Było późne popołudnie. Zakończyła się również ostatnia ceremonia pogrzebowa na jednym z łódzkich cmentarzy. Zmierzający do bramy wyjściowej kapłan zrównał się z dwoma, prowadzącymi ożywioną rozmowę, jegomościami.
Jeden z nich dostrzegłszy duchownego, zwrócił się zaczepnie: „To pan już po robocie?”. Ten, przyjrzał się bacznie pytającemu i stwierdził bez wahania:
- Pan to na pewno
jest Świadkiem Jehowy!
- Taaak... A po czym
to można poznać?
- Po rowerze. - Padło poważne
wyjaśnienie.
- A ja, a ja? - proszę księdza -
zaczął dopytywać się
drugi mężczyzna,
również posiadacz roweru -
czy ja też jestem Świadkiem?
- Nie, pan nie jest Świadkiem.
Pan ma inny rower -
z całą powagą
zawyrokował ksiądz
i z życzliwym uśmiechem
opuścił osłupiałych rozmówców.
Na podstawie opowiadania bp. Adama Lepy opisał Krzysztof Nagrodzki
Czekamy na następne listy Czytelników „Niedzieli”. Może podzielą się z nami swoimi przeżyciami i opiszą spotkania czy rozmowy, które pozwoliły im szczerze się uśmiechnąć.
Redakcja
Pomóż w rozwoju naszego portalu