Zawsze miałem kłopoty z apetytem i do dzisiaj muszę odchodzić od stołu głodny. Kiedyś, czekając na religię z proboszczem (wtedy jeszcze w salkach katechetycznych, nie w szkole), byłem głodny, więc zżarłem wszystkie śniadania: pierwsze i drugie. Do domu miałem 3,5 km, a przy kościele był sad proboszcza. Jak największe kuszenie przy furcie rosła zaszczepiona wiśnioczereśnia, a jej soczyste, mięsiste jagody zwisały nad głową. Pokusa była nie na moje siły. Trudno, nie opanowałem się i zżarłem jeszcze sporo tych wiśni. Proboszcz był jedynym duchownym w parafii, więc czekała mnie teraz spowiedź u niego. Oczywiście, wśród wszystkich grzechów na właściwym (siódmym) miejscu postawiłem:
- Kradłem księdzu wiśnie...
I czekam, co będzie: jakiś łomot czy co? A proboszcz na to:
- Co dalej? Mów.
Coś tam jeszcze powiedziałem, dostałem rozgrzeszenie i nawet nie taką ciężką pokutę. Gdy już zostałem klerykiem, zapytałem proboszcza:
- Czemu ksiądz tak łagodnie zareagował w konfesjonale?
A on mówi:
- No cóż, jak byłeś głupi? Przecież mogłeś mnie poprosić o te wiśnie, to bym ci dał jeszcze w koszyczku dla rodziców.
Pamiętam też, że gdy wybierałem się wtedy do spowiedzi do tegoż proboszcza, okropny nacisk położyłem na wydobycie z siebie żalu za grzechy, żeby obrzydzić sobie te wiśnie. I tak sobie wmawiałem:
- Przecież takie kwaśne były. Jak mogłeś?
Niestety, podniebienie przypominało mi:
- Smaczne były, oj smaczne!
Tyle się namęczyłem, myśląc:
- Jak to? Co to z tym żalem?
W końcu zostawiłem to wszystko i powiedziałem tak, jak było.
Mówię o tym, bo warto przypomnieć w czasie Wielkiego Postu o warunkach dobrej spowiedzi. W żałowaniu trzeba jednak dobrze postawić akcenty. Tu jest cały problem: właściwie ustawić akcenty. Nie obiecuj też sobie złotych gór po spowiedzi, że od razu nastąpi pasowanie na następnego anioła. O, nie! I jeżeli miałeś apetyt na sfermentowane buraki - to po spowiedzi ten apetyt zostaje. Jeżeli ktoś się oglądał za damskimi nogami - to bardzo często po spowiedzi dalej ta sama ochota zostaje. Do rzadkości należał taki cud, że np. po rekolekcjach i po jakiejś gruntownej spowiedzi ktoś mógł mi powiedzieć:
- Zabrał mi Pan Bóg ochotę na palenie. Koniec. Komu mam dać zapasy papierosów?
Doradziłem:
- Spal, nie truj innych.
Czasem się coś takiego zdarza, ale nie liczcie, że Pan Bóg będzie działał przeciwko hormonom. Czegoś takiego proszę nie prowokować u Pana Boga. Dalej wszystko będzie działało normalnie. Chodzi tylko o to, żeby umieć kierować sobą, żeby rozwijać się w tym dochodzeniu do wartości własnej. Dojrzały mężczyzna i kobieta - to znaczy panowanie nad sobą! Powiedzenie ojca duchownego w naszym seminarium było takie: „Normalny pies to jest taki, który macha ogonem. Gorzej, jeśli ogon macha psem”. Wtedy rzeczywiście byłoby gorzej.
Spowiedź odblokowuje zawał w przewodzie, który nas łączy z Bogiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu