Słucha, słucha, wstrzymując oddech.
Ten głos jest na pewno Jego.
To On spojrzał raz na nią,
stojącą w tłumie,
tak jak nikt nigdy na nią nie spojrzał?
Jak nikt nigdy jej nie widział, do niej nie mówił?
Na pewno to Jego ręce
wzięły teraz z jej rąk talerz z chlebem,
te same, które kładł na umierających i uzdrawiał?
Na pewno ta twarz -?
Człowiek, którego ukrzyżowali za bunt i bluźnierstwo,
Człowiek, którego ciało znikło z grobu,
Człowiek, o którym mówią, że jakieś kobiety
widziały Go żywego?
Ci, którzy obcego przyprowadzili,
jeszcze nie rozpoznają, z kim siedzą przy stole,
ale ona, w kuchni, biorąc dzban z winem,
żeby zanieść, czarna służąca, nasłuchująca
chciwie,
wraca do nich i widzi
światło dokoła Niego.
I jest pewna.
(Przełożył Czesław Miłosz; Julia Hartwig, Dzikie brzoskwinie. Antologia poetek amerykańskich, Warszawa 2003, Wydawnictwo Sic!, s. 97-98)
Pomóż w rozwoju naszego portalu