Zobaczyłem w ostatnich tygodniach okruch Afryki, a dokładnie jej południowy kraniec, miałem okazję gościć u misjonarzy z Polski, zobaczyć jak pracują polskie siostry służebniczki, kiedyś napiszę coś więcej, dziś jedynie kilka migawek i wrażeń.
Republika Południowej Afryki należy do tych krajów, które przy stwarzaniu świata miały więcej szczęścia. Wspaniały klimat, dwa oceany zderzające się o siebie na Przylądku Dobrej Nadziei, niezwykła wprost flora i fauna, diamenty, złoto, kopalnie rud żelaza, węgla…, to wszystko przyciągnęło tutaj już w XVII w. osadników z Europy Zachodniej. Jeszcze do niedawna panował tu niewolniczy system apartheidu (segregacji rasowej), biali posiadali wszystko, czarni prawie nic, ale kiedy w 1984 r. biskup Kościoła anglikańskiego w RPA Desmond Tutu dostał pokojową Nagrodę Nobla, było wiadomo, że coś się zmienia. Na początku lat 90. rozruchy w czarnych osiedlach, międzynarodowe sankcje i kryzys gospodarczy w kraju zmusiły rasistowskie władze do likwidacji apartheidu. Biali przywódcy, w tym prezydenci Peter Botha i Frederik de Klerk, zdecydowali się na demokratyczne zmiany. Uwolniono uwięzionego od 27 lat lidera Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC) Nelsona Mandelę, za to jego partia zawiesiła prowadzoną od 30 lat walkę zbrojną. Doszło do historycznego kompromisu, wyłoniono rząd jedności narodowej, biali - nie bez protestów - poparli w referendum polityczne reformy (1992), uchwalono konstytucję. W 1994 r. Nelson Mandela został pierwszym czarnym prezydentem RPA. Doszło również do utworzenia w 1996 r. Komisji Prawdy i Pojednania. Każdy poszkodowany mógł do końca grudnia 1997 r. zgłosić się do komisji, która składała się z trzech odrębnych struktur: Komitetu ds. Rażących Naruszeń Praw Człowieka, Komitetu ds. Rehabilitacji i Odszkodowań oraz Komitetu Amnestyjnego. W sumie oświadczenia przed komisją złożyło 21 290 osób, z czego ponad 19 050 uzyskało status ofiary. Dodatkowo, blisko 3 tys. nazwisk ofiar ustalił w trakcie swych prac Komitet Amnestyjny, który przeprowadził 7112 postępowań, w większości (5392) zakończonych decyzjami odmownymi. Kraj rządzony dawniej przez białą mniejszość stał się dziś wieloetnicznym państwem demokratycznym.
Nasuwa się refleksja: czy podobnej Komisji Prawdy i Pojednania nie można było powołać u nas po odzyskaniu wolności w 1989 r.? Ileż u nas było śmiertelnych ofiar, zwłaszcza w okresie przesileń w PRL: zastrzeleni poznaniacy w czerwcu 1956 r., zastrzeleni stoczniowcy w 1970 r., zastrzeleni górnicy z „Wujka” w 1981 r., zamordowani księża z lat 80! Tymczasem nawet porządnej lustracji nie udało się u nas przeprowadzić. Do dzisiaj komunistyczni agenci i konfidenci mają się w Polsce lepiej niż ich ofiary.
Jak pracują w RPA polscy misjonarze? Żyją bardzo skromnie. Każdy ma do obsługi kilkanaście odległych od siebie kościołów i kaplic, czekają tam na nich niewielkie wspólnoty Murzynów, osób kolorowych (głównie Hindusów), a także białych. Wydawałoby się, że to nie są normalne warunki dla funkcjonowania Kościoła, ale tak już jest, że tam nie można nigdy zadowolić się tym, co jest, ale ciągle trzeba szukać nowych sposobów dotarcia z Ewangelią do ludzi. Ale też widać radość misjonarza, gdy przybywa wiernych, a także radość parafian, okazywaną podczas liturgii tańcem i przepięknym śpiewem.
A problemy? Przede wszystkim ubóstwo. Kraj tak bogaty, a miliony czarnych mieszkańców żyją w biedzie, w slumsach pod miastami, we wioskach rozrzuconych na pustyni Kalahari… Mimo biedy kosmopolityczna i ateistyczna kultura z Zachodu za pomocą środków przekazu dotarła i do nich, niszcząc rodzime zwyczaje. Najbardziej widać to na przykładzie przerażającej epidemii AIDS, która dziesiątkuje ludność tego kontynentu. W RPA codziennie umiera na AIDS kilkaset osób. Zarażona może być co piąta osoba. W Botswanie, Suazi, Lesoto i Zimbabwe nosicielami wirusa jest blisko trzecia część mieszkańców. Jak mówią nasi kapłani, jest wśród nich większość kobiet, po śmierci każdej pozostaje gromadka dzieci, nierzadko również zarażonych tą chorobą przy porodzie. Jednak o liczbach chorych i umierających na AIDS nie wolno publicznie mówić. Na wszystko zaś lekarstwem ma być prezerwatywa. Z jej reklamą można spotkać się na każdym kroku. W szkole, zwłaszcza przed wakacjami, rozdają prezerwatywy sami nauczyciele. Jednym słowem, antykoncepcję uważa się za jedyny skuteczny i dostępny ratunek przed AIDS. Zapomina się o tym, że do Afrykanów przywiązanych do tradycyjnych kanonów moralności, więcej przemówiłoby akcentowanie wartości rodziny, wzywanie do abstynencji i wierności, aniżeli propagowanie środków antykoncepcyjnych. Czy jednak zachodnim koncernom produkującym te środki, może zależeć na spadku dochodów?
„Mój syn umarł na AIDS” - poinformował niedawno były prezydent RPA Nelson Mandela. Miał 54 lata, rok temu na zapalenie płuc wywołane najprawdopodobniej AIDS zmarła też jego żona Zondi. Na AIDS umarł też jeden z synów byłego prezydenta Zambii Kennetha Kaundy. Mandela, Buthelezi i Kaunda jako nieliczni politycy przyznali publicznie, że AIDS był przyczyną śmierci ich dzieci.
Kiedy kardynał Wielfred Napier z RPA powiedział publicznie, że prezerwatywy nie zapobiegają AIDS, co więcej, przyniosły Afryce śmiercionośny nieład moralny, spotkał się z falą krytyki. „W Afryce wydano miliony dolarów na rozdawanie kondomów, ale poziom zakażeń nie spadł. To chyba przekonujący argument” - powiedział kard. Napier. Jego zdaniem, w walce ze śmiertelnym wirusem HIV pomóc może tylko wierność małżeńska oraz abstynencja seksualna osób zakażonych. Kardynał przypomniał nauczanie Kościoła, że „prezerwatywa zachęca do niewierności”, czyli zwiększa ryzyko zachorowań. Sukcesem w walce z AIDS może poszczycić się Uganda, gdzie Kościół prowadzi wielką akcję na rzecz wierności. Tam wyhamowano wzrost zakażeń, przekonując wielu, że abstynencja seksualna i wierność małżeńska są najskuteczniejszymi środkami zapobieżenia chorobie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu