Czy Komunia św. może wystarczyć za całodzienny pokarm dla człowieka?
Dla jego duszy - oczywiście tak. Ale dla jego ciała? Na to ostatnie
pytanie twierdząco odpowiedziałaby Marta Robin. Francuzka, która
nie żyje od dwudziestu lat (+ 1981), ale o której jest coraz głośniej.
Pokój w domu w Chateaunuf - de - Galaure, w którym spędziła 51 lat
życia, leżąc na tej samej kozetce przez pół wieku, dziś dziennie
odwiedza około 60 pielgrzymów z całego świata. Co jeszcze, ciekawsze
kiedy żyła ta drobna i krucha istota, która nie mogła nawet podnieść
się sama, wizytę złożyło jej około stu tysięcy ludzi. Czy powodem
mógł być niezwykły fakt, że nie jadła ani nie piła? Dla wielu prawdopodobnie
tak. Nim skończyła trzydzieści lat, jej matka mogła już tylko zwilżać
usta Marty wodą z odrobiną kawy. O przełykaniu pokarmu nie było mowy,
bowiem mięśnie przełyku przestały pracować. Stała się sensacją, człowiekiem
który żywił się wyłącznie Komunię św. Zwabieni tym ludzie, po wizycie
u niej wychodzili jakby odmienieni. Czym? Bijącym od niej ciepłem
i dobrocią. Ale nie tylko. Wielu było zaskoczonych. Zamiast wnętrza
wypełnionego przykrym zapachem chorej, zastawali pokój tchnący świeżością
i czystością. Tam drobna kobieta, mimo bólu sprawianego jej przez
promienie światła i każde dotknięcie ciała, uśmiechała się z radością.
Nie chciała, by uważano ja za prorokinię. Jednak zdarzało się, że
wypowiadała się o życiu i przyszłości przed chwilą poznanej osoby.
Zawsze mówiła silnym głosem osoby bardzo zdrowej.
Marta Robin jako dwudziestolatka przeszła groźną chorobę.
Po niej zdecydowała się zawierzyć Bogu. Przyjąć zadania, które jej,
jak czuła, chce powierzyć. Kiedy już była sparaliżowana i obolała,
także z powodu stygmatów, jakie otrzymała podobnie jak o. Pio, rozpoczęło
się dla niej niezwykle bogate życie. Życie duchowe. Stała się mistyczką,
a jej udziałem był szereg tzw. prywatnych objawień. Namacalnymi owocami
spotkań z Matką Bożą są liczne już domy rekolekcyjne, czyli Ogniska
Światła i Miłości. Gdy Marta miała 34 lat, poznała ojca Finet. Młody
ksiądz odwiedzał właśnie znajomego księdza w Chateaunuf - de - Galaure.
Miał ze sobą obraz Matki Bożej Pośredniczki Łask. Padła propozycja
odwiedzin niezwykłej parafianki. Zamiast pół godziny, trwała 3 godziny.
Efektem była wieloletnia współpraca z Martą. Razem założyli pierwszy
dom Ogniska Miłości. Od 1936 r. takich wspólnot powstało ok. siedemdziesięciu;
są rozsiane po całym świecie. We wrześniu tamtego roku odbyły się
też pierwsze rekolekcje. W każdym domu jest kapłan - opiekun nazywany
ojcem, na wzór Ojca Niebieskiego. Ma być jego odblaskiem. Współpracuje
ze świeckimi, którzy odkryli w sobie powołanie do posługi w takim
wzorcowym domu. Głównym zadaniem Ogniska jest prowadzenie rekolekcji.
Celem zaś przybliżanie ludziom fundamentalnych prawd wiar i tłumaczenie,
jak je odnieść do życia. Trwają pięć dni i odbywają się w całkowitym
milczeniu. Ludzie dowiadują się, na ile ich obraz Boga Ojca jest
prawdziwy. Często bowiem podświadomie utożsamiają Boga z własnym,
rzadko doskonałym ojcem. Zaskoczeni mogą też odkryć, że modlitwa,
w której dotąd pokładali tyle nadziei, jest w rzeczywistości nie
tyle chrześcijańskim, co pogańskim sposobem modlenia.
W Polsce są dwa Ogniska. Od pięciu lat jedno z nich znajduje
się około 80 km od Lublina. W Kaliszanach, pięknie położonej nad
Wisłą wiosce, na terenie dawnej szkoły ks. Marian Matusik, wcześniej
ojciec duchowy seminarium w Lublinie, z kilkoma zapaleńcami stworzył
kolejne Ognisko. Przyjeżdżają tu ludzie z całego kraju, bardzo często
z Krakowa, ze Śląska, znad morza. Piękno zachodów słońca nad Wisłą
napawa spokojem oczy znerwicowanych mieszczuchów. Jednak to nie obcowanie
ze majestatem przyrody jest celem przyjazdu. Przyroda to dopełnienie.
Równowaga wewnętrzna jest pięknym owocem rekolekcji. Owocem najważniejszym
jest jednak równowaga duchowa oraz wiara i miłość, jakie napełniają
serca otwartych na takie dary uczestników rekolekcji. I może też
większe ważenie słów na co dzień, bo kiedy przez 5 dni nie używa
się ich niemal wcale, człowiek głębiej odczuwa sens zwykłych słów.
Inny owoc to nauka czerpania sił do życia od Pana Jezusa podczas
adoracji. Wystawiany kilkukrotnie w ciągu dnia Najświętszy Sakrament
daje okazję trwania przed Bogiem. "Nie koniecznie na klęczkach. Przychodzimy
przecież do Niego, by odpocząć" - mówi ojciec Marian. W przytulnej,
pełnej kwiatów kaplicy, z kolorowymi witrażami w oknach z postaciami
aniołów, panuje nastrój kontemplacji. Można go przedłużyć, udając
się na spacer. Wtedy dostrzega się, jak biel piętrowego budynku stapia
się łagodnie z zielenią rozległych trawników. A jeśli akurat trafimy
na zachód słońca, to możemy, usiadłszy wygodnie na ławce, wpatrywać
się w pomarańczową tarczę powoli znikającą za widocznymi na horyzoncie
drzewami, bujnie rosnącymi wzdłuż wiślanych brzegów.
***
Marta Robin nie chciała rozgłosu. Chciała tylko wypełnić
wolę Boga, decydując się z miłości do Niego cierpieć. A jednak odwiedziło
ją 100 tys. osób. I to właśnie ona może okazać się największą świętą
XX wieku. A jak będzie z Ogniskiem w Kaliszanach? Bo to urocza, ale
przecież maleńka miejscowość. O. Matusik wspomina, że gdy się do
niej sprowadził przed pięciu laty, zastanawiał się z obawą, jak ludzie
do niej trafią i kto zechce tu przyjechać? Zmartwienia okazały się
płonne. Przybysze z Krakowa, Warszawy, czy okolic Limanowej, jacy
uczestniczyli w lipcowych rekolekcjach, dowiedli swoją obecnością,
że Opatrzność nad swoim dziełem po prostu czuwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu