Marzec 1978 r. Mieszkająca w Liverpoolu w Wielkiej Brytanii Kay Kelly dowiaduje się, że jest chora na raka. Od piętnastu lat jest żoną dokera Pata Kelly’ego, mają troje dzieci. Kay zostaje poddana leczeniu w szpitalu Clatterbridge w Liverpoolu.
- Modliłam się do Boga, żeby dał mi siłę, abym zaakceptowała to, co nieuchronne - wspomina. - Znałam inne kobiety, którym usuwano piersi i które wciąż potrafiły się śmiać. Widziałam umierających mężczyzn, którzy potrafili się jeszcze uśmiechać. Modliłam się też wtedy za dzieci. Uważałam za całkiem prawdopodobne, że mogłyby mieć pretensje do Boga i zbuntować się przeciw Niemu, a tego chciałam uniknąć. Chciałam, żeby poznały Chrystusa i żeby wiedziały, iż są kochane. Modliłam się do naszej Matki, prosząc ją o czas. Potrzebowałam czasu.
W tym czasie dowiedziała się, że w niedalekim Manchesterze zmarła kobieta, która podobnie jak ona chorowała na raka i podobnie zebrała dużą kwotę na rzecz szpitala, w którym ją leczono. Nazywała się Pat Seed i, niestety, uległa chorobie. Czy była to zapowiedź tego, co czekało Kay? Wiele na to wskazywało.
To była niedziela 11 marca 1979 r., gdy po wyjściu ze szpitala uklękła przed figurą Maryi w swoim kościele parafialnym. Modliła się i patrzyła na posąg. Kiedy klękała, czuła wielki niepokój - teraz, zupełnie niespodziewanie, wyciszyła się. Nie wiedziała, skąd przyszło do niej silne przeświadczenie, że nie musi obawiać się choroby, która zagrażała jej życiu. A już zupełnie nie rozumiała, dlaczego nagle nabrała przekonania, że spotka się z Papieżem.
- Jak się masz, Kay? - zagadnął przechodzący obok proboszcz. - Co planujesz w najbliższym czasie?
- Wkrótce spotkam się z Papieżem - powiedziała.
Ksiądz spojrzał na nią ze współczuciem. Uznał, że widocznie biednej kobiecie od choroby pomieszało się w głowie. Spotkać się z Janem Pawłem II? Wiedział, co prawda, że ten nowy Papież z dalekiej Polski sprawuje swój urząd inaczej niż jego poprzednicy. To jednak przecież nie znaczy, że przyjmuje zwyczajnych ludzi, choćby nawet byli ciężko chorzy. Głowy koronowane, mężowie stanu, wielcy tego świata - owszem, oni mogli dostać się za Spiżową Bramę. Ale ktoś inny?
Ją też po powrocie do domu opadły wątpliwości. Czy nie uległa jakiemuś złudzeniu? Niby dlaczego miałaby się spotkać z Papieżem? Wybrano go zaledwie pięć miesięcy temu, z pewnością miał na głowie milion spraw ważniejszych od podniesienia na duchu nieznanej mu Angielki.
Wątpliwości rozwiał telefon. Zadzwonił do niej przedstawiciel stowarzyszenia Rycerze Kolumba, który poinformował o nagrodzie przyznanej jej przez tę znaną katolicką organizację charytatywną. Rycerze postanowili uhonorować wysiłki Kay podczas akcji zbierania pieniędzy na pomoc dla chorych na raka. Nagrodą były ni mniej, ni więcej tylko... dwa bilety lotnicze do Rzymu - do wykorzystania natychmiast.
Następnego dnia razem z synem Davidem znalazła się na pokładzie samolotu lecącego z Liverpoolu do Rzymu. Przed odlotem otrzymała jeszcze jedną informację: arcybiskup Liverpoolu Derek Worlock zorganizował dla niej półprywatne spotkanie z Papieżem po audiencji generalnej w środę 14 marca.
Do Rzymu przylecieli w nocy 13 marca. Ich samolot miał opóźnienie i wylądował w Wiecznym Mieście o trzeciej nad ranem. Po południu poszli na Plac św. Piotra, a potem na herbatę (tradycyjnie o piątej) do Kolegium Angielskiego - seminarium dla księży, którzy nie mogli kształcić się w Wielkiej Brytanii po zdelegalizowaniu religii katolickiej przez króla Henryka VIII. Wieczorem Kay wybrała się jeszcze na Piazza Navona i podziwiała wspaniałą fontannę Berniniego z wyrzeźbionymi przez jego uczniów figurami symbolizującymi cztery rzeki: Nil, Dunaj, Ganges i La Platę.
Nazajutrz kleryk z seminarium angielskiego przyszedł po nich do hotelu i zaprowadził do Watykanu.
- Wówczas nie byłem pewien, jak będzie wyglądać nasze spotkanie z Papieżem - wspomina David Lowis. - Rektor seminarium powiedział mi tylko, że ma nadzieję, iż Ojciec Święty będzie mógł spotkać się z Kay.
Dotarli do bramy prowadzącej na niewielki plac po lewej stronie Bazyliki św. Piotra. Tutaj było wejście do auli Pawła VI, którą zaprojektował znany włoski architekt Pier Luigi Nervi.
- O dwunastej piętnaście Ojciec Święty zaczął przechodzić przez aulę. Towarzyszyła mu kanonada lamp błyskowych. Ludzie wyciągali ręce - opowiada seminarzysta. - To przejście zajęło mu około trzydziestu minut. Widziałem, że Kay siedziała spokojnie w części sali zarezerwowanej dla osób chorych. W końcu Ojciec Święty zaczął przemówienie po włosku. Tłumaczyłem je dla Kay i Davida. Potem przemówił po francusku, angielsku, niemiecku i hiszpańsku, by w końcu zaprosić wszystkich do odśpiewania Ojcze nasz.
Audiencja zbliżała się ku końcowi. Papież zszedł z podium w kierunku chorych. David Lowis zobaczył, że Jan Paweł II idzie w ich kierunku. I oto był już przed nimi!
- Ojcze Święty, czy mógłbym przedstawić panią Kay Kelly? - zapytał kleryk.
- O, pani Kelly z Liverpoolu - odparł Papież po angielsku. - Wiele o pani słyszałem.
Przez chwilę rozmawiali. Papież złożył autograf na przyniesionym przez Kay jego zdjęciu. Było przeznaczone dla jej syna, Davida. Potem objął Angielkę. Poszedł dalej, ale zawrócił i podszedł do niej znowu.
- Jestem z pani bardzo dumny. Jest pani wspaniałą matką - powiedział i odszedł.
Jak ona przeżyła to spotkanie?
- Trzeba wiele odwagi, aby być bardzo ludzkim, i wydaje mi się, że Papież był tym obdarzony - mówi. - Poczułam, że spotkanie z Ojcem Świętym było punktem zwrotnym w mojej chorobie. Jego miłość i zrozumienie tworzyły atmosferę radości, która ogarniała wszystkich i wszystko dookoła. Jego uśmiech odzwierciedlał wewnętrzny spokój i opanowanie. Łatwo się z nim rozmawiało. Uderzyło mnie również to, że nie wydawał się skrępowany protokołem. To był Papież, który pokazał, że jest pasterzem ludzi. Pamiętam, jak mu powiedziałam, że mam nadzieję, iż pewnego dnia odwiedzi Liverpool.
Pobyt Kay w Rzymie trwał kilkanaście godzin. Po audiencji wsiadła do samolotu i wróciła do domu.
Znowu trafiła do szpitala. Badający ją lekarze przeżyli szok. Rak zniknął! Nie było śladu ani po pierwszym ognisku choroby, ani po przerzutach. Sprawa stała się głośna, a wiadomość z Anglii dotarła też do Watykanu. Przy pierwszej nadarzającej się okazji dziennikarze zapytali Papieża o to niezwykłe uzdrowienie.
„To jej wiara ją wyleczyła” - oświadczył Ojciec Święty.
* * *
- Her faith has cured her. - Kay cytuje po 26 latach słowa Papieża. W słuchawce telefonu słyszę głos starszej kobiety. Lat jej przybyło, ale ciągle ma taką samą wolę walki jak wtedy, gdy nikt nie dawał jej szans na przeżycie.
- To wydarzyło się kiedyś - mówi - a przez te wszystkie lata, które minęły, starałam się służyć Bogu.
W jaki sposób? Zebrała m.in. dziesiątki tysięcy funtów na wsparcie pracy Matki Teresy, która założyła w Liverpoolu mały klasztor Misjonarek Miłości; zajmowała się także ludźmi umierającymi, którzy prosili, by była przy nich obecna w chwili śmierci.
- Modliłam się za nich, wierząc, że życie nie ma końca, że jest tylko wieczna miłość, gdy idzie się do Boga - mówi Kay. - Wysłałam też dwoje młodych ludzi do Papieża. Oboje byli chorzy na raka i oboje oddalili się od wiary. Wrócili odmienieni. Przed śmiercią się nawrócili. To jest prawdziwy cud. Ludzie mówią: Kay, wyzdrowiałaś, to cud. A ja mówię: cud jest wtedy, gdy zmienia się życie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu