Wszystko jest teraz sortowane i grupowane, tak by mogło jak najbezpieczniej dotrzeć przede wszystkim do paulińskiego klasztoru w Kamieńcu Podolskim, gdzie sytuacja jest bardzo trudna. W prace zaangażowali się też jasnogórscy mnisi.
O. Filip Iwanowski przywiózł transport z Erding w Niemczech. Tam dary przygotowali wierni i członkowie różnych klubów sportowych. Dołączyła sąsiadująca parafia z ks. Jackiem Jamiołkowskim i grupa „Pomocy Maltańskiej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Zebraliśmy bardzo dużo darów, skoncentrowaliśmy się na rzeczach, które nieustannie są potrzebne, a więc jedzenie - produkty długoterminowe, koce, śpiwory, maty do spania, środki higieniczne, ale także sporo ofiar pieniężnych, by móc kupić leki, żywność itd. - powiedział o. Filip. Podkreślił, że „choć są to małe wiejskie parafie, to ludzie zorganizowali się wspaniale”.
Paulin dodał, że solidarność serc jest ogromna: „nie można patrzeć na Niemców tylko przez pryzmat polityki, rządu, tam są ludzie, którzy widzą potrzeby bliźnich i chętnie włączają się w pomoc”.
O tym także mówi ks. Jacek Jamiołkowski. - Jesteśmy dumni z tego, że nasze społeczeństwo tak zareagowało i zobaczyło wielki problem. Jesteśmy dumni z naszych parafian, że tak ochotnie niosą pomoc - powiedział kapłan.
Reklama
O. Filip zauważył, że w pomoc zaangażowali się także ludzie niewierzący. Ma nadzieję, że może będzie to dla nich szansa na zobaczenie Jezusa.
Księża podkreślają, że obok konkretnych darów, które są „po niemiecku”, a więc perfekcyjnie przygotowane (opisane, ułożone) we wspólnotach parafialnych trwa też wielka modlitwa o pokój.
Paulin zauważa, że po każdej Mszy św. odmawiają dziesiątek różańca, co dla Niemców jest rzadkością, bo odnoszą tę modlitwę raczej do zmarłych i nie bardzo ją lubią.
- To, że ta pomoc przechodzi przez Jasną Górę, ma duże znaczenie. Częstochowa niesie ze sobą konkretną treść - podkreśla ks. Jamiołkowski.
Obok parafian i członków klubów sportowych działających w niemieckim Erding w pomoc włączyli się też przedstawiciele „Pomocy Maltańskiej”, którzy dołożyli swoje dary i zorganizowali transport.
Z Włoch przyjechał o. Natanael, rektor sanktuarium Matki Bożej z Lourdes w Salvagio k. Turynu. Tam w pomoc zaangażowali się też nie tylko parafianie, ale przede wszystkim grupy Alpine, czyli służby publicznej odpowiedzialnej za ratownictwo górskie i ochronę ludności.
- Najwięcej mamy żywności, jedzenia dla małych dzieci, są też pieluchy, lekarstwa, opatrunki, wózki inwalidzkie - wylicza paulin. Dodaje, że przywozi dary „od Matki do Matki, z sanktuarium do sanktuarium, a Ona zatroszczy się, by te rzeczy trafiły do tych miejsc, gdzie najbardziej potrzebna jest pomoc”.
Reklama
Alpińczycy podkreślają, że „pomaganie, bycie z ludźmi, służba im, to cechy Maryi, za którą chcą podążać”. - Poczuliśmy w sercu, że musimy pomóc. Pomoc duchowa i materialna obie są bardzo potrzebne, dlatego modlimy się i wspieramy - podkreślił jeden z wolontariuszy.
Przy przeładunku ciężarówek i koordynacji prac pomagają także jasnogórscy paulini łącznie z przeorem klasztoru, administratorem i kustoszem Jasnej Góry.
Paulini proszą o modlitwę, by dary mogły bezpiecznie dotrzeć na Ukrainę, szczególnie do Kamieńca Podolskiego, gdzie schronienie znajduje kilkadziesiąt osób uciekających przed bombami z innych ukraińskich miejsc. Tam sytuacja jest dramatyczna. Brakuje przede wszystkim jedzenia.
Już kilkanaście dni temu z Jasnej Góry „transportem grzecznościowym” wysłana została tam żywność.