"Kapłan nie może zapomnieć, że służy przede wszystkim Chrystusowi"
- tymi słowami i z tą świadomością 11 lipca br., po trzynastu latach
służby kapłańskiej w parafii w Nasutowie, z licznie przybyłymi wiernymi,
żegnał się proboszcz - ks. kan. Henryk Olech.
Kościółek w Nasutowie bez przesady można określić mianem
jednego z najpiękniejszych, jeżeli nie w Polsce, to z pewnością na
Lubelszczyźnie. Z zewnątrz przykuwa oko styl dworku szlacheckiego,
by po przekroczeniu progów tej niezwykłej świątyni, zadziwić iście
baśniowym wnętrzem, rodem z "opowiadań z tysiąca i jednej nocy".
Jednocześnie architektura tej budowli nie zatraca nic z atmosfery
modlitwy, dzięki wkomponowanym w jej wystrój licznym symbolom liturgicznym.
Tymczasem, jeszcze trzynaście lat temu, stała w tym miejscu
tylko niewielka kapliczka, wybudowana przez poprzedniego nasutowskiego
proboszcza - ks. Mariana Kęcika (który to kapłan z powodu swojej
zbytniej aktywności duszpasterskiej w wiadomych czasach musiał emigrować
do Stanów Zjednoczonych). "Gdy Mazowiecki doszedł do władzy, dostałem
polityczne pozwolenie na budowę nowej kaplicy w miejscu starej i
wtedy już nikogo nie pytałem, tylko budowałem kościół." - opowiada
ks. Henryk Olech. "Pierwszy odpust odbył się w samych obrysach ław
fundamentowych nowego kościoła. Później już trzymaliśmy się tej tradycji
-liturgię odpustową przenosiliśmy do przyszłych wnętrz kościelnych,
bez względu na to czy mury były w połowie, czy kościół jeszcze nie
posiadał dachu - zawsze na takim etapie, na jakim była budowa." -
opowiada Ksiądz Proboszcz. Jednak to, co po latach pozostaje przyjemnym
wspomnieniem, kosztowało wiele trudu i wysiłku: "Na początku nie
było praktycznie nic - szat liturgicznych, paramentów. Wraz z budową
kościoła jednocześnie od podwalin musieliśmy uruchomić całą parafię.
Dlatego właśnie budowa kościoła trwała osiem lat." - wyjaśnia ks.
Henryk.
Parafia w Nasutowie została opatrzona wezwaniem Matki Boskiej
Królowej Polski. Wiąże się to z historią tej miejscowości. Otóż podczas
II wojny światowej ukrywał się tutaj ks. Stefan Wyszyński, Późniejszy
Prymas Tysiąclecia. Właśnie to jego wielkie zawierzenie Maryi stało
się inspiracją dla tutejszych mieszkańców. "Przy wystroju wnętrza
mieliśmy taką koncepcję, aby kierując się tytułem Matki Boskiej Królowej
Polski, zawsze pokazać tych dwóch Polaków - Prymasa Tysiąclecia i
Jana Pawła II - którzy zawierzając Maryi w życiu osiągnęli bardzo
wiele." - wyjaśnia Ksiądz Proboszcz. Właśnie ten motyw znajduje się
w kościelnych witrażach oraz został utrwalony w trzech dzwonach,
których poświęcenia 10 lipca br. dokonał bp Ryszard Karpiński.
"1 września 1989 r. witaliśmy Cię, Księże Kanoniku, w starej,
skromnej kaplicy. Obiecałeś wtedy, że jeśli tylko będziemy tego bardzo
chcieli i potrafimy współdziałać, to wkrótce na jej miejscu powstanie
piękna świątynia." - tymi słowami, podczas uroczystej Mszy św. żegnał
proboszcza Stefan Gospodarek, przedstawiciel Rady Parafialnej. Ksiądz
Proboszcz słowa dotrzymał, dlatego był tak ceniony przez mieszkańców
Nasutowa, a przez to tym trudniejsze było rozstanie. Dlatego obok
Rady Parafialnej ks. Henryka żegnali również nauczyciele z miejscowej
Szkoły Podstawowej, za opiekę duszpasterską dziękowali przedstawiciele
dwóch chórów działających przy parafii oraz ministranci, darzący
swego opiekuna wręcz synowskim uczuciem: "Ksiądz Proboszcz zawsze
pozostawiał nam duże pole do popisu, dużo swobody. Patrzył na nas
jak ojciec - wolał abyśmy uczyli się na własnych błędach, a interweniował
tylko w razie konieczności." - wyjaśnił przyczynę tej szczególnej
więzi jeden z ministrantów. Były przemówienia, podziękowania, życzenia,
a nawet wiersze - młoda, uzdolniona parafianka Joasia Stepanow wygłosiła
wierszyk własnego autorstwa - i łzy, czy to wzruszenia, czy to żalu.
Dzień wcześniej swojego proboszcza żegnały dzieci, wręczając mu cukierki
i laurki oraz pierogi z serem, za którymi ks. Henryk przepada. Dziękowały
mu za naukę w szkole, organizowanie wakacji i imprez dziecinnych,
ale przede wszystkim za niezapomnianą, w ich ocenie mistrzowską,
jazdę na hulajnodze.
Pożegnanie ks. Henryka Olecha, które zgotowali mu wierni
z nasutowskiej parafii świadczy o tym, że zapisał się w ich sercach
nie tylko jako budowniczy kościoła, ale przede wszystkim jako budowniczy
wspólnoty parafialnej - Kościoła ludzkich serc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu