Krzysztof J. Dracz: - W Europie i w Polsce można dostrzec ostatnio nową falę antyreligijnej propagandy. Jaka jest geneza tego zjawiska?
Reklama
Lech Stefan: - Nie pierwszy już raz niektórzy „artyści” świadomie i prowokacyjnie obrażają uczucia ludzi wierzących. Ostatnio np. miesięcznik Machina wykorzystał Obraz Matki Bożej Jasnogórskiej w celach komercyjnych. Wcześniej w prasie europejskiej, w tym w polskiej Rzeczpospolitej, publikowano karykatury Mahometa. Sposób, w jaki to zrobiono, i miejsce sugerują wyraźnie zamysł sprowokowania konfliktu islamsko-chrześcijańskiego, na którym z pewnością nie zależy ani jednej, ani drugiej stronie. Są jednak inne niewątpliwie siły, którym na tym zależy. Bardzo ciekawie na ten temat pisze ks. prof. Waldemar Chrostowski w artykule Media na usługach antyreligijnej propagandy, zamieszczonym w Naszym Dzienniku z 20 lutego 2006 r. Zachęcając do jego wnikliwego przeczytania, zacytuję tylko fragment tego tekstu: „W 1985 r. miało miejsce niezwykłe spotkanie Jana Pawła II z młodzieżą muzułmańską (…), które w Europie, także w Polsce, przeszło w gruncie rzeczy bez echa. (…) Mając na uwadze trójkąt religii monoteistycznych - chrześcijaństwo, judaizm i islam, relacje chrześcijańsko-muzułmańskie są w pewnym sensie łatwiejsze niż relacje chrześcijańsko-żydowskie. (…) jednocześnie ujawniają się tendencje, które temu zbliżeniu mają przeszkodzić i je uniemożliwić. W ostatnich latach nasilają się one, w czym narzędziem stają się niektóre wpływowe środki przekazu. W normalnych warunkach i bez nadzwyczajnych okoliczności trudno jest namówić ludzi do podsycania wrogości. Dlatego kreuje się rzeczywistość naznaczoną podejrzliwością i uproszczeniami, żeby rozbudzać rozmaite antagonizmy i tworzyć sytuacje sprzyjające konfliktom”. W innym miejscu Ksiądz Profesor pisze: „Duża część antyreligijnej propagandy stoi wyraźnie na usługach ideologii, która chce ludzi na siebie napuszczać i jątrzyć urazy”. W tym świetle widać, dlaczego wszystkie media katolickie, niezależne od antyreligijnych, liberalnych wpływów, są tak często atakowane, zdarza się, że nawet z niezwykłą wściekłością.
- W Polsce doświadczają tego w sposób szczególny Radio Maryja, Telewizja Trwam, a także - choć w mniejszym stopniu - inne media katolickie.
- Istotnie, od samego początku ich istnienia są obiektem ataków i niewybrednych prowokacji. Poza rzeszą gorących zwolenników mają one przeciwników, a nawet zagorzałych wrogów. Przykro mi szczególnie wtedy, gdy spotykam przeciwników tych mediów tam, gdzie nie chciałbym ich spotkać. Z całym szacunkiem dla tych osób, ich funkcji i pozycji, chciałbym zapytać:
- Co w tym złego, że media te opowiadają się za Polską solidarną, za moralnym odrodzeniem, że opowiedziały się za tymi realnymi siłami, które gwarantują ich realizację?
- Co w tym złego, że pomogły utworzyć pakt stabilizacyjny wspierający rząd w imię interesów państwa, a nie konkretnej partii?
- Co w tym złego, że przedstawiciele rządu mogą, za pośrednictwem tych mediów, przedstawić zamierzenia i pierwsze efekty pracy w atmosferze spokoju, której brak jest w innych środkach masowego przekazu?
- Co w tym złego, że obnażają prawdziwe oblicze liberalizmu, głoszącego m.in., że miarą postępowości państwa jest zgoda na manifestacje homoseksualistów?
- Czyż nie jest prawdą, że w tych mediach występują nie tylko członkowie Prawa i Sprawiedliwości?
- Czy winą tych mediów jest to, że politycy Platformy odmawiają występowania w tych mediach?
- Co w tym wreszcie złego, że pomogły w istotny sposób w usunięciu konieczności rozpisania nowych wyborów?
Jeśli pozwolisz, to na zakończenie zacytuję obszerny fragment listu otwartego, jaki otrzymałem do wykorzystania od czytelnika Niedzieli - p. Ryszarda Wiernika z Wrocławia, a korespondującego z omawianym problemem: „Jesteśmy nieustannie poddawani presji telewizji i radia, znajdujących się w rękach albo będących pod wpływem ludzi niechętnych Kościołowi (w szczególności katolickiemu) bądź wręcz mu wrogich. Anteny tych środków masowego przekazu są chętnie udostępniane ludziom reprezentującym organizacje społeczne albo partie polityczne, za którymi stoją siły godzące w ideały, dla których powinniśmy być gotowi poświęcić życie, siły, stanowiące ekspozyturę liberalizmu, libertynizmu i moralnego relatywizmu. Jeśli zapraszani są ludzie, z których poglądami się identyfikujemy, to na ogół po to, by te poglądy ośmieszać lub zwalczać.
Dotyczy to wszystkich mediów elektronicznych z wyjątkiem Telewizji Trwam, Radia Maryja i lokalnych rozgłośni diecezjalnych. Tylko tu czujemy, że jesteśmy u siebie, jesteśmy w domu, tylko tu konsekwentnie prezentowane są poglądy i postawy, których powinniśmy bronić wszyscy. Jeżeli jako katolicy - członkowie społeczeństwa obywatelskiego chcemy mieć w naszej Najjaśniejszej Rzeczypospolitej prawo, które nie będzie popierało zachowań sprzecznych z moralnością chrześcijańską, z prawem naturalnym i tradycyjnymi wartościami, prawo służące obronie życia (a nie popierające aborcję i do niej zachęcające), prawo służące rodzinie (nie zaś - popierające nieformalne związki partnerskie czy legalizujące pary homoseksualne), musimy popierać i propagować partie polityczne mające w swoim programie budowę takiego właśnie systemu prawnego. Ucieczka od zaangażowania politycznego równać się będzie schizofrenicznej zgodzie na system prawny wrogi wartościom, do których obrony jesteśmy zobowiązani. Zaangażowanie polityczne jest więc moralnym obowiązkiem ludzi Kościoła, tym większym im większe są możliwości wpływu każdego z nas na poglądy, a co za tym idzie i na zachowania polityczne naszych współobywateli i współbraci”.
- Myślę, że większość rodaków zauważa, że polskie, katolickie media biorą czynny udział w życiu społecznym kraju. Powinniśmy być za to wdzięczni ich organizatorom i pracownikom, ponieważ przy pomocy dostępnych środków medialnych pomagają nam w torowaniu drogi ku IV Rzeczypospolitej.
Dziękuję za rozmowę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu