Szanowna Redakcjo!
Nie będzie to „cukrowanie”, jeżeli napiszę, że Wasz tygodnik jest najlepszym i najwartościowszym polskim tygodnikiem. Czyta się go zawsze z wielkim zainteresowaniem,
niejednokrotnie powracając na przeczytane już strony. Zawarte tam różnorodne tematy są nie tylko ewangelizujące, ale i informacyjno-dydaktyczne, po prostu - niosące ludziom pomoc. Jestem
zagorzałą fanką „Niedzieli” od kilku lat, od kiedy odeszłam na rentę po przebytym zawale serca. Przyznaję, że od niedawna zaczęła mnie interesować rubryka „Chcą korespondować”.
Początkowo wprawiała mnie ona w zdumienie: „samotność” - to niemożliwe, a jednak stopniowo, powoli i ja zaczynałam ją odczuwać. Syn założył rodzinę,
wnuki już wyrosły i nie potrzebują opieki babci i obserwuję, jak większość osób z wielu przyczyn zamyka się jak żółw w swojej skorupie. To dobrze, że u niektórych
pozostaje jeszcze chęć podzielenia się listownie swoimi doświadczeniami, przeżyciami, refleksjami z uprzednio wykonywanej pracy i obecnymi zainteresowaniami - nie tylko książką,
operą bądź operetką...
Dlatego chciałabym dołączyć do sympatyków rubryki „Chcą korespondować”, wszak katolicki tygodnik jest niejako gwarantem czytelników na pewnym poziomie kulturalnym, a nade
wszystko chrześcijańskim.
Pozostaję z wielką atencją dla Czcigodnego Księdza Redaktora Naczelnego, a wszystkim Pracownikom Tygodnika „Niedziela” życzę wielu Bożych łask, darów Ducha Świętego
i żeby sukcesy przekroczyły oczekiwania!
Szczęść Wam Boże. Z wyrazami szacunku i sympatii
Helena
Staramy się, aby nasza gazeta była jak najlepsza! Inaczej nie powinno się w niej pracować. Ale także jest to zasługa naszych Czytelników. Z listów dowiadujemy się, jak bardzo są
nam przychylni. Oczywiście, czekamy zawsze na opinie krytyczne, które pomagają nam się rozwijać.
Już wielokrotnie zastanawialiśmy się też wspólnie nad odczuwaniem samotności, która jest jakby przewodnim motywem tej całej rubryki. Każdy kolejny list przynosi jakąś jej odmianę, jakiś nowy, indywidualny
przykład. Bardzo boleję nad tym morzem samotności i czasami, gdy przez dłuższy czas przygotowuję ogłoszenia do naszej rubryki, ogarnia mnie jakieś zwątpienie i beznadziejność tej
sytuacji. Oczywiście, chętnie drukujemy przesyłane do naszej redakcji listy, których adresaci szukają przyjaciół. Czasem rzeczywiście jest to jakaś szansa dana losowi, by spotkać kogoś, kogo nigdy byśmy
nie poznali, gdyby nie możliwość korespondencji. Ale to jest trochę jak w totolotku.
Tymczasem nieraz prawdziwy przyjaciel może mieszkać tuż obok nas, tylko nie poznaliśmy się z nim do tej pory.
Moi sąsiedzi lubią mocną i głośną muzykę. Szczególnie gdy byli młodsi, odbywały się u nich głośne zabawy, co teraz „przeszło” na ich dzieci... Nie pomagały prośby
ani groźby, wzywanie policji, skarżenie się w administracji. A jednak jakoś udało się „ucywilizować” wzajemne stosunki. Oni zawiadamiają, kiedy będą mieli gości, a my
tak staramy się w tym czasie zorganizować swoje życie, by nam to aż tak bardzo nie przeszkadzało. Kilka razy do roku można się przecież wykazać cierpliwością i wyrozumiałością. Mamy
za to życzliwych sąsiadów, którzy w razie różnych życiowych awarii są otwarci na nasze potrzeby (choćby sąsiedzkie „pożyczki”, zwrócenie uwagi na mieszkanie podczas nieobecności).
I okazuje się, że nie żyjemy na samotnej wyspie. Kochajmy się!
Pomóż w rozwoju naszego portalu