Reklama

Wiem, że to Bóg mnie uratował

Redakcję „Niedzieli” odwiedził niezwykły gość - p. Arturo Dreifinger, Argentyńczyk żydowskiego pochodzenia. Jak się okazuje, życie uratował mu w czasie II wojny światowej m.in. ks. Antoni Marchewka, późniejszy redaktor naczelny naszego tygodnika. Siedemdziesięcioletni dziś Dreifinger wtedy był małym chłopcem. Niedawno przybył do Polski, by przejść śladami swego dzieciństwa. Zbiera też materiały do książki na ten temat. Jeżeli ktoś z Czytelników mógłby podzielić się z nim swoimi informacjami z czasów wojny na temat ks. Antoniego Marchewki bądź Tadeusza Stenawki (wojenny pseudonim Dreifingera), proszony jest o kontakt z „Niedzielą”.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Ireneusz Skubiś: - Co z czasów wojny najbardziej utkwiło Panu w pamięci?

Arturo Dreifinger: - Gdy miałem siedem lat, wybuchło Powstanie Warszawskie. Po jego upadku, po zbombardowaniu Warszawy przez dwadzieścia dni ukrywałem się z mamą w piwnicy. Nagle zjawili się Niemcy i wygnali nas wszystkich na ulicę. Dzieci do lat 10 miały stać na zewnątrz, a dzieci powyżej 10 lat miały odwrócić się do ściany. Ich ojcowie również. Po sekundzie wszyscy ci mężczyźni i chłopcy zostali rozstrzelani.

- Czy miał Pan rodzeństwo?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Nie. Byłem tylko z mamą, od której mnie oddzielono. Tego dnia zostałem na świecie sam. Z miejsca rozstrzelania ludzie zaprowadzili mnie do Czerwonego Krzyża, którego siedziba mieściła się dwieście metrów dalej. Stamtąd ktoś wsadził mnie do samochodu i wywiózł do podwarszawskich Włoch. Tam zostałem sam. Nie wiedziałem, dokąd iść, nie miałem co jeść. Była noc. Siedziałem na ulicy i płakałem. Minęła mnie jedna osoba, druga, trzecia, pytając, co mi jest, dlaczego płaczę. Nie wiedziałem, co powiedzieć, mówiłem, że nie mam matki, że ją zgubiłem, że jestem sam i nie mam gdzie iść. Jacyś ludzie wzięli mnie do swojego domu. Miałem pyzatą twarz i to było dla mnie zbawienne, bo ludzie często bali się brać wychudzone dzieci do domu ze strachu przed chorobami. W tym domu byłem może jeden dzień, a na drugi wzięto mnie do innego. Mówiono po prostu: „Tadzik, musisz już iść”. Pytałem: Dlaczego?, niczego nie rozumiejąc.

- Co ludzie odpowiadali?

- „Ty wiesz, dlaczego” - mówili. Bali się mówić wprost: „Bo jesteś Żydem”. I tak szedłem od domu do domu. Słyszałem różne rzeczy, np.: „Jak stąd nie pójdziesz, to nas zabiją, mnie, moją żonę, dzieci - i ciebie. Musisz iść. I nie mów nikomu, że tu byłeś. Masz bieliznę, trochę jedzenia i idź”. I tak co noc, co dzień.
Pewnego razu ktoś zabrał mnie do Pruszkowa. Było mi tam bardzo dobrze, traktowano mnie jak syna. Stamtąd zabrano mnie do Częstochowy.

Reklama

- I właśnie wtedy zetknął się Pan z ks. Marchewką?

- Tak, ale nie od razu. Gdy przyjechałem, czekali na mnie: pewien mężczyzna, ok. 30-letni, kobieta oraz dziewczynka, może w moim wieku. Kobieta, która mnie przywiozła, oddała mnie temu mężczyźnie i odeszła bez słowa. A my pojechaliśmy do domu. Zastałem tam jeszcze jednego chłopca w moim wieku. Następnego dnia rano przyszedł do tego domu ksiądz, jak się później okazało, był to ks. Antoni Marchewka. „To ty jesteś Tadzik?” - zapytał.

-...Tadzik?

- Tak. Miałem zmienione imię. W czasie okupacji mama zdecydowała, że będę się nazywać Tadeusz Stenawka.
Ksiądz zaprowadził mnie wtedy do maleńkiego pokoju, w którym mieszkał. Było tam jedno łóżko, ubikacja, drabina i stół. Ksiądz powiedział, żebym nie wychodził na ulicę i nie podchodził do balkonu. Przez cały dzień siedziałem więc w środku i czekałem na niego.
Ksiądz wychodził rano i przychodził wieczorem. Któregoś dnia wziął mnie ze sobą do kościoła. Odtąd chodziłem tam z nim codziennie. Kiedyś dał mi białą suknię - komżę, która była potrzebna, gdy trzeba było używać kadzidła.

- Ale nie został Pan u ks. Marchewki dłużej...

- Nie. Przyszedł dzień, kiedy ksiądz powiedział: „Tadzik, musimy iść”. Pamiętam ten poranek do dziś. Było jeszcze ciemno, padał deszcz i na ulicy nie było ludzi. Pojechaliśmy do Krakowa. Ksiądz przyprowadził mnie do wielkiego domu, w którym były drabinki i bardzo dużo dzieci w wieku od 4 do 15 lat. Dano mi jeść, ale przyszły starsze dzieci i zabrały mi jedzenie. Bardzo się wtedy bałem... W bramie ksiądz powiedział, żebym codziennie modlił się do Pana Boga. Ja wiem, że to Bóg mnie uratował. Ksiądz wziął moją rękę i pocałował ją. Płakał. Zostawił mnie z tymi dziećmi i poszedł. Nigdy go już więcej nie widziałem.

- Pobyt w Krakowie okazał się dla Pana zbawienny, odnalazła tam Pana matka...

- Tak. W tym domu mieszkałem ok. 10-15 dni, nie pamiętam dokładnie. Pewnego dnia usłyszałem moje nazwisko: „Stenawka, Stenawka”. Zabrano mnie i jeszcze trzech chłopców, moich rówieśników, do innego sierocińca pod Krakowem. Przebywałem w nim aż do zakończenia wojny. Pracowałem właśnie przy sadzeniu kartofli, kiedy usłyszałem, jak ktoś krzyczał, że skończyła się wojna. Myślałem: co to znaczy, że wojna się skończyła? Co teraz ze mną będzie, co zrobię, dokąd pójdę?
Przyjechały wielkie rosyjskie czołgi i codziennie któryś z oficerów rosyjskich przychodził do sierocińca, by adoptować jakieś dziecko. Zapisywał tylko na niewielkiej kartce, gdzie mieszka i jak się nazywa, i odchodził z dzieckiem. Mnie dwa czy trzy razy też chciano adoptować, ale ja nie chciałem. Powiedziałem, że chcę mieszkać w sierocińcu, choć nie było nam lekko, jedliśmy tylko czarny chleb i czasem trochę białego sera.
Wreszcie nadszedł pamiętny dzień. Dziewczyna, która nas pilnowała, zawołała: „Tadzik, chodź, ktoś pyta o ciebie”. Kto może o mnie pytać? - zdziwiłem się. Przecież jestem sam, nie mam ojca, matki... Bałem się iść, myślałem, że ktoś chce mnie adoptować. Ale ona jeszcze raz przyszła po mnie: „Tadzik, ktoś chce cię widzieć”. Poszedłem za nią i zobaczyłem młodą kobietę. Patrzyłem na nią i pytałem siebie, kim jest ta kobieta. Kiedy podeszła, chciałem uciekać. Ale ta kobieta zawołała: „Artuś!”. Zrobiło mi się dziwnie, ale w głowie dźwięczało, że nazywam się Tadzik. Ona wzięła mnie za rękę, wycałowała i mówi: „Pamiętasz? To ja jestem!”. Nie pamiętałem i nie chciałem sobie przypominać. Bałem się. Dopiero kiedy dotknąłem twarzą jej głowy, włosów, poczułem zapach domu rodzinnego... To była moja matka! Przeżyłem szok.

- Dokąd udaliście się wtedy z matką?

- Do Pragi. Mama pisała co noc listy do Rosji, bo w armii rosyjskiej był mój ojciec. Wysłała chyba ze 100 listów do różnych miast. Po jakimś czasie dotarł do nas ojciec, który uciekł z Rosji. Nie pamiętam, jak długo byliśmy w Pradze. Potem wyjechaliśmy do Paryża. Mama miała brata w Argentynie, który przebywał tam od 1927 r. Zaprosił nas, kupił bilety na statek. Z Bordeaux popłynęliśmy do Brazylii. Tam chciano, byśmy zostali. Ale mama pragnęła jechać dalej, do brata. Polecieliśmy samolotem z Brazylii do Argentyny, a następnie pociągiem do Mendozy, gdzie mieszkam do dziś.

- Dlaczego dziś przyjechał Pan do Polski?

- Aby lepiej poznać historię ks. Marchewki, a także swoją. Nie jestem już najmłodszy, pamięć się zaciera, a ja chciałbym te wydarzenia ocalić od zapomnienia. Przygotowuję książkę na ten temat. Myślę, że będzie ona ważnym świadectwem i że przyczyni się do przełamania pewnych historycznych stereotypów. Wielu Polaków narażało przecież swoje życie, by ocalić Żydów...

2006-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W czerwcu ulicami wielu miast w Polsce przejdą Marsze dla Życia i Rodziny

2024-06-07 14:12

[ TEMATY ]

marsz dla życia i rodziny

Karol Porwich/Niedziela

Pod hasłem "Zjednoczeni dla Życia, Rodziny, Ojczyzny" ulicami Warszawy, Krakowa, Poznania, Lublina, Łodzi, Gdańska, Bydgoszczy i wielu innych miast przejdą w czerwcu Marsze dla Życia i Rodziny.

W najbliższą niedzielę, 9 czerwca, Marsze dla Życia i Rodziny przejdą m.in. przez Łowicz, Lubawę, Łowicz, Tarnobrzeg, Stary Licheń, Włocławek, Wołomin i Żywiec.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Nycz: potrzebujemy duchowości księdza diecezjalnego

2024-06-07 12:02

[ TEMATY ]

Kościół

kard. Nycz

Vatican News /ks. Paweł Rytel-Andrianik

Kościół w Polsce wciąż stoi przed wyzwaniem wypracowania duchowości księdza diecezjalnego - powiedział Radiu Watykańskiemu kard. Kazimierzy Nycz. Uczestniczył on w sesji plenarnej Dykasterii ds. Duchowieństwa. Głównym tematem obrad była formacja stała kapłanów i diakonów.

Metropolita warszawski przyznał, że na tym polu zakonnikom jest łatwiej, bo mają specyficzną duchowość, charyzmat założyciela, do którego można się odwoływać. A w Polsce nawet szkoły dla formatorów seminaryjnych czy tych, którzy mają się zajmować formacją stałą, są prowadzone przez zakonników. Stąd pytanie, czy potrafią w tym należycie uwzględnić duchowość księdza diecezjalnego.

CZYTAJ DALEJ

Prezydent: trzeba znowu myśleć o obronie krzyża

2024-06-07 19:54

[ TEMATY ]

Andrzej Duda

PAP/Przemysław Piątkowski

To paradoksalne, że po 35 latach od roku 1989 trzeba myśleć o obronie krzyża – powiedział prezydent Andrzej Duda. Opowiedział się za obecnością symboli różnych religii i wyznań w przestrzeni publicznej. Zaapelował o udział w wyborach, które – jak powiedział – dotyczą także tej sprawy.

"Krzyż był z nami, jest z nami, wyznacza naszą rzeczywistość i nasze miejsce na mapie świata i w dziejach ludzkości, bo tak naprawdę dzieje Rzeczypospolitej od krzyża się zaczęły” – powiedział prezydent w piątek w Miętnem (woj. mazowieckie) podczas obchodów rocznicy wystąpienia uczniów w obronie krzyży zawieszonych w szkolnych salach. "Od 966 roku liczymy czas, kiedy nasze państwo, Rzeczpospolita istnieje. To moment, w którym przyjęliśmy krzyż" – podkreślił.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję