Przy okazji strajku w szczecińskich zakładach "Odra" obiegła
kraj informacja, że ponad 60% pracowników w Polsce dostaje wynagrodzenie
z przynajmniej miesięcznym opóźnieniem, a w wielu przypadkach opóźnienie
to sięga kilku miesięcy.
Jeśli problem ten dotyczy ponad 60% pracowników, to trudno
już właściwie mówić o "przypadkach" - to po prostu reguła, od której
regularne wypłaty wynagrodzenia są wyjątkiem.
Skala tego problemu obnaża fikcję funduszu świadczeń
pracowniczych, którego środki są wprost śmiesznie skromne, by wyrównać
powstające zaległości płatnicze; pikanterii tej sprawie nadaje fakt,
że sami pracownicy funduszu nie skarżą się na płatnicze opóźnienia
w pobieraniu własnych pensji... Skala problemu pokazuje także bezradność
państwowej inspekcji pracy i całego ustawodawstwa. Tymczasem dokonane
ostatnio przez rząd Millera i parlament poprawki w prawie pracy starannie
ominęły ów wielki problem...
Sami pracownicy, pośród czynników utrudniających prowadzenie
działalności gospodarczej, nowelizację prawa pracy wymienili na odległym
jedenastym miejscu. Ich zdaniem czynnikami najbardziej negatywnymi
dla rozwijania działalności gospodarczej (więc i zmniejszenia bezrobocia)
są niebywale wysokie koszty pracy (wynikające głównie z przymusu
podatku ZUS i innych wysokich podatków).
Powszechnie już wiadomo, że proces akcesyjny Polski do
UE skutkuje właśnie dalszym podnoszeniem w Polsce kosztów pracy.
To zatem, co obserwujemy na rynku pracy - wysokie bezrobocie i powszechne
już niemal zaległości płatnicze pracodawców wobec pracowników - jest
jednym ze skutków ubocznych spełniania kolejnych warunków dostosowawczych,
dyktowanych przez Unię Europejską.
Potwierdzeniem tej diagnozy jest bezsporny fakt, że Unia
Europejska nie podyktowała jak dotąd Polsce żadnego "eurostandardu"
dotyczącego właśnie pożądanej regularności wypłat pracowniczych wynagrodzeń!
Wśród tylu warunków, postawionych polskiemu ustawodawstwu (ponad
90 ustaw dostosowujących, i to jeszcze przed referendum) - ani jednego
warunku, dyktowanego potrzebą ochrony wypracowanego wynagrodzenia?
Jak to rozumieć? Czyżby tak właśnie, że "w tym szaleństwie jest metoda":
metoda na pauperyzację społeczeństwa polskiego, by dyktować mu jeszcze
twardsze "warunki akcesyjne"?
W tym kontekście postulat znacznego obniżenia obciążeń
podatkowych obywateli, a zwłaszcza obniżenia kosztów pracy, nabiera
pierwszorzędnego znaczenia. Niestety, nie wydaje się, by SLD-owskie
kierownictwo nawy państwowej miało odwagę i wolę podjęcia takich
niezbędnych decyzji. Przeciwnie: pod pretekstem "budowy autostrad"
rząd zaproponował ostatnio nowy podatek (ok. 200 zł rocznie), którym
obciążyć chce wszystkich kierowców...
Nie da się ukryć, że i ten nowy podatek podniesie koszty
pracy, więc i zwiększy bezrobocie, gdyż gospodarka to system naczyń
połączonych.
Widać, że są dwie polityki rządu: jedna na pokaz, polegająca
na werbalnych deklaracjach i działaniach pozornych - druga, rzeczywista,
polegająca na "oskubywaniu" dochodów obywateli gdzie się da i jak
się da; a to podatkiem bankowych oszczędności, a to nowym podatkiem
drogowym... Czym jeszcze?
Pomóż w rozwoju naszego portalu