Radujmy się! W Polsce tylko co trzeci obywatel stale kupuje w hipermarketach, a na Węgrzech - co drugi! Zatem nie daliśmy się zwariować, jest byczo! A „specjaliści od handlu” twierdzą, że hipermarkety w niczym nie zagrażają drobnym handlowcom, skądże...
Bywam w hipermarketach, owszem. Pewnego dnia nabyłem w jednym z takich gigantów pięć podkoszulek z czystej bawełny po... złoty pięćdziesiąt za sztukę. Ach, jaki byłem zadowolony z tak korzystnego zakupu! Dopiero po czasie pomyślałem, że coś tu chyba było nie w porządku: przecież ustawiając cenę tak niską, ów hipermarket dopuścił się nieuczciwej konkurencji! Jakie szanse ma w takiej sytuacji mały sklepik odzieżowy, by utrzymać się przy życiu? No, chyba że zacząłby oddawać swym klientom podobne koszulki za darmo albo - jeszcze lepiej - płacić im za to, że raczą je wziąć. Teatr absurdu!
Proszę mnie nie zrozumieć źle: nie jestem przeciw hipermarketom w ogóle. Chciałbym jednak, aby ich działalność nie kolidowała z interesem społecznym i gospodarczym Polski i Polaków. Dlatego wielce mnie cieszy, iż pani minister finansów Teresa Lubińska już u progu swego urzędowania zauważyła ten problem, nawiasem mówiąc, sygnalizowany przeze mnie w Niedzieli z 29 maja br. wierszykiem, który pozwolę sobie przypomnieć:
WIATR PO POLSCE MIECIE ŚMIECIE
STOI MARKET PRZY MARKECIE
TO KRAJOBRAZ POLSKI NOWEJ
JEJ PRZYSZŁOŚCI ŚWIAT TĘCZOWY...
CHCECIE ŻYĆ NA TAKIM ŚWIECIE?...
Młodszych czytelników informuję, że z pewną złośliwością wplotłem do tego wierszyka parafrazę komunistycznej piosenki o PRL-owskiej organizacji Służba Polsce: „Dalej z nami fundamenty kładź/ pod gmach Polski nowej, / maszeruje rozśpiewana brać / w przyszłości świat tęczowy”.
Hipermarketów jest za dużo i są one oczywistą groźbą dla drobnego handlu, ale nie chodzi tylko o to: one uprawiają wyzysk pracowników w stylu wczesnego kapitalizmu i zarazem kształtują w polskim społeczeństwie złe wzorce spędzania wolnego czasu. Dlatego ich liczba powinna być ograniczona, a dalszy rozwój zastopowany. Ba, ale jak to zrobić? Po pierwsze: obciążyć je stosownymi do ich dochodów podatkami. Po drugie: nowe zezwolenia powiązać z bardzo wysokimi opłatami zaporowymi. Po trzecie: ustawowo ustalić, jaką maksymalną powierzchnią handlową mogą dysponować w zależności od liczby mieszkańców danej miejscowości - tego żąda PiS. Po czwarte: zakazać im handlu w niedziele i święta. Po piąte: zobowiązać je do przestrzegania ustawy o związkach zawodowych. O spełnienie dwu ostatnich postulatów nie od dzisiaj walczy „Solidarność”.
A co na to powie Unia Europejska? Nie przejmujmy się tym za bardzo: w państwach Europy Zachodniej problem hipermarketów jest dobrze znany i jakoś nie najgorzej sobie z nim radzą. Bez takiego bezhołowia, jakie dotąd w tej materii u nas panowało.
Pomóż w rozwoju naszego portalu