Wyobraźmy sobie człowieka, który w najwcześniejszym okresie życia nie widział wokół siebie nic pięknego. Nie zna pojęcia harmonii barw i kształtów, nie słyszał prawdziwej muzyki - tym, z czym oswajano go od dziecka, była pełna dysonansów, brutalna muzyka rockowa lub banalna muzyka rozrywkowa. Człowieka, który zamiast bajek i opowiadań, w których dobro jest piękne, zło - odrażające, otrzymywał opowiastki, w których pociągające i atrakcyjne jest tylko zło, dobro - nudne i nijakie. Wyobraźmy sobie następnie, że człowiek ten posyłany jest do szkoły i tam dostaje codzienną porcję wiedzy o języku, historii, regułach matematycznych i przyrodniczych, ale tak przyrządzoną, że nie jest w stanie dojść do sedna. Że zamiast zbliżać go do rzeczywistości, pokazywać, jak fascynujący jest świat, jak niezgłębione są jego tajemnice, utrudnia mu się z nią kontakt. Wszystko bowiem podane jest schematycznie, a jednocześnie rozmyślnie zawile. Brak logiki, brak powiązania przyczyn i skutków, wątki się rwą, wnioski nie zostają wyciągnięte. Przy rozwiązywaniu zadań nie wymaga się zaś od tego człowieka samodzielnego myślenia, ale tego, by dobrze odnalazł się w skonstruowanym przez kogoś schemacie. By „wstrzelił się” mechanicznie ze swoimi odpowiedziami, które przypominają dziecięcą zgadywankę, w odpowiednie kwadraciki. By zamalował podsunięte mu figury geometryczne, rozwiązał krzyżówkę albo rebus. Jednocześnie daje mu się do wypełniania coraz to nowe ankiety i tłumaczy, że najważniejsze w szkole są „relacje”, „integracja” i „partnerstwo”. Do tego wszystkiego, rzecz jasna, niepotrzebne są: myślenie, refleksja, głębszy namysł, tylko bierność, udająca beztroskę, przerywana momentami, gdy człowiek ów, znużony i przemęczony do nieprzytomności koniecznością funkcjonowania w czyimś schemacie, niepozwalającym mu rozwijać swojej osobowości i potencjału intelektualnego, próbuje innych doznań, które wydają mu się ucieczką z więzienia, w które schwytano jego umysł. Te doznania zaś to najczęściej: agresja, alkohol, narkotyki, seks.
Tak, w pewnym wyjaskrawieniu i uogólnieniu, wygląda współczesna edukacja. Do minimum ograniczony wpływ domu rodzinnego - a dom, choćby najgorszy, zawsze jest oazą prawdziwych doznań, niezafałszowanych uczuć, inwencji i twórczości, jest twierdzą, która skutecznie potrafi stawić czoło zewnętrznym wyzwaniom - do maksimum rozbudowany wpływ instytucji, która ogarnięta jest kryzysem na skalę historyczną. Kryzysem, w który wprowadzana była krok po kroku od wielu lat, aż wreszcie obezwładniono ją zupełnie i zamiast tego, by przekazywała wiedzę, zmusza się ją do tresury różnych - pożądanych z punku widzenia czyjegoś planu politycznego - postaw społecznych ucznia, a często również do indoktrynowania go. Ten schemat, w który pochwycone jest dziecko, potem młody człowiek w szkole, to współczesna pedagogika, którą co bardziej przytomni nauczyciele rozpoznają jako wyhodowaną na doktrynach marksistowskich antypedagogikę. Słowo to zresztą nigdy prawie nie pada na wielu uczelniach, gdzie wykłada się dziś antypedagogikę, tak jak przez lata na europejskich i amerykańskich uniwersytetach wpajano studentom kontrkulturę, jak gdyby była częścią zwykłej, niespreparowanej przez rewolucję, wiedzy o literaturze, teatrze, sztuce etc. Normalna, klasyczna kultura podpowiadała, jak żyć, poszerzała horyzonty umysłowe, wzmacniała człowieka. Kontrkultura, tak samo jak antypedagogika, niszczy człowieka, traktuje go jako narzędzie do realizacji ideologicznego projektu. „Chodzi mianowicie o uformowanie umysłowości pozbawionej jakichkolwiek stałych punktów odniesienia - pisze Pascal Bernardin w książce „Machiavel nauczycielem” - otwartej na innowacje, na zmiany, wreszcie na zwyczajne mody, dla której obce będzie samo pojęcie prawdy i dlatego łatwo nią będzie manipulować”.
Idealnym przykładem, w jaki sposób rozumuje człowiek „pozbawiony stałych punktów odniesienia”, któremu „obce jest samo pojęcie prawdy”, jest styl komentowania przez media sprawy stosunku Kościoła do teorii ewolucji. Przyjmuje się mianowicie milczące założenie, że „postęp musi być” - zarówno w biologii, jak w życiu społecznym, toteż wszyscy, nie wyłączając Kościoła, muszą nieuchronnie zmierzać od ciasnoty, ograniczenia ku wyżynom intelektu, gdzie „wszystko zgadza się ze wszystkim”. Ideologia z naukowym dowodem. Teoretyczne rozważania profesorów poszukujących uzasadnienia dla tezy, że to nie Bóg jest doskonały, a człowiek - produkt ewolucji - z płynną granicą między światem zwierząt a człowiekiem. Granice są rozmyte, pojęcia rozciągliwe jak guma, wszystko zaś nieprecyzyjne, pełne luk, podlane sowicie sosem oświeceniowego marzenia, że Kościół kiedyś wreszcie upadnie na kolana przed nauką, która przyniesie „prawdziwe światło” i „prawdziwą wolność”. Jednym słowem - zbawi człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu