W 1959 r. prof. Plinio Correa De Oliveira z Papieskiego Uniwersytetu w Săo Paulo w Brazylii opublikował książkę pt. Rewolucja i kontrrewolucja. Odegrała ona rolę inspirującą w powstaniu Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności. Polski przekład książki ukazał się dopiero teraz, w 2006 r. Choć nie wszystkie poglądy prof. Correa De Oliveiry podzielam, gorąco polecam tę lekturę wszystkim tym, którzy chcą zrozumieć, co dzieje się dziś w Polsce, w Europie i na świecie.
De Oliveira blisko 50 lat temu dostrzegł zagrożenie, jakie niósł już wtedy, a dziś niesie w dwójnasób, „kryzys państwa, rodziny, gospodarki, kultury”. Pisał: „Jest to kryzys człowieka Zachodu i chrześcijanina”, jest to „kryzys powszechny”, który w konsekwencji doprowadził do tego, że „chrześcijaństwo jako rodzina państw oficjalnie katolickich dawno przestało istnieć. Narody zachodnie i chrześcijańskie są tylko jego szczątkami i obecnie wszystkie one znajdują się w agonii na skutek działania tego samego zła...”.
Przyczynę kryzysu upatrywał De Oliveira w trwającym od końca średniowiecza naporze idei rewolucyjnych, które od rewolucji francuskiej po rewolucję bolszewicką przyniosły ludzkości niewyobrażalne cierpienia. Te same siły są żywotne nadal, a ich wyrazem jest „paroksyzm bezbożnictwa i niemoralności”, którego świadkami jesteśmy teraz.
Skromne ramy felietonu „Na temat...” nie pozwalają potraktować szerzej zawartych w książce De Oliveiry przemyśleń. Wszelako wydarzenia bieżące w Polsce znakomicie potwierdzają ich słuszność: „Ewangelia Judasza”; zmasowany atak na Radio Maryja; domaganie się, by Benedykt XVI potępił coś lub kogoś; napaści na wszelkie próby naprawy Rzeczypospolitej jako na faszystowskie zakusy (smutne, że w tej ponurej kampanii bierze udział jeden z bohaterów Powstania w getcie warszawskim...) - wszystkie te fakty dowodzą wielkiej przenikliwości Autora Rewolucji i kontrrewolucji.
Wszedł na polskie ekrany antychrześcijański film Kod Da Vinci w reżyserii Rona Howarda, na podstawie thrillera Dana Browna. Premierę poprzedziła ogromna reklama: wydano specjalne broszury, w których niejaki Marcin Kiliszek słodko napisał: „Nie dajmy się zwariować medialnej nagonce, protestom i oburzeniom różnych środowisk, które najwyraźniej nie doceniają inteligencji potencjalnych odbiorców albo siły ich wiary (to i następne podkr. moje - K.B). Jedyne, co możemy zrobić, to dać się uwieść choć przez chwilę magii historii, epopei Świętego Graala, zapierającej dech w piersi zagadce i ostatecznemu rozwiązaniu...”. To ostatnie określenie coś nam przypomina...
Nie wiem, ile srebrników otrzymał autor tej reklamówki, której celem jest przekonanie potencjalnych widzów filmu, że po prostu m u s z ą go obejrzeć. Temuż celowi służy „wielki konkurs” pod hasłem: Złam „Kod Da Vinci”, ogłoszony przez jeden z magazynów filmowych, z nagrodami, które mogą zainteresować przede wszystkim młodzież: jakieś supertelefony komórkowe, jakieś kursy angielskiego... Byle tylko jak najwięcej młodych ludzi na ten film poszło, „dało się uwieść” i sprawdziło „siłę swej wiary”...
Powinniśmy ten film zbojkotować! Powinniśmy ten film zbojkotować! Powinniśmy ten film zbojkotować! Czy mam powtórzyć raz jeszcze?
Pomóż w rozwoju naszego portalu