Ze spokojem przyjęła zawód miłosny i to, że dostarczone jej z trudem lekarstwo, które mogło ocalić życie – ktoś ukradł. Zmarła tuż po wojnie w wieku 33 lat z powodu wyniszczenia organizmu. O historii tej młodej kobiety, której proces beatyfikacyjny rozpoczął się w diecezji tarnowskiej oraz o jej przesłaniu dla nas, współczesnych chrześcijan, mówi w rozmowie z KAI postulator procesu beatyfikacyjnego, ks. prof. Stanisław Sojka.
Publikujemy treść rozmowy:
Pomóż w rozwoju naszego portalu
KAI: Jak wyglądało dzieciństwo Stefanii Agnieszki Łąckiej?
- Była córką Antoniego i Agnieszki z domu Cisło. Urodziła się w święto Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 1914 r. w Woli Żelichowskiej w parafii Gręboszów, w powiecie Dąbrowa Tarnowska na terenie diecezji tarnowskiej. Sakrament Chrztu otrzymała 8 stycznia 1914 r. w kościele parafialnym w Gręboszowie. Była trzecim i ostatnim dzieckiem swoich rodziców. Cała rodzina wspólnie uprawiała niewielki kawałek ziemi, który był jedynym źródłem ich utrzymania. Stefania pracowała od dziecka. Często wspominała, że wychodzili w pole już wczesnym rankiem a wracali dopiero wieczorem. Było to konieczne, zwłaszcza, że ojciec zmarł, gdy najmłodsza córka miała zaledwie 7 lat. Stracił zdrowie jako żołnierz podczas I Wojny Światowej.
Reklama
Rodzice dawali dzieciom przykład żywej wiary i wzajemnego szacunku. Rodzeństwo się kochało. Dom przyciągał wielu gości. Można powiedzieć, że był to dom słynący z działalności charytatywnej. Choć było bardzo biednie, ludzie jeszcze biedniejsi, a zwłaszcza dzieci, często mogli tam dostać coś do zjedzenia. Stefania, zwłaszcza, gdy była już starsza, dzieliła się też z przychodzącymi dziećmi swoją wiedzą.
Była bardzo utalentowana. Ukończyła szkołę podstawową ucząc się najpierw w Woli Żelichowskiej, potem w Gręboszowie i w Dąbrowie Tarnowskiej. W każdej klasie dostawała nagrody książkowe – nie tylko za wyniki w nauce ale też za zaangażowanie społeczne. Religijna i patriotyczna atmosfera domu współgrała z tym, czego Stefania dowiadywała się od nauczycieli – i duchownych, i świeckich.
KAI: Na czym polegało jej zaangażowanie społeczne?
- Była harcerką. Animowała działalność teatralną, wystawiając wraz z przyjaciółmi misteria religijne czy organizując wieczornice patriotyczne. Podczas pobytu w Tarnowie, gdzie kontynuowała naukę w Pierwszym Żeńskim Seminarium Nauczycielskim im. bł. Kingi, była prezeską Sodalicji Mariańskiej. Należała też do zespołu redagującego szkolny miesięcznik „Złota Nić”. Warto wspomnieć, że podczas nauki w Tarnowie ukończyła też kurs pielęgniarstwa. Wyobraźnia podpowiedziała jej, że takie umiejętności mogą się jej przydać i faktycznie przydały się – w czasie wojny, w warunkach obozowych.
Reklama
Po ukończeniu seminarium, w 1933 r. wróciła do domu. Choć marzyła o polonistyce na Uniwersytecie Jagiellońskim, rodziny nie było na to stać. Jak dawniej pracowała razem z matką na roli i pomagała w działalności Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej obecnego w okolicznych miejscowościach.
Była bardzo żywą osobą, bez wątpienia liderką w swoim środowisku, skarbnicą pomysłów i inicjatyw. Podejmowała je wspólnie z przyjaciółmi, których miała bardzo wielu. Świadczą o tym liczne świadectwa osób, które ją znały i wspominały.
KAI: Jak wyglądał wybór jej drogi życiowej?
- W 1934 r. rozpoczęła pracę jako dziennikarka. Dzięki pomocy ks. Piotra Halaka, proboszcza gręboszowickiego, dostała się do redakcji czasopisma „Nasza sprawa”, powołanego przez biskupa tarnowskiego Franciszka Lisowskiego. Redaktor naczelny, ks. Józef Chrząszcz powołał ją na redaktorkę specjalnego dodatku dla dzieci, pt. „Króluj nam Chryste”. Zaczęła nawiązywać kontakty z placówkami misyjnymi prowadzonymi przez polskich misjonarzy w dalekiej Afryce. Korespondowała z nimi i pisała artykuły o tematyce misyjnej. Jak na tamte czasy była to zupełnie pionierska działalność. Podejrzewam, że zaangażowanie osób takich jak Stefania mogło wpłynąć na to, że diecezja tarnowska zasłynęła z liczby misjonarzy – i duchownych i świeckich.
W dodatku redagowanym przez Stefanię można też było znaleźć rozmaite informacje nt. roku liturgicznego, o świętych oraz o tym, czym żyła Ojczyzna.
Reklama
Jeśli chodzi o jej życie osobiste, niektóre osoby zastanawiały się, czy osoba tak pobożna i religijna nie wybierze drogi zakonnej. Ona jednak na pytania o to odpowiadała zdecydowanie, że chciałaby się realizować w życiu rodzinnym, tak jak jej rodzice. Jeden młody człowiek był nią bardzo zainteresowany. Z wzajemnością. Snuli poważne plany. Wszystkie te marzenia przekreśliła wojna.
KAI: Co się wydarzyło?
- Po wybuchu wojny wraz z całym zespołem redakcyjnym opuściła Tarnów i udała się na wschód. Powróciła na początku 1940 r. Pracowała w drukarni na potrzeby diecezjalne. Była to działalność nielegalna. Wszyscy pracownicy aresztowani zostali w 1941 r. pod zarzutem działalności konspiracyjnej. Stefania spędziła rok w więzieniu w Tarnowie. Była okropnie maltretowana i bita w siedzibie gestapo przy ul. Urszulańskiej. Mimo tortur, których ślady nosiła do końca życia, m.in. w postaci blizn, nie załamała się psychicznie i nikogo nie wydała
27 kwietnia 1942 r. wraz z sześćdziesięcioma innymi więźniarkami Stefania przybyła w pierwszym transporcie polskich kobiet do Auschwitz.
KAI: W jaki sposób przeżyła obóz?
Reklama
- Z licznych relacji świadków wynika, że wielokrotnie była gotowa oddać swoje życie. Przytoczę relację Heleny Panek, którą jeszcze 3 lata temu, 2 kwietnia 2018 r., udało mi się odwiedzić w Warszawie. Niestety zmarła 17 listopada 2020 r. Helena była koleżanką Stefanii. Przez wiele miesięcy przebywały razem w celi w tarnowskim więzieniu, potem razem trafiły do obozu. Pod koniec czerwca 1942 r. podczas prac polowych po raz pierwszy z Auschwitz uciekła więźniarka. Za karę wszystkie kobiety stały dwie doby na placu apelowym oczekując na zapowiedziane przez władze obozu dziesiątkowanie. Co dziesiąta miała zostać wyznaczona na śmierć. Kiedy Helena stojąc obok Stefanii mdlała ze strachu, usłyszała: „Nie martw się, Helenko, gdyby wyczytali twój numer, ja wystąpię z szeregu”. Było to powiedziane głośno, wobec wszystkich. Helena była przekonana, że Stefania dotrzymałaby słowa. Całe szczęście nie było to konieczne. Okazało się, że władze w Berlinie nie zgodziły się wówczas na dziesiątkowanie. Uważano to za cud.
W obozie Stefania opiekowała się chorymi i zaraziła się tyfusem. Ten fakt znacząco wpłynął na jej zdrowie. Została przeniesiona do szpitala obozowego. Na wiosnę 1943 r. pracowała już w szpitalu obozowym jako pielęgniarka – przydały się jej wówczas nabyte wcześniej umiejętności. Usługiwała ludziom ciężko chorym, narażając własne życie chrzciła noworodki, które wkrótce po urodzeniu miały być zamordowane.
Znała bardzo dobrze język niemiecki, dlatego po pewnym czasie została przez władze obozowe skierowana do pełnienia funkcji pisarki blokowej. To dawało jej dodatkowe możliwości pomagania współwięźniom. Nadal wspierała chorych. Miała dostęp do ewidencji korespondencji, co wykorzystywała do pomocy więźniarkom w nawiązywaniu kontaktu z rodzinami. Przy wypisywaniu chorych z rewiru na obóz Stefania kryła przed wypisem te kobiety, które były jeszcze bardzo słabe lub miały wyroki do karnych oddziałów, gdzie z pewnością czekałaby je śmierć. Ratowała też chorych podczas selekcji do zagazowania lub na zastrzyk fenolu. Wykreślała ich z listy lub zamieniała kartoteki osób przeznaczonych na śmierć na kartoteki zmarłych danej nocy więźniarek. Za te wszystkie działania groziła jej śmierć. Jak wynika z niezliczonych relacji, ocaliła w ten sposób bardzo wiele ludzkich istnień.
Kilka razy udało jej się sprowadzić do bloku księdza, więźnia z grupy męskiej, który pracował na obszarze rewiru kobiecego jako hydraulik. O tym, że jest on księdzem wiedziała tylko Stefania a potem te więźniarki, które mogły skorzystać z sakramentu pokuty. Z narażeniem życia przygotowywała koleżanki do przyjęcia komunii św. Była też jej szafarzem. Zakonsekrowane hostie, zaszyte w habicie, dostarczone zostały przez siostry zakonne z Pawiaka. Przygotowała też modlitewnik zawierający 11 pieśni i 8 modlitw. Zachował się on dzięki innej koleżance Stefanii, Annie Wajdowej.
Trzeba podkreślić, że miłość i altruizm okazywała Stefania wszystkim, niezależnie od religii i pochodzenia.