Najpierw chcę wygłosić pochwałę czytania, a jednocześnie piętnuję powszechny grzech, który popełniamy: zapominania o czytaniu dobrych rzeczy - włącznie z Biblią. Proszę przyjąć to moje wytknięcie właściwie: proszę więcej czytać, zwłaszcza dziewczęta. Zwłaszcza one, bo to najbardziej przeraźliwie się przeżywa, kiedy na przykład trzeba tańczyć z dziewczyną piękną i pustą. To jest największa tragedia ostatnich dni: trzymać przed sobą lalkę Barbie - i nic więcej, martwą w środku, pustą! A pustota zaczyna się od tego i na tym kończy, że się nie czyta - nie czyta i nie myśli. Najstraszniejsze są dla mnie piękne oczy kobiety, niezachmurzone żadną chmurką myślenia! Proszę mi wybaczyć okrucieństwo, z którym mówię te słowa - mężczyznom przyłożę w swoim czasie. Ale teraz to, co zauważyłem: te pielęgnacje przedsylwestrowe, to dochodzenie do absurdu w stosowaniu kosmetyków i wszystkiego, co upiększa fasadę z jednoczesną pustotą wnętrza - taką, że się nie śniło nikomu. Mam za zadanie jako pasterz wytknąć w porę czy nie w porę zauważone błędy (zob. 2 Tm 4, 2) - należy to do mojego urzędu. Zatem - punkt pierwszy: proszę czytać!
Drugi punkt: módlcie się! W ciężkich sytuacjach, w naszych relacjach, które stają się wręcz niemożliwe do życia, kiedy się już tyle narozrabia, że dalej nie można uciągnąć, trzeba się po prostu zacząć modlić. Wspomnę tu mojego ojca, który jest już po tamtej stronie. Kiedy posprzeczaliśmy się, poprosiłem:
- Ojciec, módl się za mnie! Ty jesteś Stachu stary, a ja jestem młody Stachu. Jeden Stachu za drugiego Stacha! Takie jest moje doświadczenie. Pan Bóg pomaga wyjść z trudnych sytuacji, więc nie gadać wtedy, tylko się modlić.
Trzeci punkt - bardzo radosny. Te Święta odbieram jako... „żywe mięso”. Proszę mnie źle nie rozumieć. Kiedyś Wajda powiedział, że w swoich filmach chętnie angażuje Daniela Olbrychskiego, gdyż on dla niego, reżysera, jest... żywą tkanką ludzką. Boże Narodzenie jako świętowanie Wcielenia pokazuje mi Chrystusa jako Żywą Tkankę Ludzką. Wyrażenie użyte przez św. Jana to sarks - co z greckiego znaczy dosłownie „żywe mięso”. Mówię to zwłaszcza do tych wszystkich, którzy ciągle mają pokusę, by symbolicznie traktować Chrystusa. To oznacza, że my Jezusa zjadamy, posilamy się Nim w tym dosłownym znaczeniu, bo jest On realny pod postaciami chleba i wina.
Z jakim uśmiechem spojrzał na mnie Pan Bóg w Małym Cichym, kiedy wszedłem do kościoła! Wysoko, na jakiejś belce, jak to jest w góralskich kościołach, zauważyłem bacę. Pomyślałem: Po co ten baca tam wlazł - może się elektryczność zepsuła? Tymczasem to proboszcz ze swoimi góralami w Małym Cichym tak ubrał św. Józefa (bo kościół jest pod wezwaniem św. Józefa), że wydawało się, iż to żywy baca tam stoi, ubrany w góralską narzutę wełnianą, z kokardą czerwoną paradną pod brodą, z główką Pana Jezusa wystającą zza pazuchy i z palicą góralską. Wtedy pomyślałem o Jezusie Chrystusie jako o człowieku. On się naprawdę poddał władzy bacowskiej Józefa! Pewnie Józef nie musiał tej palicy używać w stosunku do Pana Jezusa. A może używał? Nie wiem... Dogmatu takiego nie ma. To taki uśmiech bożonarodzeniowy.
Na podst. książki Orzech na ambonie. Homilie, kazania i konferencje księdza Stanisława Orzechowskiego. Cz. I, red. ks. Aleksander Radecki, Wrocław 2002, oprac. Agnieszka Bugała.
Pomóż w rozwoju naszego portalu