Pomyłkowy atak
Reklama
Cały czas stosuje się sformułowania dwuznaczne. „Po co właściwie - czytamy np. w tekście Wrońskiego - wojska wierne królowi szwedzkiemu rozpoczęły oblężenie klasztoru na Jasnej Górze?”. Jak to rozumieć? Jakie to były „wojska wierne”: szwedzkie czy polskie, które przeszły na stronę szwedzką? Czy wojska pochodzenia polskiego rozpoczęły atak na klasztor częstochowski? Taka metoda dwuznaczności jest stosowana w całym artykule. I dalej: „Wydaje się, że uczyniły tak... przez pomyłkę”. Przez pomyłkę zaatakowały twierdzę częstochowską! I znów - kto tę pomyłkę popełnił: wojska szwedzkie czy polskie? Czy wojska same wybierają cele ataku, czy ktoś tym kieruje? To jest typowy styl mataczenia autora, ale cel jest założony, jasny: Szwedzi nie chcieli w ogóle atakować fortecy jasnogórskiej, oni mieli tylko zająć Częstochowę - małe wówczas miasteczko, leżące ok. trzech kilometrów od fortecy. Chyba tylko chory na umyśle może takie rozumowanie przyjąć za realne, że dowódca taki jak gen. Müller będzie zdobywał kilka parterowych domów, a pozostawi leżącą obok fortecę w rękach przeciwnika. Fortecę na granicy Śląska, gdzie przed najazdem Szwedów schronił się król z dworem, z wielu senatorami i biskupami oraz całe rzesze szlachty. Kordecki, przeciągając pertraktacje, mógł stosować chwyt, że w nakazie zajęcia wymieniono Częstochowę, a nie sam klasztor czy też wówczas odrębną jednostkę zwaną Częstochówką, złączoną w jeden organizm miejski zwany Częstochową dopiero od 1826 r.
Rachunki strat
Reklama
Autor ustawia sobie przeciwnika odpowiednio. Na wstępie artykułu wylicza szczegółowo, jakie to mizerne szkody poniósł klasztor jasnogórski w czasie oblężenia. Nawet obliczył, że zostało rozbitych szesnaście szyb.
To nieduża cena za „największy mit polskiej historii”. Jeszcze nic nie wiemy o samym oblężeniu, a już wiemy o micie. A dlaczego zapomniano o spaleniu paulińskiego klasztoru św. Barbary pod Jasną Górą, o spustoszeniu folwarków klasztornych, o zabraniu 400 sztuk bydła, o spustoszeniu i zniszczeniu osiedla św. Barbary i drugiego osiedla czy miasteczka Częstochówki, o zamordowaniu przez wojska szwedzkie o. Tomickiego, o zniszczeniu i innych klasztorów paulińskich w Polsce? To chyba coś więcej niż szesnaście szyb. Znów stosowana zasada „kłam, kłam, a coś zostanie”.
Pod tytułem Każdy czegoś bronił wyliczono różne wydarzenia i stwierdzono, że w istocie oblężenie Częstochowy raczej nie było starciem militarnym, lecz konfrontacją duchową. „W innych krajach obrońcy ginęli po to, by swym przykładem dać świadectwo żyjącym. Obrońcy klasztoru przetrwali oblężenie niemal bez strat”. To źle, że nie zginęli? Czy podejmując obronę byli pewni, że zwyciężą? I następny kwiatek: „Poza tym rzadko kiedy wyobrażenia narodu o jakimś zdarzeniu historycznym tak bardzo rozmijają się z prawdą”. A jakaż to prawda? Ano taka, że Augustyn Kordecki dziś zostałby nazwany kolaborantem z racji kontaktów z administracją szwedzką. Jakie to były kontakty - tego się nie mówi. Wystarczy za argument rzucić podejrzenie.
Następne założenie bez argumentów: „Legenda Jasnej Góry zaczęła narastać dopiero za sprawą broszury księdza Kordeckiego Nova Gigantomachia...” Broszura? Może wielebny autorytet autora zapoznałby się z pojęciem broszury. Służę informacją, gdzie tę wiedzę można zdobyć - Encyklopedia wiedzy o książce, Wrocław, 1971 kol. 339-340. Czy broszura to książka licząca ponad 150 stron? Albo autor jest ignorantem i nie wie, co to broszura, i pozycji o. Kordeckiego nigdy nie widział, albo złośliwie wprowadza czytelnika w błąd.
Przecież „klecha” mógł napisać tylko broszurę.
Klasztor jasnogórski nie poniósł wielkich strat w ludziach, bo był do obrony dobrze przygotowany. Jeszcze przed najazdem szwedzkim pierwszy etap budowy fortyfikacji był zakończony. Dowódca szwedzki - gen. Burchard Müller donosił swemu królowi, że „klasztor stoi na dość wysokiej skale, otoczony jest głębokim, wpuszczonym, wysokim, mocnym murem, niemożliwym do wzięcia szturmem, posiada wyborne flanki (...). Na czterech rogach jest osłonięty przez świetnie według zasad zbudowane bastiony (...) jego zaletą teren ciasny, a dokładnie płaska powierzchnia zarówno jak skaliste podłoże czynią, że ten kawałek, nie nadający się do podminowania, jest wobec tego do zdobycia tylko przez siłę ognia...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Prawdziwa historia
Reklama
Wojna ze Szwecją rozpoczęła się wiosną 1655 r. Wojska szwedzkie bardzo szybko, bo w ciągu trzech miesięcy, opanowują przeważającą część kraju. Szlachta stawia słaby opór, często wyraźnie przechodzi na stronę najeźdźcy. Król Jan Kazimierz wysyła listy do starostów, by zamki i fortece przygotowali do obrony. Podobny list otrzymali jasnogórscy paulini. Król wyraźnie przedstawił w nim niebezpieczeństwa, jakie grożą klasztorowi, ostrzegając, że Szwedzi na pewno będą usiłowali zająć Jasną Górę. Ówczesny prowincjał - o. Teofil Bronowski na wieść o tym jedzie do Warszawy, do króla, prosić o pomoc, bo kasa klasztorna nie starczy na utrzymanie liczniejszego wojska. Król przyrzekł tylko, że w czasie cięższego oblężenia przyjdzie klasztorowi z pomocą. Kazał przygotować do wywiezienia skarbiec.
6 sierpnia 1655 r. podczas narady klasztornej ułożono cały plan postępowania. Prowincjał miał wyjechać na Śląsk - „przygotować tam rzeczy niezbędne dla wypędzenia nieprzyjaciół”. Liczono na przyrzeczoną pomoc króla. Po wyjeździe o. Teofila Bronowskiego zakonnicy nie byli uprawnieni do zawierania jakichkolwiek kontraktów czy umów, mieli się wymawiać nieobecnością przełożonego. Oparto się na dwóch zasadach. Po pierwsze, klasztor powinien postępować jak Totum Regnum - gdy cała Rzeczpospolita się podda, muszą i zakonnicy uznać Karola Gustawa; gdy tylko część przejdzie na jego stronę, oni dochowają wiary królowi polskiemu. Gdyby król szwedzki przybył na Jasną Górę, należy go przyjąć „nie tyle z ochotą, ile z szacunkiem”. Po wtóre, należy zachować wszelkie środki ostrożności, aby nie dopuścić do zbrojnego oblężenia Jasnej Góry.
Prowincjał, wyjeżdżając na Śląsk, wywiózł łaskami słynący Obraz i poszukiwał środków obrony. Wkrótce za część przetopionych naczyń kościelnych i wotów - co uczynił za pozwoleniem nuncjusza apostolskiego - przysłał na Jasną Górę większą ilość prochu strzelniczego, 60 muszkietów, a także „ugodzonego komendanta artylerii”. Starał się z pozytywnym rezultatem zorganizować na wypadek oblężenia oddziały, które przyjdą później z pomocą klasztorowi.
Ta planowana i dalekosiężna polityka przyczyniła się do skutecznej obrony fortecy jasnogórskiej i faktów historycznych nie zmienią złośliwe i fałszujące rzeczywistość artykuły podobne do rewelacji Pawła Wrońskiego w Gazecie Wyborczej i zamieszczane ostatnio w internecie.
Insynuacje i pomniejszanie wydarzeń u naszego autora widać na każdym kroku. „... oblężenie Częstochowy raczej nie było starciem militarnym, lecz konfrontacją duchową”.
Co to znaczy? Było, czy nie było? Co to jest „konfrontacja duchowa” oddziałów szwedzkich i posiłkujących ich polskich? Czy takie sformułowania są obliczone na Polskę „moherową”? Dalsze kłamstwo: „Na tym polu nauczyciel retoryki ksiądz Augustyn Kordecki w końcowym rachunku okazał przewagę nad generałem Muellerem”. Kordecki nigdy nie był nauczycielem retoryki, a tylko lektorem teologii moralnej. Dowódca ataku na klasztor nie nazywał się Mueller, lecz Müller. Może warto i na takie szczegóły zwrócić uwagę.
Wybiórcza egzegeza
Przy negowaniu znaczenia obrony klasztoru jasnogórskiego nasz autor powołuje się na badania i autorytet Adama Kerstena. Ma tu na myśli jego pracę Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r., Warszawa 1959, s. 214 n. Warto zwrócić uwagę, jak korzysta z opracowań. Kiedy Kersten pisał: „Chronologicznie pierwszym dokumentem mówiącym o wpływie, jaki wywarła obrona Jasnej Góry, jest wspomniany już list Maja do brata, napisany w Balicach 10 XII 1655 roku. Maj pisał dość wyraźnie o nadziejach, jakie wiązała szlachta sandomierska z wiadomością o obronie klasztoru”. Paweł Wroński odczytał ten passus następująco: „Kersten, który badał archiwa polskie, szwedzkie i niemieckie, dostrzegł, że w pobliskim Krakowie na temat oblężenia mówiono niewiele. Odnotował je znany pamiętnikarz tego czasu, szlachcic z Sandomierskiego Stanisław Maj, ale bardziej od groźby zajęcia klasztoru przez heretyków niepokoiło go to, że Karol Gustaw może nałożyć podatki na szlacheckie dobra”. Oto jest przykład korzystania z historycznych opracowań i wiernego przekazania relacji. Nic o oblężeniu, a za to relacja wysnuta z rękawa, że Szwedzi nałożą nowe podatki. A gdzie u Maja jest mowa o heretykach? Heretyków stworzył tu Wroński. Dzielić Polaków na heretyków i katolików, choć tego nie ma w przekazie Maja - a czy to ważne? Czy w ogóle jest jakaś prawda i uczciwość w relacjonowaniu poglądów innych ludzi?
I dalszy ciąg tego fragmentu pracy Kerstena: Kersten mówi o następnych przekazach mówiących o obronie Jasnej Góry, które powstały bardzo wcześnie chronologicznie i niezależnie od „broszury” Kordeckiego. Tenże Kersten przytacza i inne przekazy niezależne od Novej Gigantomachii, jak list Jerzego Lubomirskiego do króla Jana Kazimierza z 14 grudnia 1655 r., uniwersał hetmanów z Sokala z 16 grudnia 1655 r., gdzie stwierdzano: „Kościół nawet Częstochowski, miejsce najzacniejsze nie tylko w Koronie, ale też Orbi Christiano do nabożeństwa i do wot różnych dla tychże łupów świętych, oblegszy kilka tysięcy ludzi, sacrilega manu dobywa, aby ten fundament devotionum inkwirowawszy, bezpieczniej wytracał dalszemi progresami wiarę świętą, a natomiast diversas sectas do Królestwa wprowadził...”. Ten uniwersał - bardzo jednoznaczny - zachował się w wielu kopiach i był znany. Ale są i inne dokumenty mówiące o Częstochowie - dwa listy króla do Jana Tyrosińskiego i ks. Kaszkowica, przywódców grup górali z okolic Żywca, zachęcające, by wraz z Żegockim, starostą babimojskim, spieszyli na pomoc oblężonej Częstochowie; list królowej Ludwiki Marii do ks. Kaszkowica; relacje sekretarza królowej Piotra Des Noyers, wydawane na bieżąco jako druki ulotne; relacje nuncjusza Vidoniego. Wszystkie te przekazy powstały jeszcze w trakcie działań szwedzkich pod Jasną Górą. Autor naszego artykułu jakoś je wszystkie przeoczył albo - trzeba powiedzieć wyraźnie - dopuścił się przestępstwa wobec cytowanego Kerstena i celowego fałszowania obrazu obrony Jasnej Góry. I insynuuje, że oblężenia w zasadzie nie było, bo nikt o tym nie wie poza jedynym kronikarzem Majem.
Książki z tezą
Praca Adama Kerstena, mimo wydobycia wielu dotychczas nieznanych dokumentów dotyczących wydarzeń pod Jasną Górą w 1655 r., zapoczątkowała negowanie znaczenia obrony klasztoru. Widać to wyraźnie w omawianej książce. Zresztą sam Kersten wyznał swoje właściwe intencje w dyskusji nad filmem Potop, zrelacjonowanej w Słowie Powszechnym z 1974 r., nr 250, s. 1, 4-5: „I wydaje mi się, że moja satysfakcja i mój sukces polega na tym, że można to odczytać wieloznacznie”. I to stosował w praktyce w czasie prelekcji wygłaszanych w Lublinie i w Częstochowie, gdzie pominął przytoczone w swoich pracach relacje o oblężeniu częstochowskim, powstałe przed opublikowaniem pamiętnika Kordeckiego. Kersten wiele miejsca poświęcił relacjom o oblężeniu, wyraźnie je pomniejszając. Bp Wydżga pisał: „Szwedowie sromotnie i cudownie ustąpić musieli, o czym i tamci ojcowie dostateczną historyję w druku wydali i wielki w Koronie tej senator p. wojewoda pomorski nabożnym, a dziwnie wymownym piórem to foremnie wypisał”, a Kersten skomentuje tę wypowiedź: „... nie napisał ani słowa o znaczeniu obrony”. Cóż zatem znaczą słowa: „sromotnie i cudownie”? Jeśli nie znaczą nic - to i ja też nie rozumiem nic ze stwierdzeń Kerstena. I ta metoda zapoczątkowana przez Kerstena jest kontynuowana przez wielu pisarzy czy publicystów. Kordecki stworzył mit obrony Częstochowy w Novej Gigantomachii. Ciekawe, że nie znajdujemy ani jednego kronikarza czy pisarza współczesnego Kordeckiemu, który by choć raz podważył prawdziwość relacji Kordeckiego.
Przeciwko całej tezie Kerstena, tak skwapliwie podchwyconej przez całą prasę lewicową i ateizującą dowodzącej, że wypadki jasnogórskie wyolbrzymił Kordecki, świadczą liczne, przytoczone przez Kerstena, relacje o obronie Jasnej Góry, zamieszczone w wydawnictwach zagranicznych. Z relacji gazet zagranicznych, na które niekiedy po raz pierwszy zwrócił uwagę Kersten - zauważamy, jak współcześni interesowali się wydarzeniami związanymi z obroną klasztoru, że tyle miejsca im poświęcali w gazetach frankfurckich, lipskich, w Nya Aviser wychodzącej w Sztokholmie czy w Gazette de France. Jeżeliby to był tylko nic nieznaczący epizod, jakaś zwykła potyczka, to wiadomości o niej nie dotarłyby do Szwecji, Rzymu, Paryża, Hamburga, Amsterdamu i na Węgry. Wiele tych przekazów przytoczył Kersten, a Wroński całkiem o nich zapomniał - bo oblężenie Częstochowy to nie rzeczywistość, a mit. Dla odświeżenia pamięci polecam przejrzenie Bibliografii piśmiennictwa oblężenia Jasnej Góry w roku 1655 oraz jej obrońcy o. Augustyna Kordeckiego za lata 1655-1975, Warszawa 1979, s. 28-38, gdzie zestawiono o wiele więcej dokumentów mówiących o oblężeniu Częstochowy, niż podał ich Kersten.
Wieść o wtargnięciu do Częstochowy i zaatakowaniu klasztoru roznieśli po kraju żołnierze polscy współpracujący ze Szwedami, górale, którzy przyszli z odsieczą pod wodzą Kaszkowica, Tyrosińskiego, pielgrzymi nawiedzający klasztor. Epizod częstochowski był więc w kraju powszechnie znany i pokazywał, że i Szwedom oprzeć się można.
Najdobitniejsze świadectwo o tym, czym było zaatakowanie Jasnej Góry, dał gen. Wrzesowicz, gdy już w czwartym dniu po rozpoczęciu oblężenia klasztoru pisał do króla szwedzkiego Karola Gustawa: „Gdyby to ode mnie zależało, nie zaatakowałbym tego miejsca w taki sposób dla wielu powodów tak politycznych, jak i wojskowych. Przez to rujnują się zupełnie pułki, kwatery, kraj. Porywamy się na duszę polską, a czego się przede wszystkim obawiać, to że dzieje się to daremnie i na próżno”. Karol Gustaw, nakazując zwinięcie oblężenia klasztoru, podkreślił: „Polacy jeszcze bardziej będą się gniewać z powodu tego zaatakowania obrazu Maryi”.
Ten motyw religijny był istotnym momentem oprócz innych czynników narastania oporu przeciw Szwedom, bo nie dość, że nie dotrzymują obietnic, że rabują i niszczą, to nawet zaatakowali znany przez wielu obraz Maryi, od dziesiątków lat darzony szczególnym kultem.
Obrona Częstochowy była jednym z elementów w katolickim powstaniu przeciwko szwedzkiej okupacji i protestancko-magnackiemu przewrotowi, walczono o zachowanie katolickiego oblicza, a więc uczestniczono w ogólnoeuropejskim zmaganiu o uratowanie Kościoła katolickiego przed zmiażdżeniem go przez rewolucję protestancką i o uratowanie tradycyjnego oblicza Europy i europejskiej cywilizacji.