Marek Perepeczko potrafił zagrać nianię w Królewnie Śnieżce i Wernyhorę w Weselu. A w młodości chciał studiować architekturę. Uprawiał kulturystykę, wioślarstwo i koszykówkę. Na początku lat 60. trafił do telewizyjnego Studia Poetyckiego Andrzeja Konica. Od tej chwili wiedział, co chce robić w życiu. Zakochał się w teatrze i w ludziach teatru. W 1965 r. zrobił dyplom w warszawskiej PWST i niemal z marszu zagrał w Popiołach Andrzeja Wajdy. U Mistrza grywał zresztą także później w Brzezinie, Weselu, w Panu Tadeuszu. Janusz Morgenstern mawiał o nim, że jest niezwykle zdolny i pracowity. Powierzył młodemu Perepeczce główną rolę w swoim filmie Potem nastąpi cisza i w słynnych Kolumbach. Maciej Ślesicki twierdził, że „Perepeczko zagra wszystko”.
„Dziewczyny za nim szalały” - wspominają koledzy aktorzy, a on zawsze miał do swojej popularności mądry dystans. Ze względu na warunki zewnętrzne powierzano mu role olbrzymów i siłaczy. Tak było w Janosiku, w Panu Wołodyjowskim czy w Wilczych echach. Dostał angaż do warszawskiego Teatru Klasycznego, a potem do Teatru Komedia. Grał też w Teatrze Telewizji w sztukach m.in. Tomasza Manna, Stanisława Wyspiańskiego, Williama Shakespeare’a i Roberta Sherwooda. Gdy pracował nad wyrobieniem sobie nazwiska aktora teatralnego, zaproponowano mu rolę rozbójnika w telewizyjnym serialu Janosik. Rola ta wyniosła Marka Perepeczkę na szczyty sławy.
Dość niespodziewanie w początkach lat 80. wyjechał do Australii. Pozostał tam 15 lat, propagując polski teatr, organizując kluby literackie. Na Antypodach założył i prowadził Tymczasowe Towarzystwo Miłośników Teatru im. Witkacego. Gdy wrócił do kraju, musiał przypomnieć się i widzom, i reżyserom. Swoją przystań znalazł w Częstochowie, gdzie od 1997 r. dyrektorował w Teatrze im. Adama Mickiewicza. Jego rozliczne przyjaźnie i uznanie w środowisku zaowocowały ściągnięciem do częstochowskiego Teatru takich tuzów polskiej sceny, jak: Adam Hanuszkiewicz, Krystyna Janda, Andrzej Łapicki czy Jan Kobuszewski.
W 2000 r. za rolę Wernyhory otrzymał nagrodę teatralną „Złotą Maskę”. Popularność ponownie przyniosła mu telewizja, tym razem rolą jowialnego komendanta z sitcomu 13 Posterunek. W 2003 r. szefował teatrowi w Płocku, ale często i chętnie wracał do Częstochowy.
Kochał dobrą literaturę i poezję. Powtarzał, że dom bez książki jest martwy. Cenił sobie filmy Bergmana, Wajdy, Machulskiego. Uważał aktorstwo Tadeusza Łomnickiego i Laurence’a Oliviera za niedoścignioną doskonałość.
Słynął z poczucia humoru i ojcowskiej wręcz dobroci, także wobec swoich podwładnych. Mawiano o nim: „Człowiek-dusza”. O swojej tuszy mawiał, że jest ona wynikiem „dobrze skonstruowanych deserów”. Kiedyś, żartując, prosił przyjaciół, by na jego pogrzeb nie sprowadzano góralskiej kapeli.
Niedawno otrzymał scenariusz nowego filmu o starym Janosiku, trochę filozofie, trochę samotniku, który skrył się przed światem w Bieszczadach...
W Internecie na wieść o śmierci Marka Perepeczki głównie młodzi ludzie zapisali prawie 200 stron słowami wdzięczności i pamięci dla „Janosika”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu