Na zaproszenie Siostry Beaty i ks. Marcina Chudzika tygodniową katechezę misyjną w I Liceum Ogólnokształcącym im. T. Kościuszki w Bielsku Podlaskim prowadził o. Tadeusz Bazan ze Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów, od 1975 r. pracujący na misjach w Rwandzie. Przebywał w Polsce na urlopie zdrowotnym, po którym powrócił do Rwandy.
TADEUSZ SZERESZEWSKI: - Proszę przybliżyć historię swojego powołania misyjnego.
O. TADEUSZ BAZAN: - Gdy wstąpiłem do Seminarium Duchownego,
nasze Zgromadzenie Księży Pallotynów nie prowadziło jeszcze misji.
Jako klerycy założyliśmy Koło Misyjne i modliliśmy się o powołania
misyjne. Modlitwy zostały wysłuchane, bo pewnego dnia przyjechał
do naszego Zgromadzenia ksiądz biskup z Rwandy i zaprosił nas do
pracy duszpasterskiej na misjach. I tak się zaczęło. Zaangażowanie
misyjne rodzi się faktycznie w Seminarium. Myśl powstała po przyjeździe
biskupa z Rwandy zaczęła się przekształcać w realność. Pierwsza grupa
naszych księży wyjechała już w 1973 r. Dwa lata później, w 1975 r.
przyjąłem święcenia kapłańskie i był to rok przełomowy dla misji,
albowiem na misje wyjechały aż dwie grupy naszych księży. Grupa pierwsza
liczyła 13, a druga 4 księży, wśród których wyjechałem także i ja.
Pierwsze placówki misyjne miejscowy biskup przekazał
polskim Pallotynom w Mugombwa i Kansi w diecezji Butare oraz w Musaka
i Kigali w diecezji Kigali i w Rumango w diecezji Kabwayi. Parafia
Kinoni, w której pracowałem, położona jest w diecezji Ruhengeri.
Posługę biskupią w diecezji sprawuje bp Kizito.
- Jakie były początki pracy i dostosowanie się Ojca do nowych warunków?
- Mój wyjazd był odpowiedzią na wcześniejszą prośbę biskupa. W Rwandzie zostałem bardzo serdecznie przyjęty, szczególnie przez najbiedniejszych. Oni bardzo szybko zobaczyli, że przybywamy do Rwandy całkowicie bezinteresownie, po to, aby im pomagać i być do ich dyspozycji. Najpierw, po wstępnym przygotowaniu na kursie, kontynuowałem naukę języka francuskiego. Otrzymałem kościół wraz z plebanią. Trzeba było go wprawdzie gruntownie remontować, bo był w bardzo zniszczony. Dopiero wówczas mogłem pełniej prowadzić pracę duszpasterską i formować laikat. Dotarłem nawet do drukarni i poprzez wydawane tu publikacje łatwiej mi było dotrzeć do wiernych i rozbudzać wśród nich rodzime powołania. Mamy już 18 księży rwandyjczyków, są nawet i księża z Zairu. Kościół katolicki w Rwandzie przed moim przybyciem był już w pełni ustrukturyzowany. A jego struktura jest wszędzie taka sama. Parafie należą do diecezji, a pracą w diecezji kieruje biskup. Biskupi tworzą Konferencję Episkopatu. W większych parafiach obok proboszcza pracują księża wikariusze i siostry zakonne, które prowadzą rozległą apostolską działalność.
- Jak wygląda opieka zdrowotna w Rwandzie?
- Sytuacja zdrowotna w krajach misyjnych jest bardzo trudna, a niekiedy wręcz tragiczna. Przede wszystkim choroby przenoszone przez insekty, malaria i AIDS dziesiątkują Afrykańczyków. Poza tym ciągle wybuchają walki międzyplemienne bądź bratobójcze. Przy tak trudnej sytuacji brak jest pomocy i zainteresowania ze strony bogatej północy, Europy Zachodniej czy Ameryki. Taki obraz Afryki niestety nie napawa nas - misjonarzy optymizmem.
- Proszę przedstawić sposoby finansowania misji?
- Istnieje szereg organizacji kościelnych wspierających naszą pracę, zwłaszcza "Missio", "Misereo". Prowadziłem niejednokrotnie rozmowę z przedstawicielami tych organizacji. Z przykrością muszę powiedzieć, że ostatnio na prośbę udzielenia pomocy mojej parafii, w odpowiedzi słyszałem, że Afryka otrzymała już znaczną pomoc i powinna radzić już sama. Potrzeby są bardzo duże, a pomoc jest ciągle rozdzielana, szczególnie tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Przed przyjazdem do Polski, poza pracą duszpasterską, prowadziłem także wykłady z eklezjologii w dwuletniej Szkole Katechetycznej w Ruhangeri, gdzie kształcą się przyszli katecheci. Od 1995 r. współpracuje z Siostrami Pallotynkami i innymi polskimi zgromadzeniami, Ruchem Solidarności " Maitri" solidaryzującym się z ubogimi III świata, szczególnie z ocalonymi po rwandyjskiej rzezi. To "Dzieło Pomocy dla Sierot" dociera do tych dzieci za pośrednictwem naszych sióstr i księży misjonarzy.
- Jaki jest współczesny obraz rodziny rwandyjskiej?
- Na rwandyjską rodzinę trzeba najpierw spojrzeć z punktu widzenia historycznego. Było w niej niejednokrotnie od 8 do 10 dzieci. Występowały też rodziny poligamiczne. Dziś na szczęście jest to w zasadzie już historia. Stąd też nie spotykałem się z takimi rodzinami. Współczesne małżeństwa mają troje, czworo dzieci. Wynika to w pewnym stopniu ze wzrostu świadomości społecznej wielu rodzin. Dziś młodzież jest nadzieją kontynentu, nie może powracać do historycznych, narzuconych form cierpienia i zniewolenia, które stanowiły bolesną kartę Czarnego Lądu. Dostrzega potrzebę odrzucenia ekonomi politycznej opartej na rządach przemocy ze strony władz, opowiada się za cywilizowanym państwem opartym na ogólnoświatowych prawach do życia. Nie ma tu żadnych świadczeń socjalnych, choć obywatele płacą podatki do budżetu państwa. Młodzi często oddzielają się od rodziców, choć oczywiście więzy plemienne i klanowe są bardzo mocne i trwają w dalszym ciągu. Wiek do małżeństwa dla kobiety to 18 lat, dla mężczyzny 21 lat, zaś średni wiek życia rwandyjczyków to 45 lat.
- Na czym polega "Adopcja Serca?"
- Organizujemy program pomocy pod nazwą "Adopcja
Serca". W ramach tego programu wspomagamy ośrodki dla zagłodzonych
dzieci, gdzie poprzez dożywianie ratujemy je często od śmierci. Istotę
tej pomocy stanowi symboliczne zaadoptowanie takiego wyleczonego
już dziecka przez objęcie nad nim indywidualnego czy grupowego patronatu
przez ofiarodawców zagranicznych, w tym także z Polski. W praktyce
wygląda to tak, że indywidualne osoby, rodziny, klasy, wspólnoty,
parafie deklarują chęć i regularnie, co miesiąc wpłacają na pomoc
dziecka czy kilkorga nawet dzieci kwotę równowartości 15 dolarów.
Po jakimś czasie wpłacający mogą otrzymać informacje o dziecku oraz
jego zdjęcie. W wielu przypadkach adopcyjni rodzice nawiązują z dzieckiem
korespondencję. Jest to zarówno wyraz wsparcia finansowego i duchowego.
Dziecko wówczas wie, że ktoś się o nie troszczy, o nim myśli i za
nie się modli, adopcyjni zaś rodzice dowiadują się o jego życiu,
sytuacji i problemach.
W "Adopcję Serca" włączają się ludzie dobrej woli, albowiem
jest ona solidarnością ponad wszelkimi podziałami politycznymi, kulturowymi,
rasowymi i politycznymi. Jest ona wyłącznie życzliwym przyjęciem
małego Afrykańczyka do polskiej rodziny, pomimo, że pozostaje ono
nadal w swojej rodzinie i ojczyźnie.
- Z jakimi wrażeniami Ojciec wyjeżdża po tygodniowej katechezie z naszego Liceum?
- Młodzież z I Liceum zafascynowała mnie wielką wrażliwością
i współczuciem dla przedstawionych problemów Afryki. Podczas katechezy
była bardzo skupiona i zainteresowana, miała bardzo dużo pytań. Odczuwałem
atmosferę pewnej zadumy i powagi, szczególnie po obejrzeniu filmu
Dzieci Afryki. We wszystkich szkołach, w których już byłem wywarła
na mnie najlepsze wrażenie. Cieszy mnie również to, że w szkole było
również zainteresowanie ze strony nauczycieli, którzy wysłuchali
także katechezy. Powód do radości jest tym większy, że klasa II d
podjęła "Adopcję Serca".
* * *
Wraz z Ojcem Tadeuszem równolegle katechezę w Gimnazjum
i Szkole Podstawowej nr 1 i w Zespole Szkół Rolniczych prowadziły
Siostry, które podzieliły się swoimi refleksjami przedstawiając także
Zgromadzenie oraz swojego Założyciela.
Należymy do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Założycielem
jest abp. Wincenty Kluczyński, a współzałożycielką m. Bronisława
Stankowicz. Zgromadzenie powstało ponad sto lat temu w 1889 r. w
Wilnie, będącym wówczas pod zaborami. W tym czasie praca apostolska
w szkole, szpitalu i innych ośrodkach była zabroniona przez władze
carskie i nasze siostry nie mogły pracować w habitach, a księża w
sutannach. Stąd głównym zdaniem sióstr była pomoc kapłanom w pracy
apostolskiej oraz praca wszędzie tam, gdzie nie mogły pracować siostry
w habitach, czy księża. Zgromadzenie funkcjonowało w ukryciu. Siostry
oprócz zwykłych ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa składały
także ślub milczenia przynależności do Zgromadzenia. Tym to sposobem
mogły pracować w różnych zawodach w czasach powojennych i w okresie
komunizmu, kiedy majątki kościelne były odbierane Zgromadzeniom zakonnym
i Kościołowi.
W pewnej miejscowości inspektorem oświaty była nasza
siostra. Niestety, przedszkola zostały odebrane siostrom habitowym (
szarytkom). W tej sytuacji Siostra inspektor zaprosiła do pracy osoby
świeckie, choć w rzeczywistości były to siostry z naszego Zgromadzenia.
Pracowały one w tym przedszkolu, począwszy od dyrekcji poprzez sprawowane
różne funkcje. Bezhabitowa cecha zakonu przetrwała do dzisiaj. I
dziś, podobnie jak w przeszłości, pracujemy w różnych zawodach. W
szkole uczymy nie tylko religii, ale także matematyki, historii i
przedmiotów zawodowych. Pracujemy również jako pielęgniarki, prowadzimy
niepubliczne przedszkole w Tłuszczu k. Warszawy, w którym to kilkoro
dzieci przyjętych jest zawsze gratisowo, a niektóre dzieci uiszczają
znacznie niższe opłaty.
Nasz macierzysty dom powstał w Wilnie przy ul. Trockiej.
Po wojnie został odebrany Zgromadzeniu i Kościołowi. W tej chwili
prowadzimy sprawy związane z jego zwrotem, choć procedura jest niezwykle
długa.
Po wojnie Siostry przeniosły się do Konstancina-Jeziorny
k. Warszawy - Chylic. Jest nas ok. 160. Jesteśmy w różnych miastach.
Najwięcej pracuje nas w Warszawie. W Ząbkach k. Warszawy współpracujemy
z Księżmi Pallotynami. Mamy swoje domy w Częstochowie, Zakopanem
i Gdyni. Jesteśmy w Wilnie, na Białorusi i na Ukrainie. Pracujemy
również w Moskwie i w Pradze u kard. M. Vlka. Dwanaście naszych sióstr
pracuje w Afryce - Rwandzie, Kongo i Kamerunie (3 w Kamerunie, 3
w Zairze, pozostałe w Rwandzie).
- A jaki jest wiek przyjęcia kobiet do Zakonu?
- Prawo ściśle określa wiek kandydatki, górną granicą jest 35 lat. Nasza formacja zakonna jest podobna jak w innych zgromadzeniach. Poprzedza ją postulat i dwa lata nowicjatu. Składamy początkowo śluby na 1 rok, przedłużamy dwukrotnie na rok i na dwa kolejne lata. Po pięciu latach ślubów czasowych składamy śluby wieczyste. Wraz z formacją zakonną odbywamy formację intelektualną i apostolską. Wiele naszych sióstr studiuje, najczęściej na Uniwersytecie kard. S. Wyszyńskiego, a także na uczelniach świeckich.
- Powróćmy do tematyki katechezy.
- Tematyka jest misyjna. Polega ona na wyjaśnieniu
czym są misje, kto może zostać misjonarzem, jak wygląda przygotowanie
kandydatów do wyjazdu. Wreszcie, kto może wyjechać - czy tylko ksiądz
i siostra zakonna, czy także osoba świecka? W Warszawie jest Centrum
Informacji Misyjnej. Złożonych jest tam już ok. 800 podań. Ich autorzy
czekają na wyjazd na misje. Na całym świecie jest 1996 misjonarek
i misjonarzy pochodzących z Polski.
Uświadamiamy młodzieży, że Kościół ze swej natury jest
misyjny. Stąd też mówimy o misjach na przykładzie naszych Sióstr
i Księży Pallotynów pracujących w Rwandzie. A poprzez Księży Pallotynów
mamy dobry kontakt z innymi krajami afrykańskimi. Przybliżamy dzieciom
i młodzieży możliwości niesienia pomocy misjom. Mówimy o Adopcji
Serca i Dziecka. Chcemy zasiać ziarno modlitwy w każdej klasie. Dlatego
tam gdzie prowadzimy katechezę, zostawiamy kolorowy różaniec misyjny.
Każdy kolor oznacza inny kontynent.
Młodzież włącza się w modlitwę różańcową. Na naszym różańcu
kolor zielony symbolizuje kontynent afrykański ze względu na zielony
busz, czerwony - Amerykę Południową, biały - Europę, niebieski -
Australię i Oceanię, a kolor żółty - Azję.
W modlitwie są ujęte wszystkie kontynenty. Inną formą
jest tzw. patronat misyjny. Uczeń może być patronem duchowym dla
konkretnego misjonarza. Na obrazku, który przekazujemy osobom zainteresowanym,
a także klasie zostaje wpisane nazwisko osoby, za którą zobowiązujemy
się modlić. Mamy wielu misjonarzy z Rwandy, z Wybrzeża Kości Słoniowej,
Wenezueli, Kolumbii, Kenii, za których wielu już się modli. Inni
ciągle na tę modlitwę oczekują.
- Na czym polega praca Sióstr w Polsce i na misjach?
- Pracujemy w Warszawie przy ul. Skaryszeskiej w
sekretariacie Księży Pallotynów. Jest to pewna forma apostolstwa.
Działalność nasza jest bardzo szeroka. Nie dotyczy tylko katechezy. "
Wieczernik" jest formą rekolekcji dla młodzieży połączonych z wypoczynkiem
i modlitwą. W czasie ferii zimowych prowadzimy turnusy (z Bielska
też uczestniczyło dwóch chłopców). Misyjne rekolekcje są 9-dniowe.
Uwzględniają tematykę poświęconą różnym kontynentom. Turnus zimowy
w Zakopanem poświęcony był Europie i krajom powracającym na drogę
wiary - Ukrainie i Białorusi.
"Spotkania Wieczernika" odbywają się również w Rożnowie
nad Jeziorem Nowosądeckim. Przy tej okazji za pośrednictwem Niedzieli
Podlaskiej zapraszamy do uczestnictwa w naszych formach apostolatu.
Na misjach podstawowym naszym zadaniem jest katechizacja
i prowadzenie ośrodków zdrowia. Kilka naszych sióstr pracuje jako
lekarze prowadząc niewielki szpital. Siostra położna prowadzi oddział
położniczy. Ponadto prowadzony jest przez nas ośrodek dożywiania.
Prowadzimy też szkołę haftu i szycia.
Wojna w 1974 r. w Rwandzie zniszczyła tam działalność
misyjną Kościoła. Nasza pierwsza placówka - Katanga została doszczętnie
zniszczona i nie ma w tej chwili tam sióstr.
Wspomnę jeszcze o bardzo przykrym incydencie z czasu
wojny. Siostra Maria podróżowała samochodem z ośrodka szycia z kobietą
rwandyjską i jej córką do jednej z wiosek. Po drodze zatrzymywały
ich patrole wojskowe. Choć ostatni patrol pozwolił jechać dalej,
to po chwili oddał strzały w kierunku odjeżdżającego samochodu. Siostra
do dziś pamięta twarz strzelającego do niej żołnierza. Na szczęście
kula w szybie nie spowodowała nic groźnego, choć samochód był dalej
ostrzeliwany ze wszystkich stron. Siostra została ranna. Właściwie
na samych felgach dotarła z trudem do biskupstwa. Została opatrzona
jej zraniona noga. Nie mogła pozostać w Rwandzie. Leczyła się w Polsce.
Dla siostry był to znak działania Boga i szczególnej opieki aniołów.
Podobne przypadki przeżyli nasi misjonarze. Siostry były nawet świadkami,
zastrzelenia księdza w czasie Mszy św. Z racji bezpieczeństwa musiały
opuścić Afrykę. Praca misyjna była i jest bardzo trudna.
- A jak wygląda obecnie praca Sióstr na misjach w Rwandzie?
- Wcześniej miałyśmy dom w Brukseli i swoją pensję
przeznaczałyśmy na pomoc misjom. Niestety, trzeba było zrezygnować
z pracy w tym domu. Na Sekretariacie spoczywa troska o utrzymanie
misji. To dzięki ofiarom ludzi, tacom, akcjom, organizacjom zachodnim,
z którymi na misjach mamy bezpośredni kontakt funkcjonujemy. Rozwijamy
współpracę z organizacją "Lekarze bez granic", która leczy Afrykańczyków.
Na terenie Rwandy Siostry prowadzą Dom Formacyjny dla
dziewcząt w Kabuga stanowiący bazę dla dziewcząt wstępujących do
Zgromadzenia. Z powodu wojny w 1997 r. nie prowadzimy domu w Tamugenga.
Wojna zbyt mocno zniszczyła te tereny.
W Rwandzie w Nankyjana mamy kilka postulantek. Jedna
z nich ma 30 lat. Tak długo czekała na przyjęcie do Zgromadzenia
z powodu trwania wojny. Pochodzi z Kampaga, tam trwała wojna i proces
jej przygotowania został wstrzymany. Ponadto jednym z warunków przyjęcia
jest posiadanie wykształcenia średniego.
- Jakie są wrażenia Sióstr z prowadzonych katechez i pobytu w Bielsku Podlaskim?
- Pierwszy raz zdarzyło nam się pracować w środowisku ekumenicznym, gdzie według statystyk nawet nieznacznie dominuje prawosławie. Prowadziłam katechezę w Zespole Szkół Rolniczych. Dostrzegam zainteresowanie problematyką misyjną, chociażby z różnorodności stawianych pytań. A doświadczenia w naszej pracy mamy bardzo różne. Z przyjemnością stwierdzam, że w Bielsku Podlaskim młodzież jest bardzo dobrze wychowana i taka Boża. Nawet prawosławni byli zainteresowani nasza katechezą, prosili o obrazki, zapewniali, że będą modlić się za misje. Z podpowiedzi Siostry, która katechizowała w Gimnazjum i Szkole Podstawowej to co mówię znajduje w pełni potwierdzenie. Było to w pewnym stopniu coś nowego, dopełniającego do prowadzonej orientacji misyjnej odbywającej się w ramach miejscowych katechez. Dużym zainteresowaniem cieszyła się "Adopcja Serca". Należy ją propagować, gdyż można w ten sposób pomóc dzieciom potrzebującym.
- Dziękuję Ojcu i Siostrom za przedstawienie młodzieży problematyki misyjnej i rozmowę. W imieniu Księdza Marcina oraz Siostry Beaty i własnym życzę dalszego zaangażowania, błogosławieństwa Bożego w dziele ewangelizacji w kraju i za granicą.
Pomóż w rozwoju naszego portalu