O ile będzie wolne miejsce...
Cóż, jedno jest pewne jak amen w pacierzu, że kiedyś musi przyjść kres naszej ziemskiej próby i trzeba będzie stanąć przed obliczem Boga z bagażem naszych uczynków. One to, po „zważeniu”,
uczynią nas szczęśliwymi mieszkańcami Jego domu - bądź nie.
Stało się w pewnej katolickiej rodzinie, iż Pan powołał do wieczności męża, ojca i dziadka w jednej osobie. Odejście bliskiego zawsze jest bolesne, jednak wiara w życie wieczne łagodzi ból. Również
konieczna krzątanina przy załatwianiu niezbędnych formalności związanych z przygotowaniem pogrzebu każe oderwać się na te chwile od żalu, że to już... Małżonka zmarłego po wydaniu niezbędnych dyspozycji
doszła do wniosku, iż na szarfie chciałaby dodać kilka, bardzo osobistych, słów. Telefon do zaprzyjaźnionej kwiaciarni miał załatwić ten drobiazg.
- Proszę na moim wieńcu dopisać: Spotkamy się w niebie. O ile tam będzie jeszcze miejsce - zastrzegła - mając świadomość, iż może już być przygotowany zwyczajowy napis. Zlecenie
przyjęto bez uwag.
Kiedy po cmentarnej uroczystości żałobnej złożono kwiaty, na pierwszym miejscu piękniał gustowny symbol miłości i pamięci od żony, na którego wstędze srebrzyły się zdania: „W ostatniej drodze
żegna pogrążona w bólu żona. Spotkamy się w niebie. O ile tam będzie jeszcze miejsce.”...
Bądźmy pewni, że miejsc w domu Ojca jest nadal wiele.
Na podstawie zasłyszanej autentycznej historyjki opisał:
Czekamy na następne listy Czytelników „Niedzieli”. Może podzielicie się Państwo z nami swoimi przeżyciami i opiszecie spotkania czy rozmowy, które pozwoliły Wam szczerze się uśmiechnąć...
Redakcja
Pomóż w rozwoju naszego portalu