Anna Wyszyńska: - Częstochowska Filharmonia była ostatnia na Pana trasie koncertowej od Białegostoku przez Lublin, Rzeszów, Katowice. Z jakimi uczuciami wraca Pan do domu?
Rafał Blechacz: - To jest uczucie szczęścia i spełnienia, zwłaszcza że koncerty były udane i dobrze przyjmowane. To w pewnym sensie jest też nagroda za pracę włożoną w przygotowanie utworów i całego cyklu koncertowego. Po takim okresie wytężonej pracy, napięcia, niezbędny jest moment zatrzymania się, relaksu, pobycia z najbliższymi.
- Kiedy zaczęły się Pana kontakty z muzyką?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Zaczęło się od organów, bardzo lubiłem chodzić do kościoła i słuchać muzyki organowej. To było w wieku 3-4 lat. Organy pasjonowały mnie od najwcześniejszego dzieciństwa, tak zresztą jest do dzisiaj. Lubiłem po powrocie z kościoła grać to, co usłyszałem - pieśni kościelne czy kolędy - na pianinie, które było u nas w domu. Grałem ze słuchu, a rodzice po pewnym czasie zapisali mnie do ogniska muzycznego w Nakle. Tam chodziłem przez rok, potem była szkoła muzyczna w Bydgoszczy. Wtedy polubiłem fortepian bardziej niż organy, ale w wolnym czasie nadal grywam na organach w naszym kościele parafialnym pw. św. Wawrzyńca.
- Stąd wniosek, że dobrze, gdy proboszczowie dbają o dobry poziom muzyki w kościele.
Reklama
- Nasz poprzedni proboszcz - ks. prał. Jan Andrzejczak jest wielkim pasjonatem muzyki. Od dwóch lat jest w Bydgoszczy, ale nasza parafia wiele mu zawdzięcza: dbał o muzyczną oprawę Mszy św. i uroczystości, troszczył się o chór, organizował koncerty. Mnie także bardzo wspomagał radami w początkowym okresie edukacji muzycznej. Obecny proboszcz ks. Grzegorz Nowak również kocha muzykę. Zgodził się i bardzo pomógł w zorganizowaniu mojego koncertu w kościele 2 września 2006 r. Zagrałem wówczas dwa koncerty fortepianowe Fryderyka Chopina z Orkiestrą Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Witta. Było to wielkie wydarzenie w naszym mieście.
- Skoro w domu było pianino, to znaczy, że w rodzinie są tradycje muzyczne?
- Tak, mamy tradycje muzyczne. Z opowiadań rodziców wiem, że pradziadek grał na kilku instrumentach, dziadek również, a tata i jego brat uczyli się w ognisku muzycznym.
- W jaki sposób koncerty i konkursy, w których Pan uczestniczył, wpływały na życie rodzinne?
- W konkursach brałem udział od dzieciństwa. Rodzice bardzo się cieszyli z sukcesów ogólnopolskich, to było potwierdzenie, że muzyka jest ważnym elementem w moim życiu i powinienem dalej kształcić się w tym kierunku. Ale to wymagało też dużej mobilizacji rodziny. Dojeżdżałem zwykle 3 razy w tygodniu do Bydgoszczy na zajęcia w szkole muzycznej, równolegle uczyłem się w liceum w Nakle. W ostatnich klasach szkoły podstawowej i w liceum miałem już indywidualny tok nauczania. Dzięki temu miałem więcej czasu na ćwiczenia na fortepianie. W wielu wyjazdach konkursowych i koncertach towarzyszył mi tata. Na finał Konkursu Chopinowskiego przyjechała już cała rodzina. Teraz, kiedy nadarza się okazja, też jeździmy razem. W listopadzie ub.r. na koncerty w Japonii pojechałem z tatą, mamą i młodszą siostrą Pauliną.
- Czyli - muzyka łączy Waszą rodzinę?
- Wszyscy tą muzyką żyją. Do sukcesu w Konkursie Chopinowskim dochodziliśmy wszyscy, przez wiele lat.
Reklama
- Jak Pan radził sobie z wielkim testem na odporność psychiczną, jakim był Konkurs Chopinowski?
- W czasie Konkursu towarzyszyła mi i pomagała modlitwa. Zawsze przed ważnymi wydarzeniami modlitwa daje oparcie, pozwala zachować spokój, uświadomić sobie, że zrobiłem wszystko, co jest w mojej mocy, a resztę zostawiam Panu Bogu. Myślę, że tak jest u każdego człowieka wierzącego, wiemy przecież, że sami nie jesteśmy w stanie nad wszystkim zapanować, i że trzeba zaufać Bogu.
- Krótko po Konkursie przyjechał Pan na Jasną Górę.
- Regulamin Konkursu przewidywał, że zaraz po jego zakończeniu dam cykl koncertów w Polsce. Wracając, przyjechałem na Jasną Górę, by podziękować Matce Bożej. Przed Konkursem także byłem na Jasnej Górze, by pomodlić się o potrzebne łaski. Nie była to zresztą moja pierwsza obecność w tym miejscu. Pierwszy raz przyjechałem, kiedy miałem 9 lat, po drodze na warsztaty pianistyczne w Krynicy Górskiej. W sumie byłem tutaj 9 lub 10 razy.
- Czym jest dla Pana miejsce tak ważne dla Polaków?
- To miejsce wyjątkowe, duchowa stolica, miejsce, gdzie można zostawić wszystkie swoje troski, gdzie człowiek czuje się bezpiecznie. Zauważyłem też, że w Bazylice są wspaniałe organy - przypuszczam, że takie Sanktuarium, z tak wielką historią, ma również bogate tradycje muzyczne. Niestety, nie miałem jeszcze okazji zapoznać się z nimi.
Reklama
- Po Konkursie wszedł Pan w wielki świat artystyczny. Jak się Pan czuje w tym świecie?
- To był bardzo szybki przeskok, jakbym znalazł się w innej rzeczywistości. Co prawda, wcześniej też były konkursy i koncerty, ale nie w takim wymiarze. Konkurs Chopinowski zmienił wszystko, bo ten jeden z najbardziej prestiżowych konkursów na świecie otwiera wszystkie estrady. Nagle trzeba umieć rozeznać, jak należy postępować w nowych sytuacjach, co jest ważne, a co mniej ważne, jakie propozycje przyjmować, a z czym jeszcze poczekać. To było trudne. Nagle znalazłem się wśród setek ludzi, z których prawie każdy miał do mnie ważną sprawę. Potrzeba było trochę czasu, żeby to się unormowało, i dobrego organizatora, który by zaplanował kalendarz koncertów tak, żeby nie kolidowały ze studiami, z pracą nad nowym repertuarem i oczywiście z odpoczynkiem. Początek był trudny, teraz to wszystko dobrze się układa. Dużo pomógł mi Krystian Zimerman i jego rady.
- Kiedy poznał Pan Krystiana Zimermana?
- Było to w marcu 2005 r., na kilka miesięcy przed Konkursem. Krystian Zimerman odbierał w Katowicach doktorat honoris causa Akademii Muzycznej, potem udzielał konsultacji dla studentów. Wtedy miałem okazję grać przed nim.
- Co powiedział po wysłuchaniu Pana gry?
Reklama
- Grałem Poloneza As-dur. Po zakończeniu powiedział, że wszystko jest dobrze i nie widzi potrzeby, żeby ingerować w moje wykonanie. To był dla mnie ważny sygnał, że idę w dobrym kierunku. Po Konkursie przysłał list z gratulacjami, a na końcu napisał, że zawsze mogę się zwrócić do niego o pomoc i radę, z czego zresztą korzystam.
- To znaczy, że jak jest problem, dzwoni Pan do Bazylei?
- Tak, rady i życzliwość Krystiana Zimermana są dla mnie bardzo cenne. Nie ukrywam też, że jego rekomendacja pomogła w podpisaniu kontraktu z Deutsche Grammophon na nagrania płytowe. Jak dotąd Krystian Zimerman był jedynym Polakiem, z którym ta słynna wytwórnia zawarła wyłączny kontrakt płytowy.
- Czy dużo koncertował Pan w minionym roku?
- Po tourneè w Polsce pojechałem z orkiestrą Filharmonii Narodowej do Japonii, później miałem recital w Konserwatorium w Moskwie. Moje bardzo ważne ubiegłoroczne debiuty to koncerty w Dortmundzie, Zurychu, Amsterdamie i udział w Muzycznym Festiwalu w Verbier. W listopadzie odbyło się wspominane już drugie tourneè po Japonii. Składało się na nie 12 recitali wypełnionych muzyką Chopina, którego Japończycy bardzo kochają, no i fan club także czekał na muzykę Chopina.
- Fan club?
- Po Konkursie Chopinowskim w Japonii powstał mój fan club. Jego członkowie jeżdżą na koncerty i stwarzają bardzo miłą atmosferę. Fan club ma swoją stronę internetową i, jak słyszałem, powiększa się. Mówiono mi nawet, że niektóre osoby chciałyby przyjechać do Polski, odwiedzić moje rodzinne miasto - Nakło n. Notecią.
- Co Pan pokaże japońskim fanom w Nakle?
Reklama
- Nakło to miasto na Kujawach, położone ok. 25 km od Bydgoszczy. Liczy 20 tys. mieszkańców, jest bardzo malownicze, otoczone pięknymi lasami, gdzie lubię biegać i jeździć na rowerze. Niestety, Nakło w czasie wojny zostało mocno zniszczone, ale zachowały się dwa piękne kościoły, m.in. mój kościół parafialny, zbudowany w stylu barokowym. Bardzo lubię to miasto, czuję się w nim dobrze, mam spokój, mogę pracować.
- Jakie ma Pan najbliższe plany?
- Kończę studia w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Obecnie piszę pracę magisterską, której temat dotyczy wykonawstwa muzycznego w trzech aspektach: konkursu muzycznego, koncertu estradowego i nagrania studyjnego. Po otrzymaniu dyplomu chciałbym kształcić się dalej pod kierunkiem wybitnych muzyków, marzę o pracy pod kierunkiem Krystiana Zimermana, ale to może być trudne, ponieważ on dużo koncertuje. Także mój kalendarz koncertowy jest wypełniony na najbliższe dwa lata. W marcu czeka mnie tourneè w Niemczech, potem kolejny wyjazd do Japonii - tym razem z orkiestrą - następnie koncerty w Londynie. W lipcu - nagrania płytowe dla Deutsche Grammophon. W Polsce płyta ukaże się najprawdopodobniej w październiku.
- Czy o tych nadchodzących, wypełnionych pracą, miesiącach myśli Pan z radością?
- Udział w Konkursie Chopinowskim, wygranie tego Konkursu przyniosło mi wielką radość, szczęście. Chociaż z drugiej strony było to, oczywiście, także wielkie wyzwanie - przyszły odpowiedzialne koncerty i mnóstwo rzeczy, o których wcześniej nawet nie myślałem. Nadal jest to ciężka, odpowiedzialna praca, jednak muzyka, praca nad nowym utworem, odkrywanie go dla siebie, a potem ukazanie publiczności - to wszystko daje mi ogromną satysfakcję. Najważniejsze jest, by ludziom, którzy przychodzą na koncert, dostarczyć wrażeń, wzruszeń i radości.