Czy samotność jest zła? Pragnienie, żeby wszyscy gdzieś sobie poszli... Na dzień. Na godzinę. Na kwadrans. Żeby przestali o coś pytać, czegoś chcieć, dobijać się o naszą uwagę, przypominać o koniecznych, a niezałatwionych sprawach. Żeby zrobiło się wreszcie cicho, bo w tej ciszy inaczej brzmią myśli, inaczej bije serce. Stajemy się innymi ludźmi.
Lubię spokój tafli jeziora, gdy siedzę na jego środku w łódce, a nad głową tylko niebo i szum ptasich skrzydeł.
Lubię morski brzeg o świcie, z jaśniejącym horyzontem i stopami łaskotanymi przez fale.
Lubię skrzyżowania bocznych dróg, gdy dzień ma się już ku końcowi, a od łąk idzie zapach letniej nocy.
Lubię wejść do kościoła ot tak sobie, gdzieś w połowie dnia, w drodze do bardzo ważnych spraw...
Zawsze w takich miejscach moje myśli wędrują do Boga. Przestaje być ważne to, co na co dzień jest istotą, celem i sensem mojego bycia. Nie potrzebuję słów ani gestów, by wyrazić siebie. Wiem, że jestem rozumiana, kochana, ceniona, niepowtarzalna. Chcę ofiarować dziecięco czyste uczucia Najwyższemu, bez patosu, efekciarstwa, zadzierania nosa. Wtedy wiem, rozumiem i czuję rzeczy, które giną mi zazwyczaj w zgiełku codzienności, które gubię, gdy włącza się moja małoduszność, pyszałkowatość i przekonanie o nieomylności. Rzeczy, których nie potrafię nawet nazwać, a bez których żyć nie sposób.
I ja właśnie w sprawie prawa do ciszy i samotności.
Znam i doceniam siłę modlitwy wspólnotowej. Wiem, że niektórzy są przekonani, że głośna modlitwa lepiej dociera przed tron Najwyższego. Wiem też, że na wszystko jest miejsce i czas. Dlatego mam prośbę o uszanowanie tych, którzy pragną modlitwy w ciszy. W czasie parafialnej doby eucharystycznej kapłan po wielokroć prosił, by z każdej godziny 30 minut przeznaczyć na kontemplację. Ledwie zamknął za sobą drzwi zakrystii, a już ktoś intonował pieśń i modlitwę, tzw. spontaniczną. I tak przez następne pół godziny.
Cisza nie musi być dolegliwa, a samotność nie zawsze musi być przekleństwem. Kto uważa, że cisza w kościele jest nietaktem wobec Pana Boga, niech popatrzy na Papieża, który modlitwie kontemplacyjnej potrafi poświęcać długie godziny. To świat przyzwyczaja nas do ciągłego ruchu, do gwaru, rejwachu, tumultu, do „na już” i „na teraz”. Ludzie ogłuszeni cywilizacją źle znoszą ciszę i osamotnienie. Bycie sam na sam ze sobą bywa bardzo uciążliwe. A nuż w tej ciszy usłyszy się głos Boga? I co wtedy? Najlepiej uświadomić sobie, jak trudno pomilczeć w modlitwie, gdy spróbujemy takiej ciszy pustych plaż, jezior, górskich dolin, świątyń. Może kogoś, jak Agatę, taka cisza i taka modlitwa zaprowadzi po latach do konfesjonału?
Pomóż w rozwoju naszego portalu