Świętokrzyski sposób?
W Górach Świętokrzyskich leży Bałtów - malownicza wioska, której jedyną dotąd „atrakcją” turystyczną była tzw. Czarcia Stopka i popadający w ruinę pałac Druckich-Lubeckich. Brak perspektyw od lat i legendarna już kielecka bieda dopełniały obrazu. Jak Polska długa i szeroka, takich wsi i miasteczek są tysiące. Na ową „Stopkę”, co według ludowych podań nosiła ślad diabelskiego łapska, wspiął się kiedyś wiedziony ciekawością paleontolog dr Gerard Gierliński, pracownik Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie, i ze zdumieniem ujrzał odcisk największego w dziejach świata drapieżnika lądowego - prehistorycznego dinozaura. Ktoś dostrzegł w tym fakcie szansę. Ktoś wymyślił, że można w tej małej wiosce, położonej z dala od tras szybkiego ruchu, wybudować… - aż trudno uwierzyć - Park Jurajski, wzorowany na słynnym filmie Spielberga Park Jurajski. Kilku zapaleńców, tworzących lokalne stowarzyszenia „Bałt” i „Delta”, wzięło bankowe kredyty i zabrało się ostro do pracy. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. W trzy lata później do Bałtowa, liczącego raptem 1890 mieszkańców, przyjeżdża w sezonie ok. 180 tys. turystów. Dinozaury stały się lokalną metodą na bezrobocie, bo Park zatrudnia od 200 do 300 osób w sezonie. Dzięki pomysłowości, pracy i energii wielu ludzi na zupełnie dzikim terenie starorzecza Kamiennej stworzono ludziom szansę na lepszy los.
Dinozaur Gerard
Reklama
W środku lata wieś tętni życiem. To prawda, że jest wyjątkowo ładnie położona, ale także niezwykle zadbana. Nowe drogi, chodniki, elewacje domów. Parking przy Parku pęka w szwach. Grupy kolonijne i całe rodziny stoją w kolejce do wejścia. Za bramą Parku wkraczamy na teren, w którym każdy detal jest dokładnie przemyślany i czemuś służy. Role przewodników pełnią nauczyciele. Bo miejsce to ma służyć także celom edukacyjnym - rozbudzać dziecięcą ciekawość i wyobraźnię. Zwiedzanie Parku to podróż w czasie przez kolejne epoki geologiczne Ziemi - od kambru po dzień dzisiejszy. I oto one: dinozaury. Małe i olbrzymie. Samotne, zielone stworki ulokowane wśród wysokich traw lub usytuowane grupami, rodzinnie - rzec można - prezentujące swe kilkunastotonowe umięśnione cielska i wielkie zębiska. Pierzaste i długoszyjne, drapieżne i łagodne. Niektóre z kogucimi grzebieniami, płetwami i łątkami tworzą w swojskim świętokrzyskim krajobrazie wrażenie niezwykłe. Najwyższy gad ma 25 m wysokości. Imponujące wrażenie. Jeden z nich nosi imię Gerard, na cześć warszawskiego naukowca. Jest i zupełnie serio - czyli muzeum, w którym zgromadzono ponad 300 skamieniałości z kraju i ze świata. Przed muzeum dzieciaki z determinacją zajmują się odkopywaniem szkieletów prehistorycznych gadów, zakopanych w piasku na placu zabaw. Rodzice kosztują przysmaki regionalnej kuchni. W lokalach Bałtowa nie podaje się alkoholu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Arab, hucuł czy kuc?
Ale Park to nie tylko dinozaury. Tutaj jest pomysł na wykorzystanie każdego skrawka ziemi. Oto niewielka rzeka Kamienna, na której dostojnie płyną pełnowymiarowe tratwy. Kilka lat temu bezrobotni wyrywali stąd krzaki i usypywali taras widokowy. Mężczyzn, którzy dzisiaj „powożą” łodziami, wysłano na szkolenie do flisaków na Dunajcu, co gwarantuje, że jesteśmy w dobrych rękach. W czasie tej rzecznej eskapady (trasa liczy ok. 4 km i trwa ok. godziny) można zobaczyć unikalny rezerwat modrzewiowy, wywierzysko, czyli kamienne ściany skalne rzeźbione wodami rzeki. Jest i wspomniana Czarcia Stopka oraz jaskinia smoka Bartusia, nie wspominając o urokach okolicznych krajobrazów. Już po wyjściu na ląd warto rzucić okiem na liczący 100 lat młyn - ciągle pracujący na unikalnych, bo zabytkowych, maszynach. Mąka podobno ma wyjątkową jakość.
Bałtów to także raj dla miłośników koni. „Krainę Koni” łatwo znaleźć, bo widać ją z Parku Jurajskiego. Wokół rozciągają się łagodne wzgórza, rozległe łąki i lasy, jakich coraz mniej w Polsce. To idealne miejsce do uprawiania nie tylko hippiki, ale wypraw rowerowych, rajdów pieszych czy sportów zimowych. Ośrodek Jazdy Konnej „Kraina Koni” ma w stajniach 30 koni różnych ras: czystej krwi arabskiej, małopolskiej, huculskiej, a nawet kuce.
Proboszczowskim okiem
Proboszcz miejscowej wspólnoty - ks. Grzegorz Kucharski chwali bałtowskie inicjatywy i przyznaje, że tempo zmian, jakie zachodzą wokoło, wprawia w zdumienie. Zyskała na tym także parafia. Ludzie, którym lepiej się wiedzie, chętniej włączają się w parafialne przedsięwzięcia. To w znacznym stopniu zmienia jakość pracy duszpasterskiej. A gości z całego świata z dumą prowadzi się do miejscowego kościoła, by pokazać malowidła pędzla Jana Woronia - ucznia mistrza Matejki i przepiękne tabernakulum zwieńczone złotym pelikanem. To perła w koronie Bałtowa. Świątynię wybudowali Druccy-Lubeccy i - tu miła niespodzianka - do dziś ku pałacowi prowadzą wąskie schodki, którymi niegdyś księżna pani z księciem panem schodzili na modlitwę i na partyjkę wista do księdza jegomościa. Obecny Ksiądz Proboszcz z szacunkiem podchodzi do dziedzictwa przeszłości, co widać po tym, jak obchodzi się z sędziwą świątynią i plebanią. Dumny jest też, że pobłogosławił już kilku „parkowym” małżeństwom. Woli bowiem, żeby młodzi ludzie z okolicy kierowali ruchem turystycznym na skrzyżowaniu w Bałtowie, niż wystawali na rogu ulicy.
Szansa dla pracowitych
Bałtowianom zależy, by ich wieś stała się celem całorocznych odwiedzin. W planach jest więc postawienie wyciągów narciarskich, przygotowanie tras narciarskich i toru saneczkowego. A nawet - uwaga - zoo-safari… Jeśli ktoś sądzi, że plany te są nierealne, niech przypomni sobie, od czego zaczął się sukces wsi Bałtów - od odciśniętej w skale Czarciej Stopki - łapy prehistorycznego gada.
Przykład Bałtowa jest dowodem na to, że przedsiębiorczość i pracowitość są metodami na uaktywnienie ludzi w terenie, w tych wszystkich małych wioskach i miasteczkach, gdzie ponoć nic się nie dzieje i nie ma perspektyw. - Są, tylko trzeba umieć je zobaczyć - tłumaczy nam ks. Grzegorz Kucharski. I trudno nie przyznać mu racji.