Z Lechem Stefanem - wiceprezesem Stowarzyszenia „Pro Cultura Catholica”, działaczem opozycyjnym Solidarności Dolnośląskiej, przewodniczącym byłej Wyborczej Akcji Katolickiej we Wrocławiu - rozmawia Krzysztof Jan Dracz
Krzysztof Jan Dracz: - Jest to nasza ostatnia rozmowa przedwyborcza. Kiedy ten artykuł dotrze do Czytelników, znane już będą wyniki wyborów do Sejmu i Senatu. My ich dzisiaj nie znamy. Jaki jest Twój nastrój przedwyborczy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Lech Stefan: - Jest sobota 17 września. 66 lat temu sowiecka Rosja po raz drugi napadła na Polskę, przyspieszając tym samym naszą wrześniową porażkę z brunatnym i czerwonym totalitaryzmem. Na dodatek za oknem jest szaro i smutno, a więc nastrój nie najlepszy. Wyniki wyborów także widzę nie najlepiej. Wprawdzie znienawidzona komuna i postkomuna poniesie sromotną porażkę, ale zbyt wysokie wyniki osiągnie kierunek liberalny. Zastanawiam się, czy tego naprawdę chce większość naszych rodaków...?
- Ale to przecież nie koniec bitwy o wizję Polski.
- Istotnie, przed nami również wybory prezydenckie. Jeszcze możemy coś zmienić. Najpierw doprowadzić do drugiej tury wyborów z udziałem Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego, a później wybrać tego drugiego. Tylko Lech Kaczyński, korzystając z prerogatyw prezydenta, będzie w stanie złagodzić zbyt liberalny kierunek rozwoju Polski.
Reklama
Przypomnijmy Czytelnikom choćby niektóre różnice w wizjach Polski dwóch głównych sił, które będą wkrótce sprawowały władzę.
Nie ma tutaj miejsca na dokładną analizę, ale omówię niektóre kwestie.
Powiem jeszcze jedno, że w pewnym sensie zakończył się spór o przeszłość. Postkomuniści przegrają bowiem Sejm i Senat, a także prezydenturę. Trwa spór o przyszłość. Czy Polska będzie liberalna, czy solidarna? Moim zdaniem - chociaż mogę się mylić - duszy polskiej bliższa jest wizja Polski solidarnej. Dowodzi tego nasza historia dawna i najbliższa, chyba że zmieniliśmy się jako społeczeństwo. Często zastanawia mnie tak duża społeczna akceptacja dla Platformy Obywatelskiej, partii liberalnej, a w niektórych dziedzinach skrajnie liberalnej. Sama PO za taką się uważa. Spotykam się z poparciem dla niej ze strony ludzi niejednokrotnie bardzo wrażliwych na innego człowieka, na jego problemy i sprawy. Znam także kandydatów do Sejmu i Senatu na ich listach, których nie uważam za liberałów. Skąd więc ten dysonans? Nie potrafię teraz odpowiedzieć sobie na to pytanie, a chciałbym ten problem zrozumieć. Może ktoś uważa liberalizm za tolerancję, ale powtórzę raz jeszcze - jak mówiłem to już w cyklu tych rozmów - że owszem, należy być tolerancyjnym, ale, niestety, tolerancja ma swoje granice, poza którymi zaczyna się liberalizm, czyli pobłażliwa beztroska prowadząca do akceptacji różnych patologii życia społecznego, na którą nakłada się egoistyczna i niechrześcijańska wizja człowieka w społeczeństwie.
- Co wobec tego pozostało do zrobienia zwolennikom Polski solidarnej?
Reklama
- Należy wybrać Lecha Kaczyńskiego na Prezydenta RP i w ten sposób stępić ostrze liberalnego kierunku, jaki niechybnie ukształtuje się w Sejmie. Jak to zrobić? Zwrócę uwagę na kilka spraw. Kolejność jest tu nieistotna. Pierwsza sprawa to socjotechnika. Nie dajmy się ogłupić i zmanipulować sondażom, aczkolwiek nie można ich lekceważyć. Zwróćmy uwagę, że na plakatach i billboardach Donalda Tuska nie umieszcza się jego imienia, ponieważ socjotechnicy uznali, że imię Donald osłabia siłę wyborczą kandydata. Po drugie - postkomuniści po fiasku z kandydaturą Cimoszewicza mogą zrezygnować z dalszej walki i zechcą wesprzeć Donalda Tuska, aby wygrał już w pierwszej turze, ponieważ najgroźniejszy dla nich jest Lech Kaczyński. Gdyby bowiem doszło do rozgrywki w drugiej turze między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem, to przy mobilizacji zwolenników Polski chrześcijańskiej i solidarnej oraz rzeczywistym uświadomieniu sobie, czym jest liberalizm w swoich założeniach, sądzę, że pewnym zwycięzcą byłby kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Wreszcie po trzecie - mam nadzieję, że przeciwnicy postkomuny i skrajnego liberalizmu poprą jedynego realnego kandydata na Prezydenta Polski, Polski, która jest solidarna z drugim człowiekiem, z własną historią i chrześcijańską tradycją.
- Czy po rezygnacji Cimoszewicza nie zagraża nam już postkomunistyczny kandydat?
- Tego do końca nie wiem. Na dzisiaj wygląda to tak, że postkomuniści, mówiąc łagodnie, mocno się pogubili. Mają jednak możliwość przeprowadzenia jeszcze jednego manewru. Na sugestię Aleksandra Kwaśniewskiego być może wycofają listę Marka Borowskiego do Sejmu z apelem o poparcie listy SLD. Do eseldowców zaś zwrócą się o poparcie Borowskiego jako ich wspólnego kandydata na Prezydenta RP. W ten sposób przynajmniej wzmocniliby postkomunistyczną opozycję w Sejmie. W przeciwnym wypadku przegrają wszystko i pozostanie im jedynie nadzieja na wdzięczność ze strony Donalda Tuska.
- Dziękuję za rozmowę i zapraszam dopiero za dwa tygodnie.