Reklama

Warto, żeby Polska istniała

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. inf. Ireneusz Skubiś: - Panie Premierze, gratuluję wyboru i od razu życzę, aby Panu udało się naprawić Polskę, bo na to czeka cały naród. W jednym z przemówień sejmowych mówił Pan jako lider PiS-u: „Chcemy oczyścić, zreformować i skonsolidować państwo, umocnić władzę i odbudować jej autorytet. Za pomocą tych instrumentów zaczniemy prowadzić politykę gospodarczą i społeczną nastawioną na dwa cele: żeby naród mógł w ogóle istnieć dzięki przełamaniu kryzysu populacyjnego i by pozostać jednością, to znaczy, żeby te wszystkie dystanse, które do dziś rozrywają kraj, zostały zmniejszone”.
Czy obecnie, będąc premierem, potwierdza Pan te zadania?

Jarosław Kaczyński: - Tak, oczywiście. Zmiana miejsca z prezesa partii na fotel premiera - fotel prezesa zatrzymałem - w żadnym razie nic nie zmienia; mam jeszcze silniejszą motywację, żeby realizować program naprawy państwa, a w konsekwencji prowadzić politykę, której cele sformułowałem w exposé: warto być Polakiem i warto, żeby Polska istniała.
Żeby jednak Polska istniała, należy przełamać kryzys populacyjny, trzeba przywracać jedność narodu, którą rozrywają ogromne dystanse społeczne, a także poczucie niesprawiedliwości społecznej. Dystansów społecznych w ogóle uniknąć się nie da, one istniały w historii zawsze. Rzecz w tym, że bardzo duża część społeczeństwa ma przeświadczenie, iż ci, którzy dorobili się wielkich majątków, nie uczynili tego uczciwie. To przekonanie nie zawsze jest słuszne, ale jest pewnym faktem.
Z kolei jest rzeczą wiadomą, że bardzo wielu ludzi znalazło się w bardzo trudnej sytuacji. Nie dlatego, że nie chcą pracować, że są jakoś szczególnie nieporadni, tylko dlatego, że zetknęli się nagle z sytuacją społeczną, która przerosła ich możliwości wysiłków, nawet bardzo rzetelnych i pracowitych. W związku z tym trzeba dążyć do tego, by ta sytuacja się zmieniała. W praktyce oznacza to walkę z bezrobociem, walkę z nędzą, dążenie do tego, by pracownika nie można było oszukiwać, co niestety zdarza się dość często. Do tego właśnie potrzebne jest silne państwo, widziane jako pewien całościowy instrument, a nie tylko zespół różnych spraw, które są załatwiane przez aparat państwowy. Władza to nie tylko jakieś moderowanie interesów, ale zdecydowane prowadzenie.

- Miałbym uzupełniające pytanie - o pomoc państwa nie tylko dla tych, którym jest ciężko żyć, ale dla przedsiębiorców, którzy oczekują pomocy, żeby lepiej funkcjonować.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Te sprawy ze sobą się bardzo mocno łączą. My nie chcemy wprowadzać gospodarki socjalistycznej, tylko umacniać kapitalistyczną w dobrym tego słowa znaczeniu. Chcemy zdjąć z barków przedsiębiorców ogromny ciężar, jakim jest mitręga biurokratyczna, korupcja, zasada, że macie się dzielić - tzn. jeśli odnieśliście jakichś sukces, musicie jakby część tego sukcesu oddać. Krótko mówiąc, z tym wszystkim walczymy, dlatego obok przepisów, które ułatwią działalność gospodarczą, doprowadzimy do tego, że w Polsce w ciągu najbliższych lat dokonamy postępu w infrastrukturze drogowej czy informatycznej - to wszystko powinno ułatwić działalność gospodarczą. Będziemy też dążyć w polityce zagranicznej do tego, żeby rynek europejski otwierał się coraz bardziej nie tylko na polskich pracowników - bo dla nich jest już otwarty - tylko na polskie towary, produkty, usługi. Zewnętrzny rynek jest ogromny, ale daleki jeszcze od tego, żeby był naprawdę wolny, żeby usługi zostały uwolnione. Będziemy o to w dalszym ciągu zabiegać.
Oczywiście, do tego dojdą zmiany w polityce banku narodowego - spodziewamy się ich od przyszłego roku wraz ze zmianą kierownictwa. Chodzi o ułatwienia w dostępie do pieniądza, do kapitału inwestycyjnego, obrotowego. Przedsiębiorca polski powinien znaleźć się w ciągu najbliższych dwóch lat w znacznie lepszej sytuacji niż dzisiaj, choć już obecnie eksport wzrasta 20% rocznie. Nie tak dawno wydawało się to rzeczą niemożliwą, a już teraz wyraźnie przekracza 100 miliardów dolarów rocznie. Jak będzie rósł w takim tempie, niedługo osiągnie 200 miliardów.

- Spodziewano się, że zmiana premiera będzie swoistym trzęsieniem ziemi. Opozycja zacierała ręce, że koalicjanci pokłócą się. Nic takiego się nie stało. Wicepremier Andrzej Lepper, który początkowo chciał podpisania nowej umowy, po spotkaniu z Panem wyszedł uśmiechnięty. Co mu Pan obiecał? Ufa Pan Andrzejowi Lepperowi? Czy koalicja obecnie będzie stabilniejsza?

- Nic konkretnego mu nie obiecywałem, poza tym, że umowa, która została przygotowana, będzie wypełniana. I będzie. Zadbam o to, żeby opóźnienia w jej wykonaniu zostały nadrobione. Powiedzieliśmy sobie, że jeśli mamy współpracować, to należy sobie zaufać. Nie ma współpracy bez zaufania. W ciągu ostatnich 10 miesięcy - od jesieni ubiegłego roku - można już mówić o zaufaniu. Przedtem była przepaść. Nasza współpraca jest teraz mocniejsza.
Lepsza niż przedtem jest także współpraca z Romanem Giertychem. W tym momencie nie widzę żadnych przesłanek, żebyśmy trzy lata nie mogli ze sobą współpracować.

- Jest Pan postrzegany jako znakomity strateg, a przy tym polityk, który dotrzymuje słowa, który przestrzega zasad. Co dla Pana Premiera jest najważniejsze w polityce? O czym Pan myśli, ustalając strategię polityczną?

- Dziękuję za te miłe słowa. Może to kiedyś ocenią historycy, na ile mi się to w polityce udawało. Natomiast od prawie 20 lat mam pewien cel, bardzo prosty. Jeśli chodzi o dłuższą perspektywę, tę najbardziej zasadniczą, o której dzisiaj wspominaliśmy, chcę, by Polska trwała, by Polacy pozostawali Polakami. Ale nie ukrywam, że 20 lat temu jakby w tej sprawie miałem mniej wątpliwości, tzn. uważałem, że jest to coś oczywistego. Nie było wtedy niepodległego państwa, ale była nadzieja, że powstanie szansa jego budowy. Chciałem je budować, chciałem, żeby zmiany w Polsce nie polegały jedynie na tym, że mamy wolności demokratyczne, procedury demokratyczne, swobody rynkowe. Bo to rzeczywiście powstało. Gorzej, lepiej, ułomnie, ale funkcjonują. Chciałem też, żeby w Polsce powstał nowy aparat państwowy Polski niepodległej i żeby powstała nowa hierarchia społeczna, nowa kultura społeczna, nie wywodząca się z PRL-u.
Niestety, stało się, że ludzie z komunistycznej nomenklatury znaleźli się na szczycie nowej hierarchii, chociaż już tym razem walczyli o pieniądz, a nie o władzę. Problem uwłaszczenia się nomenklatury był zauważalny już przed 1989 rokiem. Po odzyskaniu niepodległości wiedziałem, że do pewnego momentu musimy to przyjmować, bo jesteśmy za słabi, że musimy w to wejść, żeby przechwycić władzę. Ale tylko po to, aby później przejść do tej fazy generalnej. I niestety, tu powstał ten wielki spór w Polsce, z tego się wzięła wojna na górze: jedni chcieli iść dalej, inni mówili, że wszystko jest w porządku.
Moja opcja przez wiele lat przegrywała, ale teraz szczęśliwie jesteśmy przy władzy i krok po kroku chcemy zbudować nowy aparat państwowy. Powołaliśmy CBA, mamy nową ustawę o służbie cywilnej, likwidujemy WSI. To jest nic innego, jak właśnie budowa nowego państwa, choć odbywa się ona wśród sprzeciwów, krzyków i wrzawy opozycji.

- Pan Premier w ostatnich tygodniach mówił dość często o przyspieszeniu. Czy to znaczy, że były premier Kazimierz Marcinkiewicz hamował? Jak w takim razie Pan będzie starał się przyspieszać? Czy szybciej to będzie również skuteczniej?

- Nie, to w żadnym razie nie oznacza, że były premier hamował. Mówiłem o przyspieszeniu, bo takie było oczekiwanie społecznego zaplecza. Przede wszystkim nie tego partyjnego, tylko w ogóle. Ciągle dostawałem od ludzi listy z zarzutami, że w tym województwie, w powiecie, w instytucji tak naprawdę nic się nie zmieniało. Ileś miesięcy i wszystko po staremu. Wiem, że to nie jest tak łatwo zrobić coś ważnego z dnia na dzień. Jednak coraz częściej zaczynałem mówić, że te procesy trzeba troszeczkę jakby zdynamizować i to przyspieszenie zaczęło się jakiś czas temu. I ono trwa w tej chwili. A premier Marcinkiewicz przeszedł na inny odcinek fontu, niesłychanie ważny dla naszej przyszłości: ma wygrać wybory w Warszawie, ma pomóc wygrać wybory w Polsce, bo to nas bardzo umocni politycznie i ułatwi naprawę państwa. Wielki cel można osiągnąć tylko wtedy, jeżeli jest zespół ludzi, zespół kierowniczy PiS-u, gotowy do pracy na różnych odcinkach. Cenię sobie bardzo, że Kazimierz Marcinkiewicz objął nowe, ważne stanowisko.

- Zarzuca się PiS-owi zawłaszczenie państwa, a nawet oskarża o zamach na demokrację. Która z uchwalonych już ustaw jest, według Pana Premiera, najważnejsza? Jakie ustawy jeszcze koniecznie należałoby uchwalić?

Reklama

- Trudno mi powiedzieć, która jest najważniejsza. Najważniejsze w tej chwili są te, które zmieniają nasze państwo. O tych programach mówiłem: WSI, zmiana ustawy o państwowej służbie cywilnej, a także ustawy, które ociepliły stosunek państwa do rodziny: zapomogi dla rodzin w związku z urodzeniem dziecka, czyli tzw. becikowe, pieniądze na karmienie głodnych dzieci… Zrobiliśmy to. Byliśmy pierwszą władzą, która po prostu to zrobiła. Takich pociągnięć jest więcej.
A jaka ustawa jest przed nami w tej chwili najważniejsza - to ustawa o reformie finansowej. To jest kolejny krok zmierzający do tego, żeby Polskę naprawdę zmienić. Jest już ustawa - jeszcze niepodpisana - o zintegrowanym nadzorze gospodarczym, bankowym, niesłychanie ważna. To zmienia jakby pewien niedobry układ, wywodzący się z PRL-u. Dojdzie zmiana w banku narodowym, do tego ustawa o reformie finansów publicznych, za jakiś czas nowa ustawa budżetowa - to kolejne, niezwykle ważne posunięcia zmierzające do budowy nowego państwa. Chodzi o to, żeby finanse publiczne, które dotąd stosunkowo w niewielkiej części były poddane rygorowi budżetowemu, zostały - jeśli nie w całości, to w dużej części - objęte tym rygorem. Dotąd przez różne fundusze i agencje pieniądze płynęły do układów, często wręcz rodzinnych, zorganizowanych, i nad tym nie dało się zapanować. Ta zasada skomercjalizowanych funduszy publicznych jest fatalna. My ją w tej chwili likwidujemy, co spotyka się z zażartym oporem także w samej strukturze Ministerstwa Finansów. To jest dzisiaj najważniejsza sprawa, najważniejsza ustawa, którą musimy przeprowadzić.
Właśnie ta budowa nowego państwa jest określana jako zawłaszczanie państwa. A my chcemy, żeby to nie było państwo postkomunistyczne, tylko normalne państwo demokratyczne. Nasi przeciwnicy nie powiedzą, że potępiają walkę z postkomunizmem, tylko mówią, że jest to zawłaszczanie państwa. Hipokryzja nie jest wcale rzadką metodą stosowaną w polityce.

- Zarzucano PiS-owi działania prosocjalne, odwoływanie się do tych ludzi, którzy nie są zadowoleni z ekonomicznej transformacji w Polsce. Na jakie kwestie, na jakie ustawy zwróci Pan Premier szczególną uwagę? Co z aktywizacją ludzi bezrobotnych, dlaczego przy obecnym wzroście gospodarczym bezrobocie spada zbyt wolno?

- Księże Infułacie, nie zgodziłbym się z tym, że bezrobocie spada zbyt wolno. Nawet się trochę niepokoję, że w statystykach spada bardzo szybko, bo o kilka procent spadło w ciągu ostatnich miesięcy - to bardzo dużo. Tylko do końca nie wiemy, co to naprawdę znaczy taki szybki spadek. Trzeba powiedzieć jasno: prowadzimy akcje aktywizacyjne, będziemy wykorzystywali część środków Unii Europejskiej na aktywizację bezrobotnych, żeby ich dobrze przygotowywać do jakichś zawodów. Tak naprawdę to są dwie metody walki z bezrobociem: jedna z nich jest niedobra, chociaż w tej chwili w jakiejś mierze stosowana - to jest po prostu wyjazd za granicę. To bardzo zła metoda, ale jest, chociaż to nie z niej wynika obniżenie bezrobocia. To nie wyłącznie bezrobotni dzisiaj wyjeżdżają z Polski, tylko w ogromnej większości ludzie, którzy mają pracę, tylko że nisko płatną. Natomiast druga metoda polega na aktywizacji gospodarki - wszelkiego rodzaju wiara w to, że można uruchomić roboty publiczne na większą skalę, że podejmie się innego typu środki - to jest wiara w dzisiejszych warunkach naiwna. Tą metodą bezrobocia zwalczyć się nie da. Z różnych względów musiałbym o tym dłużej mówić.
I jeszcze jedna sprawa, choć nie ukrywam, że jest to moje odkrycie dzisiejszego dnia, muszę je dokładnie zweryfikować. Otóż poinformowano mnie, że jak ktoś jest odpowiednio sprawny i ma pięcioosobową rodzinę w małym mieście, jest w stanie z różnych świadczeń społecznych wyciągnąć 4 tys. zł miesięcznie. Jak się je wyciąga, to nie ma motywacji do pracy (te informacje przekazali mi burmistrzowie, a w ich rękach jest pomoc społeczna).
Tu już nie chodzi o ludzi o niewysokich potrzebach, bo to nie jest dużo, ale w małym miasteczku, uczciwie mówiąc, zarobić tyle jest bardzo trudno. Z tym też trzeba skończyć. Nie można tworzyć takiego mechanizmu jak w Niemczech, żeby ludziom nie opłaciło się pracować. Jeżeli takich rzeczy nie opanujemy, to ci ludzie nie będą pracować. Dlaczego ta sprawa wypłynęła? Ponieważ podczas narad rządowych, także z koalicjantami, podniesiono sprawę, że z jednej strony jest ciągle 16% bezrobocia, wśród młodzieży przeszło 30%, a ludzi do pracy w wielu miejscach nie ma. Pytanie: co w gruncie rzeczy się dzieje, dlaczego do pracy - i to nie takiej nisko płatnej - nie ma chętnych? Przedsiębiorcy zaczynają naciskać, żeby otworzyć granice, żeby mogli masowo przyjeżdżać Białorusini i Ukraińcy. Mówią: mamy szanse produkować więcej na rynek zachodni, możemy sprzedawać, ale nie ma z kim pracować.
Czytelnicy Niedzieli są pierwsi, z którymi dzielę się tym problemem. Trzeba się będzie temu przyjrzeć.

- Premier Marcinkiewicz wypowiadając się na temat lustracji min. Zyty Gilowskiej, powiedział, że „nie wie, kto za tym stoi”. A Pan już wie? Czy rozważa Pan Premier powrót prof. Zyty Gilowskiej do rządu? Na jakie stanowisko?

- Mówiłem wielokrotnie, że rozważam to, jestem z nią w stałym kontakcie, przed chwilą z nią rozmawiałem, umówiłem się na rozmowę. Wiem, że to, co znalazła w teczce, jest kompletnie bez znaczenia. Kiedy ta procedura się zakończy, zgodnie z umową, zaproponuję Pani Minister dwie funkcje, które pełniła przedtem. Min. Kluza, który jest człowiekiem zdyscyplinowanym i w dobrym tego słowa znaczeniu pokornym, z góry przyjął, że jeżeli Pani Premier będzie chciała powrócić na dawną funkcję, to on obejmie funkcję pierwszego zastępcy. Taką zasadę przyjął Kazimierz Marcinkiewicz. Zapewniam, że jestem gotów postąpić podobnie. Jej dymisja była wyłącznie konsekwencją tego, że zawsze głosiliśmy potrzebę lustracji i nawet jeśli lustrowana jest osoba, której ufamy, należy zasadę stosować. A że okoliczności tej sprawy są dziwne, po wyjaśnieniu stanowisko dla Pani Minister czeka.

- Wielu Polaków uważa, że wojna w Iraku nie jest naszą wojną. Czy jest Pan za wycofaniem polskich wojsk z Iraku?

- Proszę Księdza Infułata, nie jestem - mówiłem o tym w swoim wystąpieniu. Myśmy się w to zaangażowali. Można to różnie oceniać. Przyznaję, że byłem wtedy za, powiedziałem, że to jest nasza wojna. Ale nawet gdyby uznać, że tamta decyzja była niesłuszna, to teraz wycofując się w takich warunkach, można stracić wszystko, co się zyskało. Myśmy parę rzeczy dzięki temu zyskali. To kompletnie bez sensu, tam zginęli polscy żołnierze - to najważniejsze, bo życie każdego człowieka jest dużo więcej warte niż jakiekolwiek pieniądze. Na działania w Iraku też poszło dużo pieniędzy, to kosztuje, sami to finansujemy. To jakby zainwestować i następnie wycofać się z inwestycji, tracąc wszystko - to może zły przykład, ale oddaje istotę rzeczy. I dlatego jestem za tym, żeby nasza obecność w Iraku (któregoś dnia musi się skończyć) skończyła się w sposób przemyślany, zorganizowany, w porozumieniu z naszymi sojusznikami, np. zyskaliśmy to, że kiedyś w USA w ankietach na pytanie, jakie narody lubicie, a jakie nie, Polaków w ogóle nie było. Dzięki tej wojnie pojawiliśmy się tam i zajmujemy po Anglikach drugie miejsce. Nie przypisuję temu zbyt wielkiego znaczenia - proszę nie posądzać mnie o naiwność - ale proszę pamiętać, że Stany Zjednoczone są dzisiaj głównym gwarantem porządku na świecie, także porządku w tej części Europy, w której się znajdujemy. Trzeba sobie jasno powiedzieć - Unia Europejska jest dla nas niesłychanie cenna i ważna, jest formacją o charakterze polityczno-gospodarczym, jednak wpływ na politykę światową ma znacznie mniejszy.
A to co dzieje się wokół Polski może niepokoić. Zrobimy wszystko, by mieć dobre stosunki z sąsiadami, ale stabilizatorem sytuacji także w i naszej części świata są Stany Zjednoczone.

- Byłem na pogrzebie jednego żołnierza Polaka z Iraku - przerażające.

- Rozumiem, ale przy normalnym funkcjonowaniu wojska, także w warunkach pokoju, ze względu na używanie ciężkiego sprzętu zdarzają się wypadki, samobójstwa... Na szczęście, nasze straty w Iraku nie są wielkie. Bogu dzięki. Gdybyśmy ponosili duże straty, to, oczywiście, byłyby różne naciski społeczne na zmianę naszego stanowiska.
Polska ma dużo czasu przed sobą zanim będzie silnym krajem, bo musi być silna. Ale do tego trzeba dużo czasu, choćby do umocnienia naszej armii, wzmocnienia innych instytucji. Obecność w Iraku przyczynia się zresztą do wzmocnienia armii.

- Panie Premierze, powiedział Pan na spotkaniu PiS: „Odzyskaliśmy MSZ”. To zdanie spotkało się z krytyką mediów. Co Pan chciał przez to powiedzieć? Czy chodzi o jakąś zasadniczą zmianę w polityce zagranicznej? Czy do tej pory Polska nie prowadziła dobrej polityki zagranicznej?

- Tu chodzi nie o zasadniczą zmianę w polityce, tylko o sposób jej uprawiania. Krótko mówiąc, Polska dotąd wykazywała na wszystkich azymutach bardzo daleko idącą spolegliwość. Nie będę w tej chwili dyskutował, czy to było słuszne czy nie, ale jeżeli jest się już w Unii, jest się w NATO, to powinny zmienić się relacje z innymi państwami. Nie może być tak, by pewne środowiska niechętne wobec Polski zgłaszały roszczenia o odszkodowania za II wojnę światową. Gdyby nie inicjatywy Macierewicza, podjęte uchwały Sejmu, gwałtowny sprzeciw polskiej strony, posunięto by się pewnie dalej. Napadli, zmaltretowli, wymordowali, a teraz chcą odszkodowania. Do tego doprowadziła taka polityka. Bo w polityce tak jest: jak się popuszcza, to ktoś posuwa się dalej. Jeżeli przyjęliśmy zasadę przepraszania za wszystko, to w pewnym momencie ujawniła się p. Steinbach ze swoim powiernictwem i roszczeniami. Po prostu trzeba zmienić sposób uprawiania polityki. I w tym sensie minister Fotyga jest pierwszą osobą, która zdaje sobie sprawę, że dotychczasowy sposób uprawiania polityki należy zmienić.
Ostatnio w Strasburgu powiedziano mi, że Polacy to są zawsze tacy grzeczni. Owszem, to piękna cecha, tylko że w polityce trzeba umieć łączyć ją ze zdecydowaniem. Miałem już kilka rozmów z ambasadorami, zacnymi ludźmi, ale pytałem: panowie, czy to jest dobra metoda? Może to było dawniej efektywne, wszystko bardzo optymistycznie się układało. Ale od pewnego czasu jest nieefektywne i trzeba to zmienić. Stąd planujemy daleko idące zmiany w dyplomacji.

- Co Pan Premier sądzi o wypowiedzi byłych ministrów spraw zagranicznych na temat odwołania spotkania przez prezydenta Polski Szczytu Weimarskiego? Czy można ten list odczytać jako walkę opozycji na polu polityki zagranicznej?

- Przede wszystkim przypomnę, że prezydent nie odwołał Szczytu Weimarskiego, zaproponował tylko wyjazd tam premiera. Szczyt odwołali nasi partnerzy już po raz drugi. Przedtem miał się odbyć na wiosnę. Po drugie - odczytuję ten list jako przeniesienie walki politycznej na teren polityki zagranicznej, jako coś bardzo niedobrego, bo złamanie pewnych kanonów lojalności narodowej. Jeśli mieli pretensje, to prezydent z całą pewnością by się z nimi spotkał. Proszę pamiętać, że te opowieści p. Geremka o tym, że on się chciał spotkać, dotyczą zupełnie innej sprawy, zupełnie innego czasu. Rzeczywiście, kiedyś chciał, tylko że to było ileś miesięcy temu i chodziło o jakieś odznaczenia.
Krótko mówiąc, po prostu zrobiono coś bardzo niedobrego, o czym chciałoby się zapomnieć. Wiem, że prezydent przesłał list do p. Bartoszewskiego, w którym wyraził swoje zdanie w bardzo grzecznej formie i w pełnej rewerencji do Pana Profesora, ale zdecydowanie.

- Europa nie znosi skrajności i często jest skłonna nawet przesadnie reagować. Przypisuje się Panu, a także Polsce, antysemityzm, rasizm, homofobię, antyeuropejskość... Jak Pan przekona Zachód, że nie ma racji?

- To są po prostu kłamstwa, bo tego słowa trzeba użyć. Te zarzuty są po prostu całkowicie bezpodstawne i bzdurne. A jak do tego przekonywać? Z jednej strony jest to kwestia bezpośredniego mówienia - będę to podejmował. Z drugiej strony to jest kwestia funkcjonowania naszej dyplomacji. Jeśli nie będziemy się bronić, to dojdzie do aktów zupełnie drastycznych, do obciążenia Polaków odpowiedzialnością za holocaust. Służba dyplomatyczna ma obowiązek zdecydowanego przeciwstawiania się tego rodzaju pomówieniom. Ma obowiązek, ale nie ma takiego przyzwyczajenia, które trzeba wyrobić.
Ponadto powinniśmy powołać specjalny instytut w tej sprawie, aby zakończyć najróżniejsze bzdury o polskim antysemityzmie. Człowiek, który jest tak daleki od tego rodzaju postawy jak mój brat - mówię o prezydencie - jest oskarżany na takiej zasadzie, jakby go skazać, że jest np. chińskim cesarzem, a jednocześnie japońskim samurajem. To, oczywiście, żart! Trudno sobie wyobrazić człowieka dalszego od tego rodzaju postaw, o jakie jest oskarżany.
Natomiast nie ukrywam, że chcemy bronić polskiego interesu narodowego. Bardzo często jest tak, że jak duże państwo europejskie, z tych mocnych, starych, broni swego interesu narodowego, to jest w porządku. Ale jak Polacy to robią, to jest nacjonalizm. Z takim rozumowaniem czas zerwać.

- Ksiądz Prymas Wyszyński często mówił: „Wszystko, co Polskę stanowi”. Wydaje się, że polityka i działanie Pana i Pana Prezydenta obejmują te ważne dziedziny dla polskiej kultury, dla polskiej stabilności.

- Dokonujemy różnych rzeczy w różnych dziedzinach - informują o tym media. Generalnie, w oświacie i kulturze staramy się przywracać poczucie wartości. Gazeta Wyborcza publikuje wyniki dotyczące naszej samooceny, są one tragiczne. Dlatego mówiliśmy od lat, że w Polsce nie ma żadnej groźby nacjonalizmu - to bzdura. Jest groźba kryzysu polonizmu, bardzo niskiej samooceny. Oni to publikują, chociaż przez wiele lat straszyli Polaków groźbą, że wybuchnie straszliwy nacjonalizm. To jest - można powiedzieć - objaw czegoś nowego. W oświacie prezentujemy człowieka dosyć szczególnego, ale na pewno zdecydowanego. Może trochę narozrabiał, ale jemu o coś chodzi, coś robi, coś zmienia. O to mi chodzi. My się posługujemy takimi zapaleńcami. Nie ukrywam, taki jest Mariusz Kamiński. Brat powiedział, że może będzie miał o to do niego pretensje - to jest mówione z pozycji pewnego życiowego i politycznego doświadczenia. Zapaleńcom zdarzają się błędy, ale oni w dobrym tego słowa znaczeniu bardzo dużo potrafią zrobić, są potrzebni.

- Panie Premierze, czego chciałby Pan życzyć Czytelnikom „Niedzieli”, największego w Polsce tygodnika katolickiego, Czytelnikom wspierającym Pana modlitwą i czynem, żeby się Panu powiodło?

Przede wszystkim chciałbym Niedzieli - tygodnikowi Księdza Redaktora Infułata - życzyć powodzenia, dalszego umacniania jego ważnej pozycji na polskim rynku wydawniczym i także w jakiś sposób kościelnym. Niedziela jest częścią wielkiej wspólnoty Kościoła. A Czytelnikom chciałbym życzyć jednego: żeby za kilka lat mogli uznać, że to były dobre lata dla Polski, oczywiście, że coś się zaczęło zmieniać, Polska jest inna, przyjazna bardziej ludziom i bardziej przyjazna polskości, temu wszystkiemu, co nam, Polakom, nie pozwoli zapomnieć o wartościach narodowych i o tym, co się nam z tym kojarzy. Polska bardziej nasza - to będzie dobre dla wszystkich i, jak sądzę, będzie dobre dla Czytelników Niedzieli.

- Dziękuję Panu Premierowi za rozmowę. Jeszcze raz życzę sił i Bożej pomocy.

Rozmowa została przeprowadzona 24 lipca 2006 r.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Wytrwajcie w miłości mojej!

2024-05-03 22:24

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Wytrwajcie w miłości mojej! – mówi jeszcze Jezus. O miłość czy przyjaźń trzeba zabiegać, a kiedy się je otrzymuje, trzeba starać się, by ich nie spłoszyć, nie zmarnować, nie zniszczyć. Trzeba podjąć wysiłek, by w nich wytrwać. Rzeczy cenne nie przychodzą łatwo. Pojawiają się też niezmiernie rzadko, dlatego cenić je trzeba, kiedy się wreszcie je osiągnie, trzeba podjąć starania, by w nich wytrwać.

Ewangelia (J 15, 9-17)

CZYTAJ DALEJ

Pielgrzymi ze Słowacji

2024-05-04 22:26

Małgorzata Pabis

    Już po raz 17. do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach przybyła doroczna pielgrzymka katolików ze Słowacji organizowana przez „Radio Lumen”.

    Uroczystej Eucharystii, sprawowanej na ołtarzu polowym w sobotę 4 maja, przewodniczył bp František Trstenský, biskup spiski. W pielgrzymce wzięło udział ponad 10 tysięcy Słowaków.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję