W USA przebywa obecnie ok. 21 mln imigrantów, z których ponad połowa, tj. ok. 11 mln, przedostała się do tego kraju bez wymaganych dokumentów lub przedłużyła pobyt. Właśnie oni w propagandzie są nazywani nielegalnymi imigrantami. Najczęściej są to Latynosi, którzy przedarli się przez granicę amerykańsko-meksykańską. Meksykanów jest 6,2 mln, obywateli innych krajów Ameryki Łacińskiej - 2,5 mln. Nielegalnych przybyszów z Azji - 1,5 mln, z Europy i Kanady - 0,6 mln i z Afryki - 0,4 mln. Przeważają mężczyźni - 5,4 mln, z których połowa to osoby nieżonate. Kobiet jest blisko 4 mln i 1,8 mln dzieci, w większości urodzonych już w USA.
Współcześni niewolnicy
Reklama
Nielegalni imigranci to osoby pochodzące z biednych krajów i środowisk, przeważnie bez wykształcenia, próbujące poprawić swój byt materialny. Często sporą część pieniędzy zarobionych w Stanach Zjednoczonych inwestują w kraju ojczystym, a także pomagają finansowo pozostałym w kraju rodzinom. Ekonomiści wyliczają, że każdego roku Latynosi wysyłają do domu ponad 10 mld dolarów, a imigranci ze wszystkich krajów zachodnich - 100 mld; jest to więcej niż cała pomoc Zachodu i organizacji dobroczynnych docierająca do państw rozwijających się.
Pracują po kilkanaście godzin dziennie, mieszkają w skromnych warunkach. Jeśli pracują w rolnictwie, to nierzadko śpią w stodołach lub szopach. Zarabiają od 7 do 10 dolarów za godzinę. Za tę samą pracę Amerykanin, gdyby ją podjął, oczekiwałby ponad 20 dolarów.
Imigranci najczęściej znajdują zatrudnienie właśnie w rolnictwie (co czwarty), przy sprzątaniu i usługach w hotelach, restauracjach, szpitalach (co piąty), w budownictwie (ok. 15 proc.), w przetwórstwie spożywczym (13 proc.), przy produkcji (10 proc.) i w transporcie (8 proc.). Stanowią 4,9 proc. amerykańskiej siły roboczej. Oblicza się, że aż wobec 98 proc. takich imigrantów pracodawcy łamią amerykańskie prawo pracy.
Największe skupiska nielegalnych imigrantów są w Kalifornii, Teksasie, Arizonie, Kolorado i Illinois oraz wzdłuż Wschodniego Wybrzeża, w tym na Florydzie. Stanowią 3,6 proc. ogółu mieszkańców USA. (Warto dodać, że w amerykańskim „tyglu narodowościowym” liczba osób urodzonych poza granicami kraju stale rośnie. W 1970 r. stanowili oni 4,7 proc. ogółu mieszkańców, a w 2003 r. - już 12,7 proc.).
Błyskawicznie rośnie też liczba osób przybywających do USA nielegalnie. Obecnie jest ich pięciokrotnie więcej niż w 1980 r., 40 proc. z nich przebywa w Stanach Zjednoczonych od pięciu lat lub krócej.
Dziennie natomiast rodzi się w USA ok. 11 tys. dzieci. Amerykańscy demografowie cieszą się, że prawdopodobnie w połowie października br. liczba mieszkańców tego kraju przekroczy 300 mln. Zastanawiają się, czy takim słynnym Amerykaninem będzie chłopczyk, czy dziewczynka, potomek imigrantów hiszpańskich, irlandzkich czy może polskich. Ale jest też duże prawdopodobieństwo, że będzie nim właśnie nielegalny imigrant, choć nikt tego nie zauważy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Nie pozwalają truskawkom gnić
Jak imigranci wpływają na gospodarkę tego kraju - kraju, który powstał z imigrantów?
Ekonomiści nie są jednoznaczni w ocenie. Przeciwnicy mówią, że podkopują ekonomię, osłabiają struktury społeczne, podnoszą podatki i zabierają pracę bezrobotnym Amerykanom, których jest ok. 7 mln. Inni - że przyczyniają się do rozwoju i potęgi USA. „Musimy pamiętać, że każdy z nas jest imigrantem” - mówił kiedyś prezydent Theodore Roosevelt i dodawał, że inne traktowanie człowieka ze względu na miejsce urodzenia jest dyskryminacją.
Imigranci nie tylko pracują i pomnażają kapitał, tworzą także miejsca pracy, ubezpieczają się, płacą podatki, kupują lub wynajmują mieszkania.
Z równie dobrym skutkiem można więc szukać argumentów po obu stronach dyskusji. Większość Amerykanów w rzeczywistości nie martwi się doniesieniami mediów, że „nielegalni imigranci zabierają pracę bezrobotnym Amerykanom”. W Kalifornii np. 70 proc. nie dzieli takich obaw, a dwie trzecie jest za pracownikami sezonowymi. Bez nich bowiem rolnictwo byłoby bezradne. Nie da się np. zbierać truskawek lub czereśni maszynami, choć technicy się nad tym trudzą. A plony zebrane być muszą. Jeden dzień opóźnienia przynosi ogromne straty. W takim spiętrzeniu prac „nielegalny imigrant” jest na wagę złota.
Zatykanie kurka palcem
Amerykański prezydent i Kongres próbują uporządkować niełatwy problem imigracji. Sprawa stała się pilniejsza, jak pisano, po zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku. Przez granicę mogą przecież przedostawać się ludzie złej woli.
Niektórzy obawiają się jednak, że to właśnie imigranci staną się rzeczywistymi ofiarami „wojny z terroryzmem”. Ich sytuacja coraz częściej porównywana jest do sytuacji Murzynów sprzed kilkudziesięciu lat, o których prawa upominał się m.in. Martin Luther King. Organizowane są demonstracje. Na ulice miast wychodzą spracowani ludzie, mimo lęku przed zwolnieniem.
Amerykańcy politycy zgłosili kilka projektów ustawy imigracyjnej, z których liczą się dwa. Jeden został przyjęty przez Izbę Reprezentantów 16 grudnia ub.r., drugi - przez Senat 15 maja br. By ustawa zaczęła obowiązywać, konieczne jest wypracowanie wspólnej przez obie izby - Kongres i podpisanie jej przez prezydenta.
Główne założenia legislacyjne to: uszczelnienie granic, znalezienie rozwiązania dla osób już przebywających w USA oraz zapobieżenie niekontrolowanemu napływowi imigrantów w przyszłości.
Oba projekty ustawy zakładają przede wszystkim uszczelnienie granicy amerykańsko-meksykańskiej (ciągnącej się na długości 3200 km!), wzdłuż której ma stanąć kilkuwarstwowy płot. Będzie jej strzegło także kilka tysięcy żołnierzy gwardii narodowej, wspomaganych nowoczesnymi urządzeniami technicznymi.
Dla osób, które przebywają na terenie USA przez co najmniej pięć lat, opracowano natomiast program otrzymania obywatelstwa. Ci, którzy są krócej, będą mogli ubiegać się o tzw. wizę H2 - C, zaraz na granicy (powyżej dwóch lat pobytu) bądź w swoim kraju (przy pobycie krótszym). Wiza ta umożliwia legalny pobyt i podjęcie pracy. Będą musieli też uczyć się języka angielskiego.
Zostanie uproszczony i rozbudowany program pracowników sezonowych do 200 tys. pozwoleń rocznie. Ma on zaspokajać pilne potrzeby amerykańskiego rolnictwa, turystyki, budownictwa itd.
Ci, którzy nadal zechcą przebywać nielegalnie, będą karani. Karani będą również pracodawcy zatrudniający ich oraz ludzie wynajmujący im mieszkania i udzielający pomocy.
Właśnie ten zapis wzbudza niepokój amerykańskich duchownych, którzy przypominają, że Kościół ze swej natury niesie pomoc najsłabszym i nie może jej ograniczać tylko do potrzebujących „legalnych”. Nie może przed udzieleniem pomocy pytać, czy ktoś przebywa w USA legalnie, czy nie. Duchowni przypominają, że miłosierny Samarytanin nie sprawdzał dokumentów, opatrując rannego podróżnego. Kard. Roger Mahony, ordynariusz archidiecezji Los Angeles, największej w Stanach Zjednoczonych, oświadczył wprost, że wezwie kapłanów do obywatelskiego nieposłuszeństwa.
Duchowni zauważają, że Stany Zjednoczone, jako mocarstwo gospodarcze o znaczeniu światowym, w dobie globalizacji kapitału powinny rozwiązywać przyczyny migracji ludności, a nie tylko likwidować jej skutki. Właśnie takie spojrzenie powinno dominować w Waszyngtonie. Popierają natomiast program uzyskiwania obywatelstwa i program pracowników sezonowych. Programy te umożliwią łączenie rodzin i zniwelują liczbę dramatów wynikających z rozłąki.
Polska w programie bezwizowym
Częścią prac nad ustawą imigracyjną jest poprawka Senatu z 15 maja br., przewidująca włączenie Polski do funkcjonującego programu bezwizowego. Dotychczas korzystało z niego 27 państw. Są to głównie kraje „starej” Unii Europejskiej oraz m.in. Szwajcaria, Australia, Japonia, Nowa Zelandia, Andora, Brunei, Słowenia. Mieszkańcy tych państw mogą przyjechać do USA na 90 dni bez wizy.
Jeśli poprawka Senatu zostanie zatwierdzona przez Izbę Reprezentantów i podpisana przez prezydenta, to także my będziemy mogli przebywać w USA bez wizy, ale krócej - przez maksimum 60 dni. Do programu zostalibyśmy włączeni na razie na dwa lata.
Program obejmuje tylko takich podróżnych, którzy przyjadą w celach turystycznych bądź biznesowych. Będą musieli mieć bilet powrotny lub bilet z USA do innego kraju.
Władze amerykańskie bardzo rygorystycznie przestrzegają czasu pobytu osób korzystających z tego programu. Jeśli ktoś go przedłuży, w naszym przypadku 60 dni - będzie musiał następnym razem wystąpić o wizę. Jeśli natomiast ktoś zamierza pracować, nie powinien z niego korzystać, a złożyć wniosek o wizę H2 - C.
Planowano, że nowe prawo imigracyjne zostanie uchwalone jeszcze jesienią tego roku. Jednakże wobec ujawnienia się licznych interesów, kontrowersji i konieczności szerszej konsultacji społecznej data głosowania nad nową ustawą najprawdopodobniej zostanie przesunięta na później.