Czego sam nie mogę zobaczyć - to swojego spojrzenia. Ale nie tego beznamiętnego z lustra, lecz takiego, w którym ktoś czyta we mnie więcej, niż się spodziewam. Dlatego często uciekamy ze spojrzeniami, jakbyśmy wstydzili się nagości duszy. Żadnego spojrzenia nie można w pełni ani uchwycić, ani opisać. Ten błysk oczu w ułamku sekundy niesie czasem w sobie tyle, że może zmrozić, ogrzać, rozpalić; uwieść, zauroczyć, odrzucić; prześwietlić, zgasić, zatruć; poderwać, zachwycić, a nawet zabić... Teraz coraz częściej spotykamy spojrzenia: taksujące, pogardliwe, pożądliwe, zalęknione, zdradliwe, interesownie zaciekawione, bez wyrazu, szydercze, ironiczne, zimnoobojętne, mroczne... Rzadziej: ciepłe, czułe, przejrzyste, mile zdumione, dodające otuchy, uśmiechnięte, pełne wewnętrznego światła, nieba...
Znajomy artysta uczył mnie rozpoznawać, który z portretów malarskich jest arcydziełem, który dobrym rzemiosłem, a który kiczem. Wiadomo, że tu zwykłą intuicję powinna jeszcze uzupełnić
jakaś wiedza. On wskazywał szczególnie na oczy i spojrzenie. Z arcydzieł czytał wręcz charaktery portretowanych osób: zarozumiałych, pustych, wrażliwych, marzycieli, zakochanych...
Kiedyś przeglądaliśmy album z dziesiątkami obrazów, wizerunków Marii Magdaleny. Z nich uczył mnie czytać bardziej spojrzenia ich twórców na kobietę, zwłaszcza piękną, budzącą
pożądanie. Rzadko który z malarzy sięgał głębiej niż piękno ciała niedawnej kurtyzany. I wtedy zaproponowałem, żeby on ją namalował. Długo rozmawialiśmy o tej scenie,
kiedy chciano ją ukamienować. A potem on ją nosił w sobie kilka dni. Malował długo. Była to sama twarz tej kobiety, a w oczach trwożliwość i bezbrzeżne
zdziwienie, w którym rodziła się i czułość, i płacz, i powierzenie się... To była odpowiedź na spojrzenie Tego, który w niej ujrzał to, czego nikt
dotychczas nawet nie przeczuł. On tym spojrzeniem „stworzył” w niej miłość, która widzi twarzą w twarz najpiękniejszą cząstkę człowieka. Jest takie zdanie Judasza w dramacie
K. H. Rostworowskiego, kiedy ten mówi do Kajfasza o Jezusie: „Panie! Ty byś zgasł!... Ty byś jak owoc w słońcu dojrzał, gdyby na ciebie spojrzał raz!”.
Może wielu potrafi grać spojrzeniem, imitować to, czego w nim nie ma, ale czy można tak długo i przed każdym? W końcu w którymś momencie, bezwiednie, błyśnie,
objawi się dusza... I co (a może kogo) napotka w odpowiedzi w czyimś spojrzeniu?
TYM, CO ZBAWIA CZŁOWIEKA, JEST SPOJRZENIE BOGA... DLATEGO NIE MOŻNA ODWRACAĆ OD NIEGO SWOJEGO SPOJRZENIA...
Pomóż w rozwoju naszego portalu