25 listopada 1966 r. był drugim dniem wizyty delegacji watykańskiej
w Polsce. Zgodnie z ustaleniami w dniu poprzednim, przedpołudniowe
spotkanie kard. Stefana Wyszyńskiego z przedstawicielami Stolicy
Apostolskiej było poświęcone ewentualnemu nawiązaniu oficjalnych
stosunków Watykanu z Polską Rzeczypospolitą Ludową. Na spotkanie
przyszedł bp Bronisław Dąbrowski, który pracując w Komisji Wspólnej
Episkopatu i Rządu, orientował się we wszystkich niuansach relacji
pomiędzy Kościołem a rządem w Polsce. Prymas Tysiąclecia zabrał głos
tylko na początku. Po raz kolejny zwrócił uwagę na potrzebę wielkiej
ostrożności przy zawieraniu umów z państwami rządzonymi przez komunistów.
Przypomniał tezy ze swojego przemówienia podczas Soboru Watykańskiego
II w trakcie dyskusji nad dekretem o wolności religijnej. Mianowicie,
że pojęcia takie jak: prawo, państwo, dobro wspólne mają zupełnie
inne znaczenie w Europie Zachodniej i w Bloku Socjalistycznym, w
którym państwo nie zabiega o dobro wszystkich obywateli, ale o dobro
rządzącej partii, prawo nie broni obywateli, ale służy celowości
rewolucji.
Na Soborze - mówił - nie byłem zrozumiany, tak dalece
odbiegamy od siebie, żyjąc w różnych światach. Przyjazd mons. C[asarolego]
może mieć to znaczenie, że stanie się to oczywistsze, w oparciu o
rozeznanie rzeczywistości prawno-administracyjnej. U nas prawo interpretują
nie profesorowie, nie "iuris consulta", ale urzędnicy, mający obowiązek
naginać normy prawne do użyteczności partyjno-ustrojowo-rewolucyjnej.
Stąd przecenianie umów podpisanych może być złudą, gdyż inaczej się
zobowiązują kontrahenci z Zachodu, a inaczej przedstawiciele państwa
socjalistycznego.
Prymas Tysiąclecia odniósł się do układu Watykanu z Jugosławią,
który uważał za minimalistyczny. Tak był on bowiem sformułowany,
że nie pozwalał na żadne ustępstwa ze strony Kościoła w dialogu z
władzami. Praktyka wzajemnych stosunków pomiędzy państwem i Kościołem
pokazywała, że bardzo często Kościół był do takich ustępstw przymuszany.
W takiej sytuacji zagwarantowanie w umowie z rządem minimum praw
stawia Kościół w sytuacji, że każde ustąpienie oznacza rezygnację
z wszelkich praw. Kard. Wyszyński uważał, że taka minimalistyczna
umowa stałaby się dla Kościoła w Polsce szkodliwa.
Potem Prymas Polski był już tylko dochodzącym uczestnikiem
obrad. Musiał bowiem przyjąć osoby zgłoszone wcześniej na audiencję.
Rozmowy prowadzili więc mons. Casaroli i bp Bronisław Dąbrowski.
Dyskutowali na temat obowiązujących norm prawnych dotyczących wolności
religijnej i funkcjonowania Kościoła. Do obiadu bp Dąbrowski i kard.
Wyszyński w tych momentach, w których mógł dołączyć do rozmów z watykańską
delegacją, tłumaczyli Casarolemu, że ustaw wprost wrogich Kościołowi
nie ma, ale są tak sformułowane, że zawsze można z nich wyprowadzić
rozporządzenie czy dekret wrogi. Jednak specyfiką naszych stosunków
jest to, że sprawy Kościoła są regulowane nie drogą ustaw i rozporządzeń,
lecz drogą okólników, zazwyczaj tajnych. O te okólniki nie jest łatwo.
Stąd dla rozeznania sytuacji nie wystarczają ustawy, tylko codzienna
praktyka administracyjna, w której wszechwładny jest Urząd do Spraw
Wyznań.
Zdaje się, że dla Dostojnego Gościa ze Stolicy Apostolskiej,
wychowanego w zasadach demokratycznych, sprawy te były trudne do
zrozumienia. Ich wyjaśnianie bowiem Ksiądz Prymas porównał do poruszania
się po labiryncie. Tak, że nie udało się dokończyć rozmowy na temat
umowy z państwem i trzeba było je przenieść na popołudnie. Kard.
Wyszyński przyszedł na nie ze szczegółowymi propozycjami:
Wysuwam propozycje, - pisał w swoich zapiskach - by Ojciec
Święty wysłał "misję specjalną" do Polski na 2-3 miesiące. Byłaby
ona na razie bez charakteru dyplomatycznego, ale korzystałaby z ochrony
dyplomatycznej. Dwaj albo trzej wysłannicy zamieszkaliby w Nuncjaturze
i mogliby rozpocząć rozmowy z biskupami, z politykami, czy ze świeckimi
katolikami. - Może Rząd poszedłby na taką sugestię. Rozmowy w Warszawie
byłyby korzystniejsze niż w Rzymie, gdyż na miejscu byłoby "poletko
doświadczalne" dla oceny sytuacji. Trzeba pamiętać, że ta ocena jest
możliwa nie przez rozpoznanie przepisów prawa materialnego, ale przez
oglądanie faktów i zdarzeń życia codziennego. [...]
Zanim zaczną się rozmowy o Porozumieniu, należy ocenić
obecny stan prawny, wytworzony przez Konkordat z 1925 r. Wprawdzie
Rząd wypowiedział ten Konkordat, motywując tym, że Stolica Apostolska
przez posunięcia w czasie wojny sama zerwała Konkordat, jednak widocznie
Rząd sam nie wierzy w taką motywację, gdyż nigdy nie wniósł do Sejmu
o ratyfikację jednostronnego wymówienia Konkordatu.
Potem Prymas Tysiąclecia raz jeszcze przedstawił, powtarzając
te same argumenty co dzień wcześniej, swoją wizję ewentualnego przybycia
Ojca Świętego na Pasterkę roku 1966 do Polski. Następne trzy dni
Ksiądz Prymas spędził na Jasnej Górze, gdzie spotkał się ze 130 klerykami
polskich seminariów odbywającymi służbę wojskową. A w niedzielę 28
listopada odprawił Mszę św. dziękczynną za wszelkie łaski Wielkiej
Nowenny, Nawiedzenia Kopii Obrazu Jasnogórskiego i Tysiąclecia Chrztu
Polski.
Tego dnia wrócił do Warszawy i po południu spotkał się
ponownie z delegacją watykańską. Poruszono sprawę przyjazdu Papieża
do Polski. Przedstawiciele Watykanu odrzucili Warszawę jako miejsce
ewentualnej papieskiej Pasterki. Za rzeczywistą trudność uznali warunki
klimatyczne, ukazanie się Ojca Świętego po Mszy św. na wałach musiałoby
być krótkie, by nie narażać zdrowia Papieża.
Do różnicy zdań między kard. Wyszyńskim a mons. Casarolim
doszło przy omawianiu sprawy umowy z państwem. Prymas Polski uważał,
że wstępne rozmowy z władzami na ten temat powinny zacząć się dopiero
po zapoznaniu się Pawła VI z relacją delegacji watykańskiej. Mons.
Casaroli uważał natomiast, że czas nagli i trzeba już teraz rozpocząć
dyskretne rozmowy. Mimo wymiany argumentów każdy z nich nieodmiennie
trwał przy swoim stanowisku. W takiej sytuacji Ksiądz Prymas zadecydował,
że ks. Henryk Goździewicz nawiąże kontakt z członkiem KC Andrzejem
Werbalnem, z którym mons. Agostino Casaroli rozmawiał już wcześniej
w Rzymie. Casaroli uważał Werblana za człowieka godnego zaufania.
Następnego dnia ks. Goździewicz o godzinie dziesiątej
rozmawiał z Andrzejem Werblanem w gmachu Sejmu. Ustalił, że do spotkania
z delegacją watykańską dojdzie w gmachu Komitetu Centralnego jeszcze
tego samego dnia wieczorem.
O godzinie dziewiętnastej pod pałac arcybiskupów warszawskich
po delegację Stolicy Apostolskiej zajechał, przysłany przez Werblana,
samochód. Po dwóch godzinach przedstawiciele Stolicy Świętej powrócili
i zdali relację z rozmowy. Przede wszystkim Werblan był nieco inny
w Rzymie, chociaż grzeczny, to jednak bardzo "chłodny". Był także
zaskoczony pobytem delegacji watykańskiej w Warszawie. Chociaż Werblan
tego nie powiedział wprost, mons. Casaroli odniósł wrażenie, iż uważał
on, że powinien być głównym informatorem Papieża o sytuacji w Polsce.
W sprawie przyjazdu Papieża do Polski stanowisko Werblana, a więc
i partii, było jednoznaczne: Nie, stoimy na stanowisku zajętym w
maju. [...] Przyjazd Papieża obecnie byłby aprobatą linii politycznej
Episkopatu.
Łatwo sobie wyobrazić zaskoczenie mons. Agostino Casarolego,
który wcześniej słyszał zupełnie inne deklaracje. Nie pozostało mu
nic innego, jak stwierdzić: Widzę, że sytuacja jest jeszcze gorsza,
groźniejsza, bardziej skomplikowana, niż myślałem.
Dla Księdza Prymasa była to nad wyraz gorzka satysfakcja,
że życie raz jeszcze potwierdziło, że nie przesadzał, pokazując sytuację
Kościoła w Polsce.
Dzień zakończył weselszą refleksją:
Ludzie przyszłości muszą się wyspać. Obecnie p. Werblan
składa relację swemu przyjacielowi p. Kliszko, a on p. Gomułce. My
pójdziemy spać, a oni będą radzili całą noc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu