Ostrzeżenia prof. Krasnodębskiego
Reklama
Świetny obserwator sceny międzynarodowej, stale wykładający na niemieckim Uniwersytecie w Bremie - prof. Zdzisław Krasnodębski otwarcie ostrzega przed niekorzystnymi dla Polski zmianami w sytuacji
międzynarodowej, wzywa, by leczyć się ze zbędnych iluzji. Czyni to w obszernym tekście pt. Zmiana klimatu. Polska, Niemcy, Europa, publikowanym w Rzeczpospolitej z 13-14 marca. Według prof. Krasnodębskiego:
„W stosunkach z Niemcami przez wiele lat robiliśmy wrażenie, że gotowi jesteśmy do okazania bez zastrzeżeń skruchy, że wstydzimy się zajęcia «ziem uzyskanych», jak lubiła je kiedyś nazywać
«demokratyczna opozycja», i wypędzenia z nich niewinnej ludności. Nikt nie chciał także być podobny do Mrożkowego bohatera i ośmieszać się niesalonowym przypominaniem, ilu nas wybito, co nam
spalono, zniszczono, zrabowano. To, że na przykład kwestia własności nie jest do końca załatwiona, uchodziło za wymysł Radia Maryja. Dopiero sprawa Centrum przeciw Wypędzeniom sprawiła, że uświadomiliśmy
sobie, iż polsko-niemiecka wspólnota wartości i interesów jest nader wątła i oparta na niedopowiedzeniach. Obraz Niemiec przedstawiany w polskich mediach zmienił się gwałtownie - tak jakby chodziło
o rozbieżności, które pojawiły się wczoraj (...) polska polityka i polska opinia publiczna nie były przygotowane do świata, w którym istnieją zasadnicze konflikty, w którym trzeba dokonywać trudnych wyborów
oraz twardo, lecz zręcznie walczyć o swoje interesy (...). Rozszerzenie Unii Europejskiej przyniesie dalsze wzmocnienie pozycji Niemiec w UE i na świecie. Europa Środkowa uchodzi za obszar ich supremacji
(...). Wiek XXI może się okazać dla Niemiec o wiele szczęśliwszy niż XX (...). Europa to miejsce współpracy, ale i ostrej walki o dominację i wpływy (...). Nasze środki są w tej rywalizacji bardzo ograniczone
(...). Europa nie jest obecnie zbyt przyjaznym miejscem dla Polski. Nie jest ona już kształtowana przez chrześcijańskich demokratów. Dominują idee lewicowe - lewicowa laickość, niechęć do wszelkiej
odrębności, szczególnie narodowej (...).
Wielu Polaków opowiedziało się za członkostwem Polski w UE, bo w istocie chcieliby być obywatelami jakiegoś innego, bardziej prestiżowego i zamożnego państwa (...). Wszak najczęściej wysuwanym argumentem
zarówno za członkostwem w Unii, jak za pokorną postawą w sprawie Nicei jest to, że tylko UE może zreformować, zmodernizować, ucywilizować i uczłowieczyć. Pomysł, że urzędnicy z Brukseli mieliby tego dokonać,
jest oczywiście surrealistyczny. Nikt za nas nie zatroszczy się o nadwiślańskie prowincje (...). Wiele osób w Polsce, polityków i publicystów, nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że świat i Europa
są mniej przyjaznym miejscem, niż się im do niedawna wydawało, są gotowi zaakceptować każde proponowane nam warunki, byle tylko wyrwać się z polskiej rzeczywistości, która tak bardzo ich mierzi. Obawiam
się - że czekają ich dalsze przykre niespodzianki”.
Ostrzeżenia posła Macierewicza
Reklama
Głos z 13 lutego opublikował tekst dramatycznego wystąpienia sejmowego posła Antoniego Macierewicza w związku z wysuniętym przez niego projektem uchwały sejmowej mającej zapobiec roszczeniom niemieckim do własności w Polsce po naszym wejściu do UE. (Uchwała została zaakceptowana w Sejmie, ale pamiętajmy o tym, że po wejściu do UE będzie obowiązywać wyższość prawa unijnego nad krajowym. Grozi to więc wciąż wielkimi problemami dla Polski). Poseł Macierewicz w tekście zatytułowanym: Dyplomacja przeciw Polsce stwierdzał m.in.: „Do ksiąg hańby narodowej wejdą noty ministra Skubiszewskiego do traktatu polsko-niemieckiego, stwierdzające, że nie dotyczy on spraw obywatelstwa i własności, oraz nota stwierdzająca, że w perspektywie wejścia do UE Polska stworzy sprzyjające warunki dla osadnictwa niemieckiego na ziemiach polskich (...). Do ksiąg hańby wejdą ci, którzy wytrwale przez całe lata zwalczali uwłaszczenie i reprywatyzację, tak aby nietknięte pozostały niemieckie tytuły prawne. Proszę przypomnieć sobie, jak głosowali panowie Miller, Jaskiernia, Oleksy, Cimoszewicz... (...). Dziś zaś ekspertyza Komitetu Prawnego przy MSZ ze stycznia 2003 r. stwierdza, że brak reprywatyzacji jest największym zagrożeniem dla polskiej racji stanu, bo przyszła ustawa reprywatyzacyjna będzie musiała uwzględnić byłych właścicieli niemieckich - i to nie tylko wysiedleńców z lat 1945-46, ale i tzw. późnych wysiedleńców, którym bezprawnie odebrano polskie obywatelstwo. Pytam, kto jest winien narażeniu polskich interesów? Pytam pana Cimoszewicza, dlaczego - mając taką ekspertyzę MSZ - od ponad roku milczał Pan o tym, narażając polskie interesy? Rząd pana Millera i MSZ pana Cimoszewicza są w pełni świadome, że wprowadzają Polskę i Polaków w zasadzkę (...) minister i rząd świetnie wiedzieli, że po wejściu do UE Polska będzie bezsilna wobec żądań niemieckich”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
„Niemcy idą po nasze”
Tak brzmi tytuł alarmującego tekstu Andrzeja Dryszela w lewicowym tygodniku Przegląd na temat groźby eksplodowania roszczeń niemieckich wobec Polski po naszym wejściu do UE. Autor komentuje m.in. opinię znanej ze skrajnej proniemieckości dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu - prof. Anny Wolff-Powęskiej. Pisze: „- Polacy, którzy zajęli te ziemie (Ziemie Zachodnie i Północne - przyp. J. R. N.), mają prawo czuć się niepewnie” - twierdzi pani dyrektor, podkreślając, że jesteśmy na bakier z prawem. Polacy zaś „będą jeszcze za to pokutowali”. Dryszel polemizuje z tym stanowiskiem, ale niepokoi sam fakt, że niektóre wpływowe osoby typu dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu, niegdyś bastionu polskości, już dziś ustawiają się w roli rzeczników interesów niemieckich. (O sprawie groźby roszczeń niemieckich i innych poważnych problemach w związku z wejściem Polski do UE - por. szerzej mój bardzo obszerny dodatek do Naszego Dziennika z 13-14 marca pt. Polska a Unia Europejska. Grozi katastrofa).
Nagroda za potulność
Tak powszechnie krytykowana przez partie opozycyjne za pokorę w negocjacjach z UE Danuta Hübner zostanie odpowiednio nagrodzona ze strony Unii. Według informacji podanych na łamach Faktu z 16 marca, jako nowy komisarz w UE Hübner otrzyma pensję 87 451 zł (18106 euro) miesięcznie. A do tego dodatki za mieszkanie 13150 zł miesięcznie, na podróże 83240 zł oraz budżet reprezentacyjny.
Ogromnie kosztowna administracja
W czasie gdy w ramach planu Hausnera bezwzględnie uderza się w milionowe rzesze ubogich podatników, nadal pod ochroną władz pozostają ogromnie rozbuchane wydatki na administrację. Pod tym względem obecnie bijemy wszystkie rekordy. Oto, co pisze Jolanta Góra w tekście Polska chora na administrację (Gazeta Prawna z 9 marca): „W Polsce utrzymujemy ponad 520 tys. urzędników. W ciągu ostatnich pięciu lat zatrudnienie w administracji rządowej i samorządowej wzrosło o 135 tys. pracowników. Tymczasem wicepremier Jerzy Hausner dumnie ogłasza likwidację raptem 65 etatów. To jest arogancja władzy, a nie plan oszczędnościowy, zwłaszcza w perspektywie dojścia długu publicznego do progu 60 proc. - uważa Witold Kieżun z Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie”.
Agora - współsprawczynią matactwa
Działania komisji śledczej w sprawie afery Rywina doprowadziły do bulwersujących ustaleń, w szczególności dzięki raportowi Jana Rokity. Oto, co pisze na ten temat Łukasz Perzyna w tekście pt. Biznes z
22 lipca (Tygodnik Solidarność z 12 marca): „Nie ma już partii Gazety Wyborczej. Najsurowszym recenzentem Agory okazał się dawny polityk Unii Wolności. W polskiej polityce nie będzie już świętych
krów. Ustalenia Jana Rokity wskazują na odpowiedzialność spółki Agory za zawarcie korupcyjnego porozumienia (...). Poseł wykazał, że gdy Lew Rywin złożył Agorze korupcyjną propozycję (możliwość zakupu
Polsatu przez tę spółkę do ustawowego zagwarantowania w zamian za łapówkę, funkcję prezesa stacji i poparcie dla SLD), Agora podjęła grę korupcyjną (...). - Naganność działania Agory, niemoralność
stosunków z rządem Millera, które naruszały zarówno prawa demokracji, wolnych mediów (bo to jest jednak pewien typ uzależnienia), jak wreszcie zasady gospodarki rynkowej, jest oczywista - powiedział
Tygodnikowi Solidarność Jarosław Kaczyński (...). Kolejne projekty ideologiczne Wyborczej (rehabilitacja generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, przełamywanie historycznych podziałów czy obsesyjne poparcie
planu Hausnera z karceniem PO za rezerwę wobec niego włącznie) skończyły się fiaskiem. Coraz lepiej wykształcone polskie społeczeństwo nie potrzebuje już mentorów z ulicy Czerskiej. Jeszcze niedawno Agora
zabiegała o status poszkodowanej w aferze Rywina. Dziś Rokita ujawnia, że stała się współsprawczynią matactwa. Bossowie Agory przedobrzyli: w sprawie Rywina chcieli równocześnie odegrać rolę uczestnika
i arbitra, beneficjenta i ofiary, autora i recenzenta”.
Do sprawy nawiązała w tym samym numerze Tygodnika Solidarność również Teresa Kuczyńska w tekście Trójkąt bermudzki, pisząc m.in. „Jan Rokita w swoim raporcie stwierdza jednoznacznie, że podczas
poufnego spotkania późnym wieczorem 22 lipca 2002 r. premiera Millera, ministrów Jakubowskiej, Nikolskiego i Dąbrowskiego z Michnikiem i Łuczywo doszło do nieformalnego i tajnego porozumienia między
SLD a Agorą. Przedmiotem tego porozumienia było sfinalizowanie najkorzystniejszego dla tego koncernu kształtu ustawy medialnej. Dowodzi tego m.in. pytanie premiera Millera, skierowane do wiceprezesa Agory
Łuczywo: «Czy to jest to, o co wam chodzi, czy was to zadowala?». Przebieg tego spotkania i inne ujawnione przez komisję fakty pozwoliły Rokicie na konkluzję, że porozumienie między SLD a
Agorą «naruszyło normy konstytucyjne, na przykład zasadę równości podmiotów gospodarczych i jawności. Nie ulega wątpliwości, że co najmniej część uczestników spotkania dopuściła się czynów ściganych
prawem karnym»; Leszek Miller i minister Aleksandra Jakubowska byli zainteresowani grą negocjacyjną z jedną tylko spółką działającą na rynku mediów, choć ustawa dotyczyła wszystkich mediów w Polsce.
Wiemy już, że Agora uczestniczyła świadomie w grze korupcyjnej, która miała dać jej wymierne korzyści w postaci umożliwienia zakupu telewizji ogólnokrajowej i tym samym podzielenia się rynkiem medialnym
między SLD a Agorą (...). Pisaliśmy, że nie jest to afera Rywina, ale Rywina i Michnika”.
Red. Kuczyńska stwierdza, że największym szokiem dla niej są „zachowania poważnych publicystów - byłych opozycjonistów, uczestniczących w tej grze korupcyjnej. Najpierw Michnika, który
złożywszy przysięgę przed sejmową komisją, że będzie mówił prawdę, złamał ją. Nie pamiętał, że spotkał się z prezydentem, choć jechał do niego nad morze kilkaset kilometrów. Potem zapewniał solennie,
że dziennikarze Gazety, w tym on sam, nie zajmują się absolutnie sprawami koncernu Agora, gazetę od niego oddziela «mur chiński», tymczasem zabiegał u władzy o uzyskanie dla Agory takiego
kształtu ustawy, by (...) dała ona możliwość ekspansji biznesowej koncernu na telewizję”.