- Popełniono jeden podstawowy błąd. Nazwano tę agresję imieniem i nazwiskiem jednego człowieka. Jeżeli tak jest, to jest prawdziwy dramat - to znaczy, że osiem miliardów ludzi na całym świecie jest w takiej kondycji, że nie są w stanie zmierzyć się z agresją jednego człowieka. Prawda jest zupełnie inna. To jest szkodliwe uproszczenie, za którym stoją głównie przekazy medialne - stwierdził biskup.
- Ważne jest widzenie tego, co się dzieje i nazywanie rzeczy po imieniu, ale nie w sposób konfrontacyjny. Trzeba też działać na miarę potrzeb i możliwości. Ta zasada obowiązuje wszędzie. Dlatego razi nas reakcja współczesnego świata. Nagle okazało się, że ten świat jest bezradny. Świat, który, jak wierzyliśmy, jest wszechpotężny i ma ogromne środki, nagle zawodzi. W wielu z nas rodzi się więc pytanie: "Czy rzeczywiście jesteśmy bezradni, czy może raczej nie ma w nas chęci?" - pytał biskup.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Definiując rolę Kościoła w obecnej sytuacji, biskup powiedział: - Niektórzy chcieliby, aby ksiądz zdjął sutannę i poszedł na granicę. To też jest potrzebne, ponieważ słowa pouczają, a przykłady pociągają.
Biskup przestrzegł jednak przed redukowaniem roli Kościoła do udzielania pomocy materialnej. - Rolą Kościoła jest także modlitwa i post. Wiemy doskonale, że ta wojna bierze się także z niepokoju, który jest w ludzkich sercach.
- Genialne jest to poruszenie serc ludzi dobrej woli - mówił biskup o fali pomocy udzielanej uchodźcom wojennym. - Wszyscy jesteśmy mali wobec tego wyzwania - dodał biskup, wyrażając uznanie dla instytucji diecezjalnych, w tym seminarium czy CEF, które otworzyły swoje podwoje dla uciekających przed wojną Ukraińców.