo szczepień.
Poszukiwanie autora
Poszukiwanie autora pamiętnika nie było łatwe. Prowadzone było jak śledztwo. Każda informacja mogła okazać się ważna. Na wojnę ppor. Zbigniew wyruszył z Oświęcimia, z Ośrodka Zapasowego 23. Dywizji Piechoty. Pada nazwa „Szopienice”. Musiał więc mieszkać i pracować na Śląsku. Z zapisków w notatniku wynika, że miał żonę Adę, z którą wziął ślub w 1938 r. Stale o niej śnił, pisał do niej, dostawał kartki. Mimo wielu prób identyfikacji, właściciela pamiętnika do czasu otwarcia wystawy „Kłamstwo katyńskie” nie udało się ustalić. Dopiero poddanie w 2002 r. nieczytelnej karty szczepień sklejonej z kalendarzykiem badaniu z wykorzystaniem „komparatora spektralnego VCS 2000 HR, pozwalającego m.in. obserwować dokumenty w świetle ultrafioletowym, umożliwiło fragmentaryczne odczytanie dokumentu”. W protokole badań zostało odczytane nazwisko „Cicho (...) yński Zbigniew”. Ta informacja umożliwiła odczytanie pełnego nazwiska. Cichobłaziński Zbigniew znajduje się w „Księdze cmentarnej”. Inne informacje zawarte w Księdze oraz upór badacza, który postanowił rozszerzyć śledztwo nawet o kwerendę w międzymiastowej informacji telefonicznej, pozwoliły panu Stanisławowi M. Jankowskiemu dotrzeć do Żurawicy pod Przemyślem - gniazda rodu Cichobłazińskich. Mieszkający tam krewni ppor. Zbigniewa dali badaczowi telefon do Ady - Adelajdy Cichobłazińskiej-Biesiady żony ppor. Zbigniewa, zamieszkałej w Katowicach.
Okazało się, że ciało ppor. Zbigniewa Cichobłazińskiego (ekshumacyjny numer 03225) wydobyto z katyńskich dołów śmierci bezpośrednio po ppor. Marcinie Niemczewskim (ekshumacyjny numer 03224) i dokumenty z sąsiadujących ze sobą kopert mogły ulec przemieszczeniu przy identyfikacji zwłok. I tak oto żmudne śledztwo wielu osób, upór historyka badacza, wiedzionego niezwykłą intuicją, pozwoliły na zapisanie jeszcze jednej karty historii. Może niewielkiej przy ogromie cierpień dziesiątków tysięcy oficerów zamordowanych w Katyniu, ich żon, dzieci, matek i ojców..., ale jakże potrzebnej.
Autorka artykułu zwraca się z prośbą o kontakt do wszystkich osób w kraju i za granicą noszących nazwisko Cichobłaziński lub znających losy osób o tym nazwisku. Rodzina planuje zorganizowanie zjazdu rodzinnego. Tel. +48 (0-34) 365-19-17;