Wzywano ją do pracy w środku nocy, zmuszano do pracy w nadgodzinach, żeby nie zemdleć ze zmęczenia przysypiała na zapleczu, na skrzynkach z warzywami, na jej oczach poroniła jedna z kobiet, której kazano nosić ciężary. To nie fragment południowoamerykańskiej telenoweli o wyzysku niewolników, ale polska rzeczywistość. Polska dowiedziała się, jak traktowani są pracownicy wielkich sklepów, bo jedna zadziorna kobieta poszła z tym do sądu. Chciała, by potraktowano ją wreszcie jak człowieka, a nie wyrobnika, który powinien bić pokłony, że w kraju o 3-milionowym bezrobociu ma „robotę”; który powinien wiecznie drżeć, że straci zatrudnienie, bo na jego miejsce czekają tabuny mniej kapryśnych; który winien bez szemrania wykonywać każde nawet najbardziej upokarzające polecenie, bo inaczej won...
Byli pracownicy nazywają supermarkety obozami pracy. Bieda skutkuje brakiem wyboru. Jeśli chcesz przetrwać, musisz zacisnąć zęby, żeby brać, co wpadnie w ręce. Bożena Łopacka, kasjerka w sieci „Biedronka”, wspomina, że przez to zaciskanie zębów mało nie rozleciała się jej rodzina. Zrobiła więc rzecz nierozsądną na pierwszy rzut oka - zwolniła się z pracy. Potem podjęła decyzję z pozoru równie szaloną jak ta pierwsza - poszła „na wojnę” z dawnym pracodawcą, by pokazać innym wykorzystywanym, upokarzanym, straszonym pracownikom, że w tym murze jest furtka, że można pokazać, gdzie raki zimują draniom od pomnażania zysków i maksymalizacji efektów pracy kosztem człowieka, któremu za harówkę płaci się grosze.
Firma Jeronimo Martin Dystrybucja, do której należy „Biedronka”, utrzymuje, że jako pracodawca nie może sobie nic zarzucić. Łopacka z kolei udostępniła w mediach swój prywatny numer telefonu, by pomóc innym wyzyskiwanym. Ponoć aparat nie milknie. Ludzie boją się jeszcze podawać nazwisk, ale proszą o wzór pozwu do sądu. Jeśli będzie więcej odważnych i bezkompromisowych, może pracodawcy zaczną przestrzegać prawa pracy, gdzie zapisano także poszanowanie godności człowieka.
A tak na marginesie - nasze święte oburzenie złym traktowaniem pracowników przez pracodawców, satysfakcja z orzeczenia elbląskiego sądu pracy nie do końca są - delikatnie mówiąc - szczere. Lepszym znacznie określeniem jest - hipokryzja. Bo te wszystkie pożałowania godne praktyki dzieją się za przyzwoleniem części z nas. Tej części, której na pracy tych „handlowych świątyń” w niedzielę tak bardzo zależy. Bo się w niedzielę nudzimy, bo nie wiemy, jak inaczej sprawić rodzinie frajdę, bo trzeba się gdzieś w wolny dzień ruszyć, przewietrzyć modne ciuchy, spotkać znajomych, pooglądać rzeczy, które kupimy, jak dostaniemy wreszcie pożyczkę...
Warto się nad tym zastanowić, gdy po lub przed niedzielną Mszą św. zaplanujemy kolejną wyprawę do supermarketu...
Pomóż w rozwoju naszego portalu