Z dziejów Taizé
Brat Roger urodził się 12 maja 1915 r. w rodzinie pastora kalwińskiego - Karola Schutza, duszpasterzującego w ubogiej szwajcarskiej wiosce Provence. Od młodości uczył się więc miłości do Boga, a także otwartości na chrześcijan inaczej wierzących. Jego ojciec bowiem, choć był „hugenotem”, chętnie zachodził także do kościołów katolickich, by tam się modlić. Prawdziwym wzorem była dla niego jednak babka ze strony matki. Podczas I wojny światowej, już jako wdowa, odkryła, że istotą dla przyszłego pokoju jest pojednanie między chrześcijanami różnych wyznań. Choć wywodziła się z rodziny, której tradycje wiary protestanckiej sięgały samych korzeni reformacji, zaczęła uczęszczać równocześnie do Kościoła katolickiego, a nawet przyjmować w nim Komunię św., najprawdopodobniej za zgodą władz kościelnych.
Z tym „bagażem” młody Roger Schutz wszedł w życie. Bóg powołał go, by urzeczywistnił te same ideały, które były bliskie jego babki. Jeszcze podczas studiów z grupą przyjaciół założył wspólnotę modlitewną, która w przyszłości miała stać się zalążkiem Wspólnoty z Taizé. W 1940 r., pomimo zawieruchy wojennej, pojechał na rowerze do Francji, by poszukać miejsca, gdzie mógłby się osiedlić i założyć monastyczną wspólnotę mężczyzn modlących się o pojednanie. Tak dotarł do Taizé. Pod koniec lat 40. wraz z pierwszymi braćmi złożył śluby zakonne. Kilka lat później do Taizé zaczęli przyjeżdżać młodzi, by szukać tu swej drogi do Boga i czerpać z ewangelicznych źródeł. Brat Roger nie planował tego, a nawet się obawiał, że zachwieje to życiem Wspólnoty. Bóg jednak ukazał mu, że w tym właśnie kierunku ma ewoluować jego powołanie.
Do Taizé, jak do źródła...
„Przez Taizé przechodzi się tak, jak przechodzi się obok źródła. Wędrowiec zatrzymuje się, gasi pragnienie i rusza w dalszą drogę” - powiedział w 1986 r., goszcząc w Taizé, Papież Jan Paweł II. W tym zdaniu zawarł odpowiedź na stałe zadziwienie brata Rogera, który zastanawiał się, co młodzi widzą w Taizé, że tak licznie tam przybywają.
„Brat Roger był postacią naprawdę wyjątkową. Uczył nas, jak mamy żyć z Bogiem, dając świadectwo własnym życiem. Wskazywał na podziały wśród chrześcijan jako na skandal i przekonywał, że nie powinniśmy skupiać się na różnicach, ale na Chrystusie, który nas wszystkich ze sobą łączy” - mówi jeden z pielgrzymów. Taizé jest miejscem szczególnym. Młodzi przyjeżdżają tam, by uczyć się jedności - tej najprostszej, ale wcale niełatwej - wzajemnego zrozumienia, by poszukiwać prawdy w Słowie Bożym i umacniać się. Pielgrzymi odkrywają tam mistycyzm bycia z Bogiem. Taizé jest źródłem, z którego ożywcze wody Bożej miłości płyną na cały świat. I w tym tkwi cały sekret popularności tego miejsca.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Koniec epoki?
Do tragedii doszło ok. godz. 20.45. Brat Roger właśnie skończył czytać fragment Pisma Świętego o ośmiu błogosławieństwach i pogrążył się w modlitwie wraz z pozostałymi braćmi ze Wspólnoty oraz licznie zgromadzonymi w Taizé pielgrzymami. Wówczas morderczyni, która wcześniej wmieszała się między zajmujących miejsce opodal braci chórzystów, zbliżyła się do niego i kilkakrotnie wbiła mu nóż w gardło. Po ataku wróciła spokojnie na swoje miejsce i... klękła do modlitwy. Została pojmana przez pielgrzymów i oddana w ręce policji. Brat Roger natomiast, pomimo udzielonej mu niezwłocznie pomocy, skonał po kilkunastu minutach.
Podczas przesłuchania Luminita Solcanu przyznała się do popełnionego czynu. Oświadczyła jednak, że nie miała zamiaru mordować, a chciała tylko zwrócić na siebie uwagę założyciela Taizé. Przykładając mu nóż do szyi, chciała rzekomo zmusić go do słuchania tego, co ma mu do przekazania. Według swoich zapewnień, chciała go ostrzec przed „spiskiem franko-masońskim”. Wcześniej kilkakrotnie, bez powodzenia, zabiegała o umożliwienie jej spotkania i rozmowy z bratem Rogerem. Morderczyni poddana została badaniom psychiatrycznym, które potwierdziły, że jest osobą chorą. Figuruje ona także w spisie pacjentów szpitala psychiatrycznego w Jassa, w północno-wschodniej Rumunii.
Zdaniem prokuratora Burgundii Jeana-Louisa Costa - który w swej opinii bazuje na werdykcie biegłych psychiatrów - jej choroba nie usprawiedliwia jednak tego morderstwa, gdyż nie jest ona aż do tego stopnia niepoczytalna. Dochodzenie wykazało, że mordu dokonała z premedytacją. Nóż zakupiła dzień wcześniej w Cluny. Badania lekarskie, jakim poddano ciało brata Rogera, wykazały natomiast, że nie nadział się on przypadkowo na przyłożony mu do gardła nóż - jak twierdzi Solcanu - lecz został on wbity. Zdaniem Jeana-Louisa Costa, choroba nie przekreśla odpowiedzialności Luminity Solcanu za popełniony czyn, lecz znacznie ją ogranicza.
Śmierć brata Rogera dla Taizé oznacza kres pewnej epoki. Ale być może także kolejny etap wzrostu - podbudowany jego krwią. Młodzi widzą w nim męczennika za wiarę i idee pojednania. Coraz częściej słychać też głosy, że choć był protestantem, powinien zostać wyniesiony na ołtarze przez Kościół rzymskokatolicki.
I polały się łzy...
Zbrodnia ta wywołała wielkie poruszenie wśród sympatyków „idei tezowskich” na całym świecie. Także i w Polsce. „Nie zasłużył on sobie na taką śmierć!” - mówi ks. Franciszek Jabłoński z Gniezna. Michał Dziel, który dowiedział się o wydarzeniach zaledwie godzinę po całym zajściu, mówi: „Gdy dowiedziałem się o jego śmierci, łza zakręciła mi się w oku. Tej nocy nie mogłem zasnąć - długo myślałem o bracie Rogerze”. „Gdy dowiedziałam się o jego śmierci, pomyślałam, że to niemożliwe. Nie wyobrażałam sobie, że taki człowiek może zginąć w tak okrutny sposób” - mówi Paulina Korach.