Jak należy odczytać przegraną eurokonstytucji we Francji? Co zostało ukazane milionom Polaków, którym zwolennicy integracji zawsze pokazywali Francję jako wzór niedościgły („zobaczcie, jak im się w Unii dobrze powodzi i jacy są szczęśliwi”)? Czy naga prawda o nastrojach panujących we Francji pod rządami Unii zmieni coś w myśleniu europolityków? Te i wiele innych pytań zadawano sobie w studiu programu 30 maja.
Widzowie zdążyli się już przyzwyczaić, że ważkie wypowiedzi w tym programie są autorstwa osób kojarzących się z prawicą, sądy płytkie rezerwuje dla siebie lewica, jednak tym razem kontrast między refleksją jednej i drugiej strony sporu był szczególnie uderzający. „Lwica” integracji, autorka wielu radosnych europejskich show - Róża Thun podsumowała francuską klęskę referendum konstytucyjnego „psychologicznie”: „Tak naprawdę to nie było głosowanie w sprawie konstytucji. Ludzie boją się zmian. A lęk jest złym doradcą”. Prof. Zdzisław Najder również próbował dowodzić, że Francuzi tak naprawdę nie odrzucili konstytucji europejskiej, głosowali jedynie „przeciw bezrobociu”, objawiali też frustrację z powodu „wymuszenia na lewicy, by głosowała w ostatnich wyborach na prawicę”. Generalnie wszystko było „irracjonalne”, był to ogólny „protest przeciwko klasie politycznej”, wyraz malaisé français - rodzaju narodowej smuty, którą przeżywa kraj. Jacek Pawlicki z Gazety Wyborczej przekonywał, że to cofnięcie się o jeden krok w integracji - której symbolem był traktat ustanawiający konstytucję - stawia przed nami dramatyczne pytanie: Czy Europa jest w stanie, czy stać ją wymyślić w tej materii coś lepszego?
Wydaje się, że straszenie tym jakimś rzekomo wielkim złem, które ma rodzić odrzucenie traktatu, jest główną strategią obrońców integracji na znanych zasadach. („Członkostwo Turcji najprawdopodobniej zostanie włożone do lodówki; „Musimy się pożegnać z myślą o wspólnej polityce międzynarodowej” etc.).
Prof. Zdzisław Krasnodębski dowodził, że tak zawsze argumentują przegrani w ponadnarodowych gremiach - nie chcą uznać, że oto zakwestionowane zostało meritum sprawy. Mówi się, że głosowanie było irracjonalne, że z jakiegoś innego powodu oddano głos na „nie”. Twierdził, że Francuzi byli wyjątkowo dobrze poinformowani, nad czym będą głosować. Przedstawiano im jednak przyjęcie konstytucji jako konieczność, z referendum próbowano zrobić ultimatum. Projekt stworzony przez ekipy międzynarodowe - jak twierdzili inni uczestnicy debaty: „szyty pod Francję” - przedstawiany w atmosferze swoistego szantażu, rozminął się z tym, w jaki sposób Francuzi myślą o własnym państwie. Natura UE nie była do końca przedyskutowana w krajach europejskich, dlatego nie dano przyzwolenia na jej definitywne przyjęcie.
Bronisław Wildstein uznał, że konstytucja - napisana specyficznym „eurojęzykiem” - jest w sprzeczności z ideami i deklaracjami, które stały się zaczątkiem myśli o zjednoczonej Europie. Miało być więcej wolności, mniej ograniczeń we wzajemnych relacjach, w stosunkach ekonomicznych, gospodarczych. Tymczasem nie ma o tym mowy, jest za to mnóstwo szczegółowych regulacji. Zapomniano, a raczej odrzucono, zasadę pomocniczości, która jest jedną z podstawowych, tworzących racjonalnie zorganizowane państwo. Głosi ona, że wszędzie tam, gdzie możliwe jest załatwienie czegoś na niższym szczeblu władzy, nie należy przenosić tego na szczebel wyższy. Państwo nie może być tworem zbyt skomplikowanym, bo wtedy „nie nadaje się” dla obywatela, nie jest w stanie mu służyć. Odwrotny skutek wywołuje więc tworzenie zbyt wielu, szczegółowych regulacji prawnych.
To samo wypomnieli twórcom konstytucji przedstawiciele Stowarzyszenia „KoLiber”: Wszędzie tam, gdzie więcej jest prawa, jest mniej sprawiedliwości. Wzorem powinna być konstytucja amerykańska, która jest tak sformułowana, że władza, chcąc nie chcąc, musi się ograniczać, i w ten sposób gwarantuje wolności obywatelskie.
Marek Cichocki dowodził, że traktat konstytucyjny jest przejawem pewnej próżności politycznej i że prawdziwym problemem dla Europy są nie ci, którzy go odrzucają, ale ci, którzy go wymyślili. Przeżywamy zatem pewien szczyt debaty europejskiej; nie wydaje się prawdopodobne, by ktokolwiek zgodził się na przeprowadzenie drugiej części Konwentu Europejskiego.
Niezamierzonym dowcipem podzielili się goście programu, zaproszeni przez Fundację Schumana, reprezentowaną przez p. Thun. Stwierdzili, że jeżeli nawet traktat jest nieczytelny, zbyt szczegółowy i skomplikowany, to „eksperci - prawnicy wyszkolą młodych ludzi”, którzy będą mogli opowiedzieć innym, co naprawdę jest w traktacie. Była to odpowiedź na postawiony przez Jana Pospieszalskiego problem praktycznej kompletnej nieznajomości zawartości tego dokumentu.
Wojciech Cejrowski przypomniał, że żaden zbyt skomplikowany system nie może - z definicji - dobrze działać. Odwoływanie się zaś do decyzji ludzi, którzy nie interesują się zawartością treściową konstytucji, bo przytłacza ich język, bełkotliwy styl, nadmiar szczegółów - nie są więc w stanie ani nie mają ochoty zrozumieć tego, co się im podsuwa do akceptacji - jest z góry skazane na porażkę. Pytanie p. Cejrowskiego: „Panie i panowie! Komu to służy?” można zatem uznać za pointę wieczoru.
Pomóż w rozwoju naszego portalu