Zapomniani polscy bohaterowie
Reklama
Na tle nasilenia ofensywy antypolonizmu w świecie i niektórych przejawów krajowego antypolonizmu tym bardziej pokrzepiają informacje o niedawno opublikowanym amerykańskim
bestsellerze wysławiającym przemilczanych polskich bohaterów czasów wojny. Oto, co pisze na ten temat świetny publicysta polonijny z USA Wojciech A. Wierzewski w tekście Polska,
Polacy i honor Zachodu (Nasz Dziennik z 24-25 stycznia): „Wręcz niewiarygodne, a jednak prawdziwe: doczekaliśmy się chwili (i książki), kiedy znów powraca się do
wyjątkowych cech polskiego charakteru polskich zasług dla Zachodu oraz zasad honoru w polityce międzynarodowej, których nie respektowano w odniesieniu do naszego kraju. Wszystko
to w nowym bestsellerze noszącym tytuł A Question of Honor, wykupywanym ostatnio przez wszystkie środowiska Polonii amerykańskiej z myślą o potencjalnych sojusznikach
i przyjacielach. Lynne Olson i Stanley Cloud, para amerykańskich dziennikarzy, legitymujących się efektownymi karierami w tutejszych mediach i znaczącym dorobkiem,
napisała i wydała ostatnio książkę o sprawie polskiej i Polakach jako o «zapomnianych bohaterach II wojny światowej» (...) ta właśnie książka o Polsce
i Polakach, a także o «honorze» w polityce wielkich mocarstw stała się prawdziwym wydarzeniem 2003 r. (...) Zasadniczą tezę tej książki stanowi
dobitny i świetnie zademonstrowany na dziesiątkach przykładów i cytatów autentycznych wypowiedzi i wspomnień pogląd, że kiedy brytyjski i francuski rząd bawił
się przed wybuchem wojny w staromodną, pełną pustych gestów i złudnej retoryki dyplomację, byle tylko nie stawić czoła rosnącemu w siłę niebezpieczeństwu agresji III Rzeszy
(...) były w Europie kraje, które absolutnie serio i z właściwą sobie godnością przygotowywały się do nieuchronnej konfrontacji (...). Tym krajem - przypomina się
dzisiejszym czytelnikom - była relatywnie mała Polska (...). Teza następna (...) zawiera się w haśle przewodnim niemal całej drugiej połowy książki Betrayal, czyli zdrada albo sprzymierzenie
(...). Fiasko strategii obłaskawienia Stalina i tamtej Rosji, tak zgubne dla wielkiej koalicji, odbyło się przede wszystkim - co podkreśla w całej rozciągłości ta pasjonująca
książka - kosztem najwierniejszych, najbardziej lojalnych i najszlachetniejszych - Polaków”.
W kontekście świetnej książki amerykańskich autorów warto zaakcentować również nader pochlebną jej angielską recenzję pióra Montagu Curzona, publikowaną na łamach The Spectator i przedrukowaną
w Forum z 15 grudnia 2003 r. Curzon stwierdził m. in.: „Nowa angielska książka na temat Dywizjonu 303 pokazuje odwagę i profesjonalizm polskich lotników. Dzięki
takim publikacjom możemy oddać choć drobną przysługę narodowi, który zdradziliśmy w czasie wojny”. Autor pisze dalej o Polakach jako ofiarach „ponurej Realpolitik okresu
powojennego, których my, ich sojusznicy, potraktowaliśmy tak nikczemnie, choć zrobili tak wiele, by nas ocalić”. Według Curzona: „W bitwie o Anglię Dywizjon Kościuszkowski (303)
miał na swoim koncie najwięcej zestrzelonych niemieckich samolotów, a kompetentni oficerowie RAF-u uważali, że to właśnie ta polska jednostka, wraz z innym polskim dywizjonem, prawdopodobnie
ostatecznie przechyliła szalę zwycięstwa (...). Polacy atakowali Niemców z taką furią, że niektóre załogi niemieckich bombowców, zorientowawszy się, że zbliżają się do nich polscy lotnicy,
wyskakiwały na spadochronach, zanim ich samoloty zostały trafione. Później formacje amerykańskich bombowców domagały się eskorty Polaków - tak agresywna była ich obrona i tak troskliwa
opieka”.
W czasie gdy tak usilnie próbuje się oszczerczo „odbrązawiać” piękne karty naszej historii w niektórych wpływowych polskojęzycznych mediach, tym bardziej cieszy to mocne docenienie
polskich zasług w książce amerykańskich autorów. Podobnie jak w nowej książce prof. Normana Daviesa o Powstaniu Warszawskim Rising.
Zbrodnia w Koniuchach
W sygnalizowanej już w poprzednim numerze Niedzieli wkładce do Naszego Dziennika z 27 stycznia pt. Niechciana rocznica ukazały się dokumenty, wspomnienia i relacje o zbrodni
w Koniuchach. Jest to wstrząsająca historia wymordowania mieszkańców całej polskiej wsi Koniuchy, w tym wielu kobiet i dzieci, przez sowieckich partyzantów, głównie żydowskich,
29 stycznia 1944 r. (O sprawie tej przemilczanej masakry pisałem wcześniej w tomiku Kogo muszą przeprosić Żydzi, Warszawa 2002, krytykując powolność działalności IPN w kwestii
tej zbrodni na Polakach). Na tym tle tym bardziej warto polecić wstrząsający opis masakry w Koniuchach zamieszczony w tekście Hanny Sokolskiej Niechciana zbrodnia. Autorka wymienia
wśród zamordowanych przez sowieckich partyzantów ofiar m.in. 1,5-roczną Molisównę, 10-letnią Jadwigę Bobinównę, 8-letniego Zygmunta Bandalewicza. Mieszkańców wsi wymordowano za to, że sprzeciwiali
się ciągłym rabowaniom wsi przez partyzantów. Według rzecznik prasowej Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto: „W mordzie wzięło udział nie tylko około 50 żydowskich partyzantów z Brygady
Litewskiej, ale także wielu żydowskich członków Brygady Kowieńskiej oraz innych oddziałów”. H. Sokolska z oburzeniem stwierdza, że w całej sprawie: „Śledztwo toczy się
opieszale i są niewielkie szanse na jego zakończenie w szybkim czasie. Nie podjęto próby odszukania i przesłuchania byłych sowieckich i żydowskich partyzantów,
uczestników akcji w Koniuchach, zamieszkałych w Rosji, Izraelu i USA (...). Mimo tak licznych informacji, niepozostawiających żadnych wątpliwości co do sprawców i przyczyn
popełnionej zbrodni, nie stała się ona przedmiotem zainteresowania mediów. Można w tym zakresie dokonać porównania z długotrwałą kampanią medialną, dotyczącą zbrodni w Jedwabnem
(...). Koniuchy pozostają zaś jedną z wielu licznych zbrodni popełnionych w okresie II wojny światowej, które - z uwagi na kontekst narodowościowy - usiłuje
się zakryć wstydliwym milczeniem”.
Sprawę masakry polskiej ludności we wsi Koniuchy szeroko omawia znany badacz czasów wojennych Leszek Żebrowski w tekście: Zbrodnia w Koniuchach. Nowe dowody (Nasza
Polska z 3 lutego). Opisując historię okrutnej rzezi popełnionej na Polakach, Żebrowski podobnie jak Sokolska przeciwstawia powolność działań IPN w tej sprawie i brak
nagłośnienia w mediach ogromnemu rozgłosowi medialnemu w Polsce i w świecie, jaki towarzyszył sprawie Jedwabnego. Pisze: „Koniuchy nie wzbudzają natomiast
prawie żadnego zainteresowania mediów (...). Prezydent, czynniki rządowe i instytucje do tego powołane całkowicie zignorowały rocznicę tej tragedii”.
Obok tekstu Żebrowskiego znajdujemy bardzo interesującą, a dotąd nieznaną w Polsce relację z pamiętnika Ruzki Korczaka, uczestnika rzezi na Polakach. Wspominał on
w tekście wydanym w 1977 r. w Tel Awiwie m.in.: „Żydowscy partyzanci opuścili miejsce zasadzki i poszli do boju. Po zaciętej potyczce opór mieszkańców
wsi został złamany. Partyzanci palili dom za domem; od ich kul zginęło wielu chłopów, kobiet i dzieci. Tylko nieliczni uratowali się. Wieś została starta z oblicza ziemi
(...). Historia wsi Koniuchy na długo poskromiła inne wsie w całym okręgu. Ta operacja karna, jak również sposób jej przeprowadzenia wywołały w obozie żydowskim głęboką konsternację
i ostrą krytykę ze strony wielu bojowników (...). Wielu z uczestniczących w akcji bojowników żydowskich wróciło do bazy wstrząśniętych i przygnębionych”.
Warto zacytować w tym kontekście za tekstem AKA: Mord w Koniuchach (Rzeczpospolita z 28 stycznia) przytoczony przez Chaima Lazara rozkaz: „Nie darować
nikomu życia”. I nie darowano. H. Sokolska w cytowanym wcześniej tekście z Naszego Dziennika przytoczyła m.in. fragment wstrząsającej relacji uratowanej z rzezi
Stanisławy Woronis na temat działań sprawców rzezi: „Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem
zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z osiem kul po piersiach puścili”.
Pryska mit Owsiaka
Przez lata w kręgach najbardziej wpływowej prasy bezkrytycznie lansowano kult Jerzego Owsiaka, nie bacząc na różne specyficzne wyskoki autora hasła Róbta, co chceta. Tylko w prasie
prawicowej oburzano się na przechwałkowe wspominki Jerzego Owsiaka, opowieści o tym, jak to kiedyś w szkole przebijał nauczycielom opony w samochodach czy palił dzienniki
szkolne, a jednak wyrósł na wielkiego człowieka (Życie na gorąco). Ostatnie incydenty na Przystanku Woodstock, w tym potłuczenie rozlicznych okularów na niechcianym stoisku, wpłynęły
na początki pewnego dystansowania się od Owsiaka także na łamach wielkonakładowej prasy. Szczególnie wymowny pod tym względem jest tekst Mai Narbutt: Człowiek orkiestra (Rzeczpospolita z 31
stycznia). Czytamy tam m. in.: „Kiedy spojrzy się na CV Owsiaka - z trudem zrobiona matura i trzy nieudane podejścia na ASP i psychologię - trudno wyobrazić
sobie, by był idealnym kandydatem na szefa wielkiej fundacji, przez którą do tego roku przepłynęło już ok. 45 milionów dolarów, czy też na idola tłumów. Jego biografia wraz z epizodem pobytu
w szpitalu psychiatrycznym i symulowaną schizofrenią w celu uniknięcia wojska jest typowa dla środowisk alternatywnych, ale raczej nie dla ludzi sukcesu”. Według
M. Narbutt: „(...) trudno nie zauważyć, że Owsiak raczej nie przepada za Kościołem. - Bzdury mówisz, to nie ma nic do rzeczy - denerwuje się Owsiak, gdy sugeruję, że jego
dom rodzinny zaszczepił w nim, oględnie mówiąc, sporą rezerwę wobec Kościoła. Deklarujący się jako «niechodzący do kościoła katolik», wychował się w ateistycznym środowisku
- partyjny ojciec był wysoko postawionym milicjantem, niepartyjna matka była osobą niewierzącą (...) sporo osób, które miały zawodowe kontakty z Owsiakiem, za jego piętę achillesową
uznaje brak tolerancji na krytykę”.
Uwagi M. Narbutt o ateistycznych tradycjach domu rodzinnego Owsiaka przypominają o ciągle niedocenianym znaczeniu wpływu rodowodów rodzinnych różnych „gwiazd” dzisiejszego
życia publicznego. Dla przykładu, wielu z nas zastanawiało się nad źródłami tak wielkiej lewicowej agresywności i tendencyjności Moniki Olejnik w jej programach. A tu
nagle dowiadujemy się z tekstu Kamila Śmiałkowskiego: Powszechne ześwinienie, omawiającego autobiografię PRL-owskiego komentatora Tadeusza Zakrzewskiego na łamach postkomunistycznego Wprost
(z 8 lutego), iż: „Monikę Olejnik wciśnięto do radia w pierwszym okresie stanu wojennego na polecenie komisarza wojennego. Za tą decyzją stał jej ojciec, pułkownik, szef ważnej
jednostki MSW”.
Spotkania z prof. Jerzym R. Nowakiem
W czwartek 19 lutego godz. 17.00 - w Poznaniu, w sali NOT (ul. Wieniawskiego);
W niedzielę 22 lutego godz. 16.00 - w Gdańsku Wrzeszczu, w sali Akcji Katolickiej przy parafii Świętego Krzyża (ul. Mickiewicza);
W poniedziałek 23 lutego godz. 17.00 - w Skierniewicach, na plebanii parafii św. Jakuba (ul. Senatorska).
Pomóż w rozwoju naszego portalu