Ostatnie tygodnie w naszej archidiecezji to kolejne akty bezmyślnego wandalizmu wymierzonego w Kościół i katolików. Piszę kolejne, bo wciąż mam w pamięci zniszczenie zabytkowych drzwi łódzkiej katedry, którą sprawca pomalował białą farbą w połowie zeszłego roku z absurdalnych powodów (policjantom zeznał, że zniszczył zabytek z powodu kłótni z dziewczyną).
Z początkiem tego roku zniszczono figurkę Dzieciątka Jezus w szopce na placu katedralnym św. Jana Pawła II w Łodzi. Być może ktoś powie, że nie była to duża strata dla wiernych i dla parafii. Ot, po prostu figurka. Tyle tylko, że akurat ta figurka była cenną pamiątką – gipsową podobiznę małego Jezusa przywiózł do Łodzi z Watykanu krd. Konrad Krajewski, papieski jałmużnik. Co roku Dzieciątko było przenoszone podczas uroczystej procesji po pasterce do szopki bożonarodzeniowej. Niestety, w zeszłym roku stało się to po raz ostatni.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z kolei niedawno zniszczeniu uległa lodówka społeczna znajdująca się przy siedzibie łódzkiej Caritas. Wandal podpalił nie tylko urządzenie, ale także chroniącą je wiatę i regał na odzież i suche produkty. Nadpaleniu ulegał również świeżo odnowiona elewacja budynku. O tym, że było to świadome działanie obliczone na wywołanie jak największych szkód świadczy fakt, że podpalenie było drugą już w ostatnich dniach (tym razem niestety skuteczną) próbą podłożenia ognia w tamto miejsce.
Wszyscy z którymi rozmawiam o tych wydarzeniach zadają sobie pytanie: dlaczego komuś przeszkadzała figura Dzieciątka Jezus? I dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, aby zniszczyć urządzenie, które umożliwia skuteczną pomoc potrzebującym? Jak to zwykle bywa gdy stajemy wobec zła (nie tylko wielkiego, ale także i tego mniejszego), zaczyna nam brakować słów. Muszę się przyznać, że i ja nie mam pomysłu na to, jakimi motywami kierowali się sprawcy tych czynów. To, że w Łodzi generalnie nie przepada się za katolikami, nie jest niczym nowym. Nie będę już tutaj przywoływał danych o odsetku uczestniczących we Mszach świętych, albo opowiadał o innych przykładach wandalizmu w mieście (na chodniku przed kościołem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na placu Kościelnym nadal można odczytać hasło proaborcyjncyh spędów z listopada 2020 roku), ale podzielę się jedną z historii, która mnie w naszym mieście spotkała.
Kilka lat temu uczestniczyłem w wydarzeniu jakim był „Marsz dla Jezusa”. Jego celem jest podjęcie walki duchowej mającej poprawić sytuację religijną i moralną społeczności w danym mieście, w kraju i na świecie. Pierwszy „Marsz” odbył się w 1987 roku w Londynie. Zebraliśmy się na placu Wolności, aby przejść do katedry, gdzie miała odbyć się Msza święta. Wbrew pozorom było nas sporo, a co szczególnie cieszyło – duży odsetek stanowili ludzie młodzi albo bardzo młodzi. Atmosfera była radosna – grała muzyka, a młodzież śpiewała na chwałę Panu. Marsz przebiegał bez zakłóceń, aż do momentu, w którym przebyliśmy ok. połowę trasy. Wtedy z okolicznych balkonów poleciały na nas jajka. Nie wiem czy tym „odważnym inaczej” udało się skutecznie kogoś trafić, niemniej „pocisków” było sporo i bardzo możliwe, że czyjeś ubranie zostało ubrudzone. Powiecie Państwo: jajka? Przecież to nic takiego. Być może, ale wyobraźcie sobie, co by się działo, gdyby ktoś obrzucił czymś równie niegroźnym np. uczestników jednej z manifestacji w sprawie tzw. wolnych sądów. Zapewniam, że niektórzy piewcy tolerancji nie gryźliby się w język, a w ruch poszłyby najpotężniejsze oskarżenia. Nie chodzi mi o to, aby budować atmosferę zagrożenia czy dowodzić, że katolicy są w jakiś szczególny sposób dyskryminowani (choć to, że są często traktowani po macoszemu jest faktem, także w Łodzi). Chcę jednak zwrócić uwagę na to, że granica tego, co wolno wobec osób wierzących jest stale i bez najmniejszych skrupułów przesuwana. Obserwujemy to nie tylko na ekranach telewizorów, ale także na co dzień, w naszej okolicy i w naszym mieście. Trzeba być tego świadomym. Wygląda bowiem na to, że dawanie świadectwa wiary będzie z czasem wymagało coraz większej odwagi. I dziać się to będzie w sercu Polski i Europy.