Już dawno chciałem zreferować swoje pozytywne stanowisko odnośnie do kolumny „Listy do «Niedzieli»”, którą odbieram jako rzecz bardzo pożyteczną, ale wstrzymywałem się, aby
nie pomnażać szumu informacyjnego, bo ma kto pisać, a brak czytelników. W końcu ponaglił mnie list „Samotnej” z nr 50/2003 opatrzony tytułem: „Podszewka”. Pretensje wynikają z
idealizowania tego, co jest ludzkie, więc niedoskonałe.
Na podstawie swego wieloletniego doświadczenia potwierdzam, że kolumna ta jest bardzo pożyteczna, bo pozwala - mimo niedoskonałości - poznawać się ludziom z kręgu katolickiego, czego
dawniej brakowało i narażało wielu na większe przykrości ze strony oszustów, ateistów i zimnych drani, wykorzystujących z wyrachowaniem naiwność wierzących. Może i dobrze, że jesteśmy krótkowzroczni i
nie widzimy ogromu niedoskonałości rodzaju ludzkiego, bo chyba nie znieślibyśmy tego.
Wielkim plusem, zaletą, jest możność poznawania ludzi ze swojego kręgu kulturowego, religijnego, językowego, o swojej narodowej mentalności. Niedostatki były, są i będą, to „normalka”,
więc nie trzeba narzekać. Chciałbym też jednak wnieść pewną korektę, ponieważ Autorka przedstawia swój punkt widzenia. Zapewniam, że istnieje także sytuacja odwrotna, kobiety też nie odpisują. Co ciekawe,
ostatnio napisałem do absolwentki teologii i żadnej odpowiedzi się nie doczekałem, choć zawsze miałem wielki szacunek dla tego kierunku studiów. Ludzie są tylko ludźmi - nie aniołami.
Dla pocieszenia Autorki wyjawię, że wysłałem już ponad 100 listów, co zaowocowało jedną poważną znajomością. Wydałem już także kilka tys. zł na różnoraką pomoc i nie otrzymałem żadnego podziękowania,
a gdy jedna kobieta pożaliła się, że chore jest jej dziecko, i posłałem pieniądze na leki, w odpowiedzi wręcz zarzuciła mi, że sprawiam przyjemność sobie, a jej przykrość, bo musi z tej pomocy skorzystać!
Inna prosiła o pieniądze na węgiel, bo zamarzną zimą. Posłałem - znajomość zerwała się, nawet na święta kartki nie dostałem. Poratowałem bezrobotną pianistkę sumą 2 tys. zł, a gdy nawet nie potwierdziła
odbioru, posłałem jej odcinek pocztowy z adnotacją, że ktoś inny za tę sumę chociaż posprzątałaby mój dom. I znów znajomość zerwana!
Niedoskonały jest nasz „narodek”, ale nie mam żadnych pretensji, to normalne i trzeba się z tym zgodzić. Mógłbym przytaczać dziesiątki podobnych przykładów naiwnych kobiet, które łaszczą
się na drobne sumy, a tracą swoje szanse życiowe. Ostatni jaskrawy przykład to samotna, bezdomna matka, której dałem pół domu z ogrodem oraz całkowite utrzymanie - jej i synowi. Po roku urządziła
mi ohydną awanturę, że śmiałem wziąć jej gazetę do poczytania! Zwróciłem gazetę z poleceniem, by opuściła dom i czytała tę gazetę w poczekalni dworcowej. Odeszli, twierdząc, że ich obraziłem i odtąd dom
jest pusty.
Mógłbym spisać ogromny tom tych aberracji, ale tu chodzi o istotę sprawy, głębszy sens. Sądzę, że pół wieku „niewoli babilońskiej” tak zniszczyło naród, że - jak śpiewa ks. Ceberek
- „... nawet kapłan i prorok już swoich dróg nie znają...”, a tym bardziej „nowicjusze”. Dalszą ukrytą głęboko przyczyną, nieznaną powszechnie, jest walka masonerii o dusze
zniewolonych mas ludzkich, wydarcie ich Bogu i podporządkowanie Lucyferowi, a rażące objawy chorób społecznych są tylko sygnałami tego nowotworu. Następne pół wieku zajmie wychowanie nowego chrześcijanina,
a skuteczne będzie, jeśli media katolickie spełnią dobrze swoje posłannictwo. W tym też pożyteczna kolumna „Listy do «Niedzieli»” - kiedy jeszcze ludzie „chcą korespondować”,
bo źle będzie, gdy im się odechce. Słusznie apelował ks. Maliński: nauczmy się dyskutować i pięknie różnić, bo to niezbędne atrybuty chrześcijańskiej demokracji, tak potrzebnej Polsce i Polakom.
Aleksander
Pan Aleksander zetknął się z wieloma objawami pewnej przypadłości, tak popularnej we współczesnym świecie. Jest to objaw chrześcijańskiej pokory.
Moja dobra znajoma odżegnywała się od Kościoła, bo stwierdziła, że sama ma w sobie wystarczająco dużo pokory i nie musi się więcej uświęcać. No cóż, jeszcze nie spotkałam osoby prawdziwie pokornej,
która tak sądziłaby o sobie. Prawdziwie pokorni ludzie bowiem uważają, że wciąż są pełni pychy i zarozumialstwa! To tak jak z grzechami - wiele osób nie spowiada się zbyt często, nie mając poczucia
grzechu, i dziwi się, dlaczego np. osoby duchowne tak często przystępują do spowiedzi. A choćby sam Papież - z czego on się w ogóle spowiada, przecież to święty człowiek!
„Ja jestem tylko skromnym człowiekiem” - mówi o sobie taki jeden czy drugi osobnik i już wiadomo, że pycha po prostu go rozsadza. Bo rzecz nie w tym, jak siebie widzimy, ale jaka
jest prawda o nas. A prawda - to sprawiedliwy osąd. Niestety, ludzkie opinie są bardzo zawodne. Dlatego tak trafne jest powiedzenie: „po owocach ich poznacie”.
Pycha buduje na heroicznej samowystarczalności i lęku przed jakimkolwiek darem - stwierdza o. Michał Zioło, trapista. - Łatwo rozprawia o nawróceniu, reformie, z wnikliwością poddaje krytyce
słabe punkty wszelkich społeczności, lecz sama jest czysta!
Często zastanawiałam się, dlaczego tzw. dobrzy ludzie, czyniący wiele dobra, nie potrafią sami przyjąć pomocnej dłoni, skromnego daru. Tymczasem sprawa jest prosta - by przyjąć, trzeba mieć
choć odrobinę pokory, bo to wymaga wdzięczności. Niekoniecznie materialnej, a nawet właśnie niematerialnej. To dlatego słowo „dziękuję” jest jednym z najtrudniejszych słów w ustach człowieka
współczesnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu