Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim - autorem opracowania tekstu do polskiej listy dialogowej do filmu „Pasja” - rozmawia Milena Kindziuk
Milena Kindziuk: - Po obejrzeniu „Pasji” Papież miał powiedzieć, że film pokazuje to, co się zdarzyło. Czy rzeczywiście tak było? Na ile w tym filmie zachowany jest realizm?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: - Tak właśnie było. Męka i śmierć Jezusa dokonywały się w takiej scenerii, jaka została pokazana w filmie. Reżyser Mel Gibson doskonale oddaje realizm wydarzeń z Golgoty. Uwzględniona także została topografia miejsca. Udało się osiągnąć daleko posuniętą wiarygodność rekonstrukcji. Jerozolima najprawdopodobniej tak właśnie wyglądała dwa tysiące lat temu. Zaletą filmu jest również wiarygodność tekstu Ewangelii oraz tego, co tworzyło kontekst wydarzeń. Oglądając ten film, cofamy się naprawdę do czasów Jezusa. Widz staje się uczestnikiem tych wydarzeń, nie tylko ich obserwatorem.
- Padają zarzuty, że film jest zbyt naturalistyczny, drastyczny. Czy, zdaniem Księdza Profesora, rzeczywiście tak jest?
Reklama
- Zarzuty te formułują głównie ci, którzy tego filmu w ogóle nie obejrzeli. W niektórych momentach zamykałem oczy i sądzę, że jest to naturalna reakcja. Człowiek tak właśnie reaguje na widok scen cierpienia, bólu i krzywdy ludzkiej. Ale pamiętajmy, że tu nie chodzi o legendę ani o fikcję, ale o to, co zdarzyło się naprawdę. Film jest rzeczywiście dosadny, trudno jednak wyobrazić sobie, by np. biczowanie czy ukrzyżowanie Chrystusa mogło wyglądać inaczej, łagodniej. To była prawdziwa droga krzyżowa. Warto, by osoby, które uważają się za szczególnie wrażliwe, uświadomiły sobie, że taki był los Jezusa i że tak właśnie wyglądała Jego męka i śmierć. Do tej pory oglądaliśmy te wydarzenia w wersji hollywoodzkiej albo włoskiej, ale nie przemawiały one do widza tak dosadnie, jak w filmie Gibsona. Dodatkową wartością tego filmu jest ukazanie teologicznego znaczenia męki i śmierci Chrystusa. Zrozumienie ułatwiają sceny, które bezpośrednio nie wiążą się z męką, lecz nawiązują do wcześniejszych wydarzeń z życia Jezusa. Sceny te wprawdzie przerywają akcję, ale jednocześnie pozwalają widzowi niejako odpocząć i zastanowić się, zapłakać, czasami nawet uśmiechnąć się - jak choćby przy epizodzie nawiązującym do życia Świętej Rodziny w Nazarecie.
- Czy wprowadzenie języków oryginalnych pomaga, czy przeszkadza w odbiorze filmu?
- Bardzo pomaga i dobrze, że zostały one wprowadzone. Dzięki temu chrześcijanie mają możliwość posłuchać ojczystego języka Jezusa. Języki aramejski i łaciński, które towarzyszą obrazowi, pozwalają też zrozumieć, że konflikt między Jezusem a Sanhedrynem był konfliktem wewnątrzżydowskim. Reżyser pokazał w ten sposób, że Ewangelia ma kontekst żydowski oraz że Żydzi jako pierwsi stanęli wobec pytania o mesjańską i Boską godność Jezusa. Nic dziwnego, że współczesny chrześcijanin bardzo silnie przeżywa np. przesłuchanie Jezusa przed Sanhedrynem, gdy słyszy je w języku aramejskim.
- Film nie jest więc antysemicki?
Reklama
- To pytanie jest kluczowe. Oczywiście że nie. Film nie ma nic wspólnego z antysemityzmem ani jakąkolwiek formą antyżydowskości. Akcja filmu toczy się w Jerozolimie, a nie
np. wśród Eskimosów, i dlatego oglądamy w nim Żydów, a także Golgotę, a nie igloo. Trzeba pamiętać, że Żydami są nie tylko prześladowcy, ale ci, którzy okazują
Jezusowi współczucie. Najważniejsze zaś jest to, że Żydem jest również Jezus. Potwierdza to zatem prawdę, że kto spotyka Chrystusa, spotyka judaizm. A że byli Żydzi, którzy obrócili się przeciwko
Jezusowi - tego nie wolno przemilczać ani bagatelizować.
Film nie jest więc ani filosemicki, ani antysemicki. Pokazuje po prostu świat, w którym żył Jezus - świat wrogi, ale i przyjazny Jezusowi. Pasja uświadamia też, że byli
dobrzy Żydzi i źli Żydzi, dobrzy poganie i źli poganie - lecz granice dobra i zła nie przebiegają wyłącznie między ludźmi, lecz także w ich sercach. Gibson
zwraca uwagę na wewnętrzne uwikłania człowieka.
- Czy Żydzi są przedstawieni gorzej od Rzymian?
- Nie ma tu takiego dylematu. Nie jest to myślenie w kategoriach narodowościowych, ale w kategoriach losu pojedynczych bohaterów, znanych z Ewangelii, a nam, katolikom w Polsce, także z nabożeństwa Drogi Krzyżowej i Gorzkich żali. Reżyser starannie rozkłada tu akcenty. Pokazuje, że każdy z nas na drodze krzyżowej Jezusa zajmuje jakieś miejsce: jest i Weroniką, i Szymonem Cyrenejczykiem, Piotrem i Marią Magdaleną, i właściwie każdą postacią po trosze.
- W jednym z wywiadów powiedział Ksiądz, że każdy chrześcijanin powinien obejrzeć „Pasję”. Dlaczego?
- Odpowiem nie wprost: programowo nie oglądam filmów biblijnych, bo Słowo Boże zasadniczo jest do czytania i słuchania. Filmy je zazwyczaj spłaszczają, są robione na podobieństwo Czerwonego
Kapturka, zaś wydarzenia biblijne nabierają w nich posmaku baśni. Kiedy więc poproszono mnie, bym opracował tekst polski do Pasji, postawiłem warunek, że muszę ten film zobaczyć. Po obejrzeniu
byłem naprawdę wstrząśnięty. Nigdy dotąd nie widziałem filmu, który z takim artyzmem i z takim realizmem ukazywałby mękę i śmierć Jezusa. Jest to naprawdę piękny
i głęboki film, bo sięga do wnętrza człowieka i stawia każdego z nas wobec pytania: A wy za kogo Mnie uważacie? Film ten nie pozwala na obojętność
wobec Chrystusa. Zarówno reżyserowi, jak i aktorom udało się przełożyć słowa Ewangelii na język obrazu, który wymownie przemawia do duchowości współczesnego człowieka. Dlatego sądzę, że każdy
chrześcijanin powinien go zobaczyć. Powiem więcej - ten film powinien towarzyszyć rekolekcjom wielkopostnym. Nie ma ich zastępować - ale właśnie im towarzyszyć.
I jeszcze jedno: to, że Polska jest jednym z pierwszych krajów Europy, w których film wchodzi na ekrany kin, jest zrządzeniem Opatrzności. Bo nasza pobożność ma charakter pasyjny.
Kładziemy nacisk na rozważania Męki Pańskiej, na Gorzkie żale czy inne nabożeństwa pasyjne, znamy też misteria pasyjne - choćby w Kalwarii Zebrzydowskiej. Polacy zatem, jak bodaj żaden
inny naród, są przygotowani do właściwego odbioru tego filmu.
- Dziękuję za rozmowę.