Drodzy Bracia i Siostry!
Archidiecezja poznańska, a z nią cały Kościół w naszej Ojczyźnie, przeżywa dziś ważną, 50. rocznicę wydarzeń powstańczych, które miały odegrać swą niezwykle twórczą i chlubną rolę: stały się ziarnem rzuconym w glebę, aby obumrzeć i wydać plon stokrotny.
Przeszliśmy dzisiaj ulicami tego starożytnego, od ponad tysiąca lat budującego polską i chrześcijańską, katolicką tożsamość miasta, które formowało naszą polską świadomość kulturową i społeczną i poprzez wieki całe uwrażliwiało na to, co najważniejsze, i od czego nie wolno odejść ani ludziom, ani Narodowi.
Wielkopolska to nie tylko umiłowanie pracy i porządku, ale to także umiłowanie polskiej ziemi aż do końca, aż do paradoksu ofiary wozu Drzymały, Powstańców Wielkopolskich czy więzionych za wolność Kościoła w Polsce poznańskich biskupów: Dunina, Ledóchowskiego, Baraniaka.
W historii naszego Narodu niejeden już raz, podobnie jak w opisach Ewangelii, „zapadał zmrok, nastawał wieczór, zrywały się gwałtowne wichry i fale biły o łódź, tak że się już napełniała wodą” - już miała zatonąć, ale uczniowie nie przestawali wiosłować, wiedzieli, Kogo wołać na ratunek. Nie zapominali, że On jest z nimi, i wołali: „Panie, Nauczycielu, ratuj, bo giniemy!”. Przywołany, obudzony Jezus przybywał, uciszał wichry i nastawała głęboka cisza. Dawał jednak niezwykle ważną wskazówkę: „Czemu się boicie? Nie traćcie wiary, jestem z wami!”.
Niejeden już raz tak było w naszym życiu, w życiu naszego miasta i w historii naszego narodu. Najważniejsze, aby zauważyć grożące niebezpieczeństwo i zawołać o pomoc; nie poddawać się, „wiosłować” dalej i prosić Jezusa o pomoc, wzywać Go na ratunek. On, widząc trud człowieka połączony z ufnością do Niego, nie opuści nas. Pomoże - i pomaga. Tak było również 50 lat temu.
Rok 1956 to okres niełatwy w powojennej zniszczonej Polsce i w przestraszonej ekspansją brutalnych ideologii Europie. Powojenna zimna wojna była nowoczesną, bezwzględną wojną ideologiczną, na którą nie żałowano środków finansowych i dla utrzymania której poświęcano życie tysięcy ludzi. Wystarczy wspomnieć likwidację kościołów i cerkwi, dokonywaną w Rosji i na Ukrainie przez Stalina, a kontynuowaną w jeszcze bardziej bezwzględny sposób przez Chruszczowa. Trzeba dorzucić słowo o ekspansji ideologicznej i tajnej sieci szpiegowskiej, z którą światowy marksizm rozpanoszył się w krajach zachodnich. Wiele się o tym można dowiedzieć z książek Suworowa. Tam wcale nie ma przesady. Owszem, są niedomówienia: Zachód milczał na powojenne zbrodnie dokonywane przez komunistów, milczał i milczy. A pomagali mu nawet nagradzani nagrodą Nobla pisarze i politycy, publikujący w 1956 r. i później peany na cześć komunizmu w Rosji, Chinach, Kambodży.
W Polsce w tym czasie 2/3 diecezji było nieobsadzonych, Prymas Stefan Wyszyński, bp Baraniak i bp Kaczmarek byli uwięzieni, inni - usunięci z diecezji i pilnowani po klasztorach, wielu księży tkwiło w więzieniach. Trwały procesy i wykonywano wyroki na najwierniejszych Ojczyźnie patriotach. Armię Krajową i bohaterstwo jej żołnierzy, podobnie jak bohaterstwo Powstania Warszawskiego, ośmieszano jeszcze przez dziesiątki lat. Nie mogło być inaczej, bo w Polsce naczelne dowództwo sprawowali ciągle oficerowie rosyjscy, niszcząc w ten sposób dobrą opinię na temat prostego ludu rosyjskiego i alienując wdzięczność Polaków za wielką ofiarę milionów żołnierzy radzieckich, którzy oddali swe życie w walce z hitlerowskim najeźdźcą. To właśnie w tych latach powojennych zasiano niechęć do rosyjskich metod i nieufność do ich przywódców. Trzeba o tym mówić, aby się wyzwalać z myślenia i duchowości starego człowieka. Na szczęście Polacy umieli odróżnić przywódców, ideologów, od godnych synów narodów rosyjskiego, niemieckiego, żydowskiego i każdego narodu, bo wszystkie one ucierpiały od swych przywódców więcej, niż o tym się mówi, a są to też narody, które więcej od nas wycierpiały, które całkowicie niekiedy próbowano wyniszczyć.
W takiej oto sytuacji, przy pełnym systemie policyjnym, przy sprawnym działaniu Urzędu Bezpieczeństwa, doszło do wydarzenia nieoczekiwanego i niezwykłego, a miało ono miejsce w Poznaniu i można spokojnie powiedzieć: Chwała Ci, miasto niezłomne! W bohaterskim zmaganiu o wolność i sprawiedliwość byłoś pierwsze!
Zakłady „Cegielskiego” zatrudniały wtedy 13 tys. pracowników. Warunki pracy, jak relacjonowali pracownicy, były fatalne, zakładowi narzucono normy nie do wykonania i w rewanżu wymierzano karne dokuczliwości (obcinano premię, ściągano niesłuszne podatki). Robotnicy proponowali zmiany i rozpoczęli rozmowy z władzami, nawet udali się do Warszawy, domagając się m.in. zwrotu niesłusznie potrąconego podatku i skrócenia czasu pracy dla kobiet, zwłaszcza posiadających kilkoro dzieci, oraz obniżki cen na podstawowe produkty żywnościowe. Próba rozmów i negocjacji nie powiodła się. 10 tys. ludzi rozpoczęło strajk i od bardzo wczesnych godzin rannych wyszło z manifestacją. Do robotników „Cegielskiego” dołączyły inne zakłady i w rejonie Zamku było już ok. 100 tys. ludzi. Poinformowany o sytuacji Komitet Centralny PZPR zebrał się w Warszawie i natychmiast, o godzinie 10 rano, podczas swego posiedzenia, podjęto decyzję o użyciu siły w spacyfikowaniu miasta. Już o godz. 11.00 oddano do ludzi pierwsze strzały. Do złamania bohaterskiego miasta użyto 4 dywizji (2 pancerne i 2 piechoty), co stanowiło 9987 żołnierzy (łącznie z adeptami szkół wojskowych), 2144 milicjantów, 359 czołgów, 61 dział pancernych - wszystko to przeciwko cywilom, a tych, którzy zdobyli gdzieś karabiny (w więzieniu i na posterunkach milicji), było może 400 ludzi. Manifestanci zachowywali się godnie, obserwatorzy (a był wtedy w Polsce sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjöld) podkreślają, że nie rozbito żadnego banku ani nie demolowano siedziby targów międzynarodowych. W ciągu dnia i najbliższej nocy spacyfikowano miasto. Zginęło ok. 100 osób i ponad 1000 było rannych. Wśród zabitych był trzynastoletni chłopiec-symbol - Romek Strzałkowski - bo i dzieci, i młodzież przeżywały i manifestowały poczucie solidarności z zatroskaniem całego społeczeństwa. Romek szedł w pierwszym szeregu i niósł transparent domagający się przywrócenia religii w szkole. Dowód to ewidentny, że poznaniacy wtedy nie zapomnieli o Bogu; domagając się chleba i wolności, odważnie wołali o prawa do Boga.
Gratuluję Wam dziś, Bracia i Siostry, gratuluję Księdzu Arcybiskupowi i Ojcom miasta, że i na pomniku uzupełniliście napis, dając świadectwo spojrzenia głębszego na świat i Boga, który jest Panem dziejów. Trzeba bowiem zawsze pamiętać o Bogu, niosąc ofiarę „za wolność, prawo i chleb”. Bez Boga, bez religii i wolność jest niepełna, nieszczera, niekiedy niebezpieczna, prawa nie mają trwałych podstaw, a i chleb staje się gorzki.
Poznaniacy nie myśleli tylko o sobie, pamiętali o całym narodzie i Kościele, i dlatego domagali się w czerwcu 1956 r. uwolnienia Prymasa - kard. Stefana Wyszyńskiego, który uwięziony przebywał na terenie diecezji przemyskiej, w Komańczy. Kilkadziesiąt kilometrów dalej uwięziony był w klasztorze w Dukli biskup gdański Karol M. Splett. Uwięzionych biskupów i księży było więcej. Poznań się o nich upomniał, upomniał się o nowe spojrzenie na wolność. Wkrótce po tym właśnie czerwcu mógł przyjść - i przyszedł - „polski październik”; w międzyczasie 26 sierpnia na Jasnej Górze odnowiono Śluby Narodu, zawierzając losy Ojczyzny Matce Najświętszej. Rozpoczęto przygotowania do obchodów 1000-lecia Chrztu Polski. Do władzy wrócił Gomułka, uwolniono z Komańczy Księdza Prymasa i innych biskupów, religię na dwa lata (tylko) przywrócono do szkół.
Dziś trzeba to przypominać, o tym mówić, wyciągać wnioski, uczyć się historii, aby umieć żyć.
Co dalej?
Wnioski z Poznańskiego Czerwca
Przed 50 laty Poznań obudził wolę czynu, pierwszy wydobył z siebie odwagę obrony wartości eliminowanych z życia. Bez tamtego zrywu, bez tamtych ofiar pewnie nie byłoby manifestowanej odwagi w latach 1968, 1970, nie byłoby „Solidarności” roku 1980 i przemian roku 1989.
Dopiero po wielu latach, dopiero dziś widzimy, jak wielkie szkody moralne poniósł i ponosi nasz naród, ilekroć jest rozbijany fałszywą, antyludzką ideologią opartą na kłamstwie. Ciągle mieszkamy na tej samej ziemi, ale przestajemy ją kochać, czuć przywiązanie do niej jak do matki. Do dzisiaj wyjechało już ok. 2 milionów Polaków w poszukiwaniu pracy, a przecież wśród emigrantów jest bardzo wielu najlepszych synów i córek naszego Narodu. Oddajemy to, co jest najlepsze, i rozpraszamy bez nadziei na poprawę niedoli tej naszej ziemi.
Zubożenie materialne, brak pracy jest faktem. Ale przez lata robiono wszystko, żeby tych miejsc pracy nie przybyło. Czy nie jest paradoksem, że pod pretekstem prywatyzacji wyprzedano polską własność i polskie możliwości, że rząd musi dziś wykupywać koncesję na budowę autostrad, której poprzednicy się pozbyli? Niedługo będzie musiał odkupić cukrownie, cementownie, huty i banki, i pewnie ziemię. Symbolem choroby, która nas toczy, są afery prasowe, paliwowe i inne, gorsząca kontestacja wszystkiego, co legalny rząd próbuje podejmować, a także ideologiczna nagonka nowoczesnych ateistów, którzy nie znając dobra pełnego, boją się prawdy etycznej, moralnej, religijnej i w ślepy zaułek własnych interesów pragnęliby zapędzić nasz Naród.
Myślę, że i dzisiaj potrzebna jest wielka praca, zryw do uzdrowienia, niemal rewolucja poznańska, na pewno brzemienna w ofiary, która podejmie się reformy myślenia, pomoże zerwać ze starymi przyzwyczajeniami życia półprawdą, półuczciwością i półzaangażowaniem. Palącym i pilnym zadaniem jest zwrócenie uwagi na szkołę, rodzinę i na etykę pracy, czyli potrzebę troski o uczciwość pracodawcy i pracownika. Pracodawca - w tym państwo - nie może udawać, że płaci, a pracownik nie może udawać, że pracuje.
Parę dni temu nauczyciele i jakieś inne grupy zorganizowały w Warszawie manifestację młodzieży przeciwko Ministrowi Edukacji. Okazało się, że byli tam także niepełnoletni (na 18 zatrzymanych osób było 10 niepełnoletnich). Hasła były jednoznaczne i brutalne: usunąć, utopić ministra, jak ks. Popiełuszkę - „do wora i do jeziora”. Wiemy, kto utopił ks. Popiełuszkę, i domyślamy się, komu mogą być miłe takie metody.
Co zarzuca się Ministrowi? Ano to, że nie jest „nasz”, nie jest z „naszej” partii. Minister może się nam nie podobać, ale kultura współżycia obowiązuje zawsze! Niedopuszczalne jest manipulowanie młodzieżą. Jeszcze gorszym stawianym zarzutem jest to, że Minister chce, aby szkoła uczyła patriotyzmu, a dzisiaj to jest przestępstwo, dzisiaj to jest nie do przyjęcia, dzisiaj trzeba odciąć nas od korzeni naszego Narodu.
Sytuacja staje się tym bardziej chora, że Polskę oskarża się w Parlamencie Europejskim o grzechy niepopełnione - o ksenofobię, homofobię i eurofobię. Pokażcie mi inny naród, który w czasie II wojny światowej pod karą śmierci uratował tylu Żydów.
Pozwólcie, że oddam dziś cześć Poznaniowi, który ostatnio nie wyraził zgody na manifestację burzącą moralność. Dobrych obyczajów i dobrego smaku trzeba strzec także dzisiaj.
Wszystko można dziś zrelatywizować i uzasadnić nowoczesnością, prawem do wolności, do samozaspokojenia, ale to na pewno ludzi nie uczyni szczęśliwymi; połamie ich do końca, a nie wyprostuje. Doczekaliśmy czasów, że bohaterstwem będzie obrona praw natury, ale trzeba to czynić, aby nie zagubić się w tunelu ciemności.
Postawmy sobie ważne pytanie: Co pozostało z poznańskiego powstania w czerwcu 1956 r. i co można - a raczej co trzeba - robić na przyszłość?
Potrzebne jest odpowiedzialne spojrzenie na historię i na naszą przeszłość, aby odważnie i we właściwy sposób realizować odpowiedzialność za teraźniejszość i nie zagubić się w przyszłości.
Jako pierwszy wniosek z poznańskiego Czerwca, gdańskiego Sierpnia i warszawskiego Maja widzę pamięć o tym, że codziennego, zawodowego życia nie wolno oddzielać od wiary, że sumienie i chleb idą w ludziach w parze i to stanowi cechę człowieka i decyduje o jego godności.
Drugi wniosek dotyczy potrzeby ścisłego związku z prostym człowiekiem, potrzeby szacunku wobec robotnika i rolnika, wobec biednego i lekceważonego, wobec każdego człowieka, bo on jest siłą Kościoła i Narodu. Potrzebne są elity kulturalne i intelektualne, które wyrastają z całego naszego Narodu, ale nie wolno oderwać się od ludu. On jest siłą Kościoła i społeczeństwa.
Parę tygodni temu odwiedził Polskę Papież Benedykt XVI. Przyjechał umocnić nas w wierze, ale jednocześnie zauważyliśmy, jak wielką nadzieję łączy z Polakami: mamy stać się świadkami wiary wobec Zachodu, mamy namacalnie, zmysłowo dowieść, że chrześcijaństwo jest żywe, płodne, że nie dało się zamknąć w muzeum. „Wiara jest osobistym aktem człowieka, rodzi się z zaufania osobie, nie zwyczajnej osobie, ale Chrystusowi” - mówił Papież w Krakowie - i z tego spotkania i zaufania Chrystusowi ma się dokonać nawrócenie, nowy styl życia z wiary.
Dziś widać wyraźnie, że pesymistyczne dla Kościoła prognozy nie sprawdziły się. Masowy katolicyzm polski okazał się o wiele trwalszy i wcale nie tak powierzchowny, jak oceniało to wielu komentatorów, również z tzw. środowisk katolików otwartych. Kościół w Polsce nie chce się odwracać i nie chce lekceważyć żadnego człowieka ani żadnej grupy, która chce Ludowi Bożemu służyć. W Kościele jest miejsce i na Radio Maryja, i na tygodnik, i na miesięcznik katolicki, bo jest potrzebna i modlitwa, i pełna niepokoju o Kościół refleksja intelektualna katolickiego pisarza, artysty i publicysty.
Z Kościołem w Polsce nie jest tak źle, chociaż nie wolno zapominać, że mamy być „doskonali, jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski”.
Z raportu pallotyńskiego Instytutu Statystyki Kościoła wynika, że od 1991 do 2001 r. liczba osób głęboko wierzących wzrosła z 10 do 19,8%. Zwiększyła się też liczba wiernych systematycznie praktykujących z 52,4% do 58%; 65% parafian deklaruje, że w każdą niedzielę uczestniczy we Mszy św. Coraz więcej katolików za niedopuszczalne uważa takie akty, jak zdrada małżeńska i aborcja. Jeszcze w 1991 r. aborcję aprobowało 19,1% respondentów, a w 2002 r. już tylko 10,7%.
Powstały - zrodziły się z wiary - dwa nowe sanktuaria: Licheń i Łagiewniki. Ewenementem w skali europejskiej jest liczba świeckich objętych formacją duchową w ramach różnych grup, stowarzyszeń, wspólnot, do których należy ok. 10% katolików w Polsce. Do najprężniejszych należą Ruch Światło-Życie, Droga Neokatechumenalna, Odnowa w Duchu Świętym, Wiara i Światło, ale i Róże Żywego Różańca, i ok. 150 innych większych lub mniejszych formacji. Coraz więcej oddolnych inicjatyw promowanych jest przez samych świeckich, co najlepiej wskazuje na owocność nauczania Jana Pawła II, Episkopatu i księży. I chwała im za to. Mamy za co dziękować Bogu.
Polska, wśród krajów Europy jako jedyna, rozwinęła sieć domów samotnej matki - 52% tego typu placówek w Polsce jest związanych z Kościołem. Rozwija się ruch hospicyjny, w całej Polsce czynne są schroniska i domy Brata Alberta; działalność Caritas obejmuje bezdomnych i karmi tysiące głodnych; sieć schronisk dla umierających ma także motywy religijne w towarzyszeniu cierpiącym i odchodzącym z tego świata ludziom. Wszystko to jest możliwe dzięki ludziom prostego serca i żywej wiary, dzięki temu, że Kościół ceni inżyniera i profesora, ale nigdy, przenigdy nie pogardzi i nie odwróci się od człowieka pracy w fabryce czy na roli. Cieszymy się, że 95% młodzieży (tak jak i dorosłych) deklaruje swój związek z Kościołem; przykładem jest Lednica, Taizé, a także udział w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę. I chwała za to młodzieży, jej rodzicom i duszpasterzom.
Kościół dalej musi zachować odwagę miłości i zaufania do ludzi, ale też odwagę wierności (nieustępliwej i heroicznej) tradycji, zasadom Ewangelii i wymaganiom stawianym nam przez Boże przykazania.
Pan Bóg nie przestał kochać ludzi także dziś, kochać i przebaczać, i tęsknić za nawróceniem człowieka. Polskie laboratorium wiary pracuje, współpracuje z Duchem Świętym. Oto jeden z dowodów: słynny w Polsce i poza jej granicami zespół „Arka Noego” powstał z inicjatywy dawnego muzyka heavymetalowego Roberta (Litzy) Friedricha, który się nawrócił na katolicyzm; ubrani w czarne skóry harleyowcy z całej Polski spotykają się w święto Bożego Miłosierdzia na Jasnej Górze, aby udać się w swój doroczny najważniejszy rajd na cmentarz do Katynia.
Tak, Drodzy Bracia i Siostry, patriotyzm i wiara niejedno mają imię. Podobnie jak potrzebny jest związek kultury i pracy z wiarą, jak potrzebny jest człowiekowi Bóg i Kościół, tak również Pan Bóg i Kościół potrzebują człowieka, potrzebują Ciebie, Bracie i Siostro - tam, gdzie jesteś, tam, gdzie żyjesz.
Zdaję sobie sprawę, że w wielu dziedzinach życia wiele nam niedostaje, że ciągle za mało w nas i wiary, i miłości, że egoizm niszczy życie rodzinne, społeczne i przenoszony bywa na nasze rodziny. Spróbujmy jednak na nasze życie spojrzeć tak, jak uczył nas Jan Paweł II: zauważyć to, co dobre, podtrzymywać dobro, ale nie zamykać oczu na niebezpieczeństwa, przestrzegać przed zagrożeniami i chronić od zła. A nade wszystko nie pytać, co możemy dziś zyskać, ale co możemy z siebie dać bratu, siostrze, Kościołowi, Narodowi, Europie.
Chrześcijański Naród o tysiącletniej historii, o historii, która zrodziła się tu, przy chrzcielnicy Mieszka I, przy poznańskiej katedrze, nie może gubić swej wiekowej perspektywy i w przyszłość patrzeć musi odpowiedzialnie, bez lęków, kompleksów, ale w poczuciu gotowości do podejmowania wyzwań i rozeznawania znaków czasu.
Abp Stroba przy poświęceniu tego pomnika wygłosił homilię, w której powiedział: „U stóp krzyży wyłania się Orzeł Biały, tak jak Polska wyłania się ze śmierci swych dzieci, a także z przebaczenia i pojednania”.
Tak, Drodzy Bracia i Siostry, Polska nie zmarnowała ofiar swych dzieci. Ona je pielęgnuje, umacnia się nimi, ale dzisiaj Polska musi też pamiętać, że jej wartość i siła zależą od siły więzów Orła z Krzyżem. Tak, pod tym znakiem Polak ma szansę być człowiekiem sumienia, uczciwości, ofiary i duchowego piękna. Tadeusz Kościuszko powiedział: „Są klęski, w których drzemie ukryte zwycięstwo”. Ta klęska sprzed 50 laty przyniosła wielkie zwycięstwo i za to chcemy dziś podziękować Panu Bogu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu