Przez Unię Europejską przelewa się nadal potężna fala protsestów
przeciwko nadmiernemu opodatkowaniu podatkiem akcyzowym benzyny i
oleju napędowego. Protesty, blokady i manifestacje ogarnęły Belgię,
Grecję, Hiszpanię, Austrię i Niemcy... Istotne jest, że protestujący
nie dają się już nabierać na obietnice "obniżenia cen benzyny", ale
żądają konkretnie: obniżenia podatku akcyzowego, jakim obłożona jest
benzyna. Przypomnijmy, że akcyza na benzynę w krajach UE waha się
od 70-80% (tyle jest tego podatku w cenie!). Socjalistyczne i socjaldemokratyczne
w większości rządy krajów UE zaproponowały protestującym swoiste
przekupstwo: nie chcą obniżać podatku akcyzowego od paliw, ale chcą
zwracać firmom transportowym część kosztów albo przyznać im "tanie
kredyty"... Patrząc na te propozycje z punktu widzenia gospodarczego
- oznacza to, że rządy te chcą przekupić transportowców pieniędzmi,
zabranymi wszystkim pozostałym użytkownikom samochodów... Taka doraźna,
krótkowzroczna polityka i tak jednak wcześniej czy później uderzy
nie tylko w transport: napędzi ceny, inflację, drożyznę... Rozumieją
to dobrze przedsiębiorcy i pracownicy transportu, ale nie rozumie (
czy może: nie chce przyjąć do wiadmości...) brukselska administracja
i lewicowe rządy.
Problem nieobcy i w Polsce: wszak i u nas podatki, jakimi
obłożona jest benzyna stanowią grubo ponad 60% jej ceny detalicznej...
Czy i nasze rządy będą równie uparte, bardziej dbałe o interesy biurokracji,
niż pomyślność gospodarki? Ograniczanie biedy?... Boć przecież trudno "
walczyć z biedą", jeśli gospodarka w stagnacji, lub gdy kurczy się...
Tymczasem grupa posłów, tak z AWS jak SLD (związana z
centralami związkowymi) postuluje skrócenie tygodnia pracy. Warto
więc zwrócić uwagę, że podobne rozwiązanie przyjął przed rokiem rząd
francuski (gdzie socjaliści rządzą wespół w komunistami): skrócono
czas pracy nie obniżając pensji, zmuszając w ten sposób pracodawców
do uzupełnienia zatrudnienia. Jednak ta czysto administracyjne metoda "
walki z bezrobociem" przyniosła żałosne skutki: wprawdzie zatrudnienie
chwilowo wzrosło, ale wzrosły i koszty pracy. Zaraz też zatrudnienie
zaczęło szybko spadać, bo wielu przedsiębiorców nie wytrzymało tych
kosztów. Nieodłącznym skutkiem takiego administracyjnego "gmerania"
przy gospodarce stał się wzrost inflacji, który najboleśniej uderza
w najbiedniejszych.
Czy więc skopiujemy niedobre rozwiązanie francuskich
socjalistów i komunistów (dlatego, że "tak robią w Unii Europejskiej")
- czy raczej pójdziemy własną drogą? Na przykład: podnoszenia wydajności
pracy i obniżania podatków? To "i" jest bardzo ważne!
Pomóż w rozwoju naszego portalu