Co było i jest duchową siłą Misjonarek Miłości? Przede wszystkim Msza św. W Eucharystii widziały Chrystusa w postaci chleba. „Jeśli prawdziwie rozumiemy Eucharystię,
jeśli uczynimy Eucharystię centralnym punktem naszego życia, jeśli karmimy nasze życie Eucharystią, nie będzie nam sprawiać trudności odkrycie Chrystusa, kochanie Go i służenie Mu w ubogich”.
Rozpoczynały więc dzień od spotkania z Jezusem, by pogłębiać swoją wiarę. „Jeżeli możemy widzieć Jezusa pod postacią chleba - przekonywała Matka Teresa - możemy także widzieć
Go w kruchych ciałach biedaków. Oto dlaczego potrzebujemy zjednoczenia z Chrystusem, dlaczego potrzebujemy głębokiej wiary w Niego (...). Kiedy osiągamy tę głębię związku
z Chrystusem i jesteśmy w stanie w pełni Go uznać, możemy zająć się okaleczałymi ciałami”.
Opatrując rany biedaków, siostry dotykały Jezusa. Karmiąc się Eucharystią, zdobywały energię, którą potem wydatkowały na swoich najbiedniejszych. Idąc w dzielnice nędzy, widziały Chrystusa
w budzących litość biedakach - w ich zniszczonych ciałach, w dzieciach, w umierających. Same żyły jak święte. Matka Teresa mówiła, że uczyniła ślub, iż
przysporzy Kościołowi świętych ludzi, i zgodnie z tym zamierzeniem konsekwentnie kształtowała swe podopieczne. Nie zadowalało jej, gdy były tylko dobrymi zakonnicami. Pragnęła, aby
były zdolne do złożenia Bogu ofiary doskonałej. Tylko świętość mogła dopełnić miary takiego daru. Pomocą w tym były konstytucje zgromadzenia, w których - według Matki Teresy
- zawarta została wola Boża. M.in. poranne czwartkowe medytacje były poświęcone refleksji nad którymś z punktów konstytucji. Matka również brała udział w codziennym półgodzinnym
czytaniu duchowym, kierowała do sióstr nauki, potrafiła uzasadnić każdy punkt reguły, porównując ją za św. Wincentym do „skrzydeł, na których wzlatuje się do Boga”.
Zjednoczeniu z Chrystusem służyła codzienna modlitwa przed Najświętszym Sakramentem. Ci, którzy obserwowali Matkę Teresę pogrążoną w modlitwie, mogli się przekonać, jak bardzo
jest zespolona z Bogiem. W tym momencie nic i nikt poza Nim nie miało dla niej znaczenia. Wchodząc czy wychodząc z kaplicy, dotykała głową podłogi w pokłonie.
Jej oddanie się Bogu zdawało się całkowite. Pragnęła być tylko narzędziem w Jego dłoni. Treścią życia uczyniła tworzenie rzeczy pięknych dla Boga. „Wszystko, co poświęcamy dla Boga, staje
się piękne” - mówiła siostrom. Także śmierć. Kiedy 7 maja 1966 r. jedna z sióstr umierała pogryziona przez wściekłego psa, Matka Teresa spędziła z nią ostatnie czterdzieści
osiem godzin jej życia, trzymając ją za rękę. Potem powiedziała: „Nasze straty na ziemi są naszym zyskiem w niebie”. Albo gdy w sierpniu 1986 r. utonęły
dwie siostry - drewniany most zawalił się i ambulans, którym wracały od biednych, wpadł do rzeki - Matka Teresa przedstawiła to, co się stało, jako historię „naszych dwu najdroższych
sióstr, które poszły służyć chorym i ubogim, a Jezusowi tak się to podobało, że w nagrodę zabrał je do siebie (...). Kiedy ogrodnik przychodzi zrywać kwiaty, wybiera najpiękniejsze.
Tak samo postępuje Jezus z nami”.
Czyż to zawierzenie Bożej Opatrzności nie było cudowne? Zasadzało się ono na wielu znakach codziennej Bożej opieki, z których kilka chciałbym jeszcze przywołać. Oto pewnego popołudnia nowicjuszka
odpowiedzialna za kuchnię oznajmiła Matce Teresie, że skończyły się zapasy ryżu. W domu nie było też ani jednej rupii, aby go kupić. O 16.30 jakaś nieznajoma zjawiła się
w drzwiach z torbą. „Coś mnie skłoniło, żeby wam to przynieść” - powiedziała. W torbie było tyle ryżu, że tego wieczoru wystarczyło go dla wszystkich
na kolację.
Fragment z książki Czesława Ryszki Święta z Kalkuty, Częstochowa 2003, Biblioteka „Niedzieli”, ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa, tel. (0-34) 365-19-17 wew. 228, e-mail: redakcja@niedziela.pl.
Pomóż w rozwoju naszego portalu